Strona głównaGryKobiety na froncie! Przynajmniej w Battlefield V

Kobiety na froncie! Przynajmniej w Battlefield V

Poprawność polityczna, równość płci oraz walka z rasizmem. Co łączy wszystkie trzy hasła i grę Battlefield V? Nadchodzący tytuł autorstwa studia DICE udowadnia, że walka o lepsze jutro nie zmierza w najlepszym kierunku…

Od paru lat garstka rozsianych po całym świecie bojowników krzyczy i biega atakując wszystkich, podejrzanych o szerzenie nienawiści do innych ras i płci. Korzystając z dobrodziejstw starych jak i nowych mediów wrzaski te, najczęściej mocno przesadzone nabrały mocy tak wielkiej, że i przeciętny Kowalski daleki od jakichkolwiek burzliwych stwierdzeń zauważy z łatwością odwrotną patologię jaka zaczyna się pojawiać wokół gorących tematów.

Battlefield V stało się kolejnym przykładem gry, w której historyczne fakty zaginą pod naporem protestów, agresywnych haseł i pięści rozjuszonych niewiast. Widzieliście wczorajszą prezentację? Trafiliście na zwiastun? Zerknęliście na grafiki i zrzuty ekranu?

Odłóżcie podręczniki, zgaście karty wikipedii. Nikt was nie oszukał, mówiąc że na frontowych liniach największego konfliktu zbrojnego XX wieku nie było zbyt wielu kobiet. Ich udział był istotny, dając się odczuć przede wszystkim na terenach fabryk, lazaretów, baz i sztabów wojskowych. EA serwuje nam alternatywną wersję, racząc nieco absurdalnymi historiami walki ramię w ramię kobiet i czarnoskórych żołnierzy, na bliskim dystansie podczas wyjątkowo dynamicznych i krwawych potyczek. Moment. Czy ja widziałem protezę?

Cel sił zbrojnych, wystawionych do walki w zawierusze o skali tak wielkiej jest prosty i oczywisty. Za pomocą wszelkich dostępnych środków, umiejętności i wiedzy pokonać agresora. Możliwie wydajnie, skutecznie i przy zminimalizowaniu strat własnych. Nie pamiętam, żebym przy dowodzeniu własnym oddziałem airsoftowych wojaków wysyłał na szpicę kogokolwiek, kto mógłby zmniejszyć szanse na zwycięstwo. Żołnierz z protezą w miejscu ręki czy filigranowa postać kobieca prowadzi natarcie? Popytajcie znajomych oficerów.

[you tube=fb1MR85XFOc]

Problem widzą również tysiące graczy, czekających z zapartym tchem na następcę wyjątkowo udanego Battlefield 1. Na zlokalizowanie teatru działań gry na scenie wydarzeń II Wojny Światowej czekałem również ja, pokładając w nadchodzącym tytule EA DICE wielkie nadzieje. I co? Ogromna łyżka dziegciu od samego wejścia. Twitter ćwierka głośniej niż moja papuga, Reddit wtóruje. Niewielu się cieszy, dominują protesty, niezadowolenie, złość. Po niedawnej premierze Call of Duty: WWII i fali niezadowolenia z miernej wierności historycznej tej produkcji i kuriozalnych sytuacji, pojawiła się iskierka nadziei. Sztandarowa seria elektroników otrzymała od konkurencji idealny grunt pod błyskawiczne osiągnięcie sukcesu i zachwycenie graczy na całym świecie. Niestety.

Warto zbojkotować produkcję? Gra będzie klapą? Twórcy zasłaniać mogą się wizją artystyczną, przekonywać że możliwie wierne oddanie warunków frontowych zaszkodzi graczom. Niekoniecznie, jednak winnego nie powinniśmy szukać wśród ekipy deweloperskiej. Na aktualny kształt produkcji wpłynął bowiem cały nasz piękny, zwariowany świat. Miejmy nadzieję, że odejście od faktów zaspokoi grupy feministek-bojowniczek i wszystkich tych, którzy gotowi są do podniesienia pochodni nie widząc w treści heroicznej postaci o ciemniejszym kolorze skóry. Niech śpią spokojnie, aby EA DICE mogło zająć się dopieszczeniem nadchodzącego Battlefield V, wynosząc wojenne strzelanki na nowy poziom. Graczom pozostaje powstrzymać negatywne emocje, zaparzyć dobrą herbatkę i obserwować rozwój gry. Wątpię, by zjawisko nadużycia walki o równość osłabło w najbliższych latach, pozostawiając swoje piętno nie tylko w grach.

Źródło: kotaku

Bądź na bieżąco

Obserwuj GamingSociety.pl w Google News.

Szymon Nocoń
Redaktor, Testy wideo, Dział esport i gry

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Treść komentarza
Wpisz swoje imię