Drużyny biorące udział w IEM Sydney najwyraźniej bardzo wzięły sobie do serca to, że turniej dzieje się “po drugiej stronie globu” i postawiły w nim wiele kwestii… na głowie. Jak do tej pory bowiem wielu faworytów zawiodło, a ekipy, na które nikt nie stawiał – zaskakują.
Chyba największą niespodzianką pierwszego dnia turnieju jest odpadnięcie ekipy SK. Brazylijczycy, którzy próbują na nowo odnaleźć formę po tym jak w miejsce Taco pojawił się Stewie2K, najpierw po dogrywce przegrali swoje pierwsze spotkanie, na ekipę TyLoo, by w loosers bracket sensacyjnie ulec 2:1 reprezentantom gospodarzy – Grayhound Gaming.
O krok od podzielenia ich losu są zespoły FaZe oraz Cloud9. O ile jeszcze po amerykanach można oczekiwać różnych wyników, o tyle FaZe w dalszym ciągu jest kojarzone ze światową czołówką. Cloud9 najpierw łatwo wygrali z Grayhound 16:6, by w drugiej rundzie ulec TyLoo 0:2. Tym samym w niedzielę o swoje być albo nie być powalczą z ekipą ORDER. FaZe natomiast zaczęli od wygranej z ORDER 16:4, by w kolejnym spotkaniu doznać porażki z Renegades 1:2. Ich przeciwnikiem w loosers bracket będzie Grayhound.
Oprócz wspomnianych spotkań, bardzo ciekawie zapowiada się również mecz fnatic z G2 Esports. To starcie powinniśmy zobaczyć około godziny 11:00, a więc o całkiem znośnej porze jak na różnicę czasu. Kogo typujecie na triumfatora całego turnieju?
Źródło: wł.