Strona głównaRecenzjeGryKnockout City – graliśmy w zbijaka na sterydach od Electronic Arts

Knockout City – graliśmy w zbijaka na sterydach od Electronic Arts

Bogate w multiplayery portfolio Electronic Arts poszerzy się niedługo o kolejny tytuł. Kilka dni temu mieliśmy okazję przetestować Knockout City, drużynową grę online w zbijaka.

Kolorowe, niestandardowe multiplayery robią się ostatnio coraz bardziej popularne. Wiele twórców odbiega od podstawowych gatunków jak wyścigi czy shootery i decyduje się wprowadzić w świat gier online odrobinę różnorodności. Fall Guys pomieszało platformówki z battle royale i stworzyło hit. Rocket League dalej ma się świetnie, a EA w tym roku swoich sił spróbuje z Roller Champions, które ogrywaliśmy kilka miesięcy temu. Wbrew pozorom Knockout City ma więc przed sobą dosyć trudne zadanie.

 

Easy to learn

Podstawy Knockout City są bardzo proste. Jest to klasyczny dodgeball (tutaj przewrotnie nazywany przez twórców dodgebrawlem), zbijak. Biegamy po mapie, zbieramy piłki i rzucamy w przeciwników. Dwa trafienia w ten sam cel gwarantują punkt naszej drużynie, a wyeliminowany rywal po chwili z powrotem pojawia się na mapie.

Sterowanie na pierwszy rzut oka ogranicza się do rzucania, łapania i uników. Trzymając lewy przycisk myszy ładujemy swój rzut i namierzamy cel. Jeżeli ktoś znajduje się w zasięgu rzutu, pojawia się na nim celownik i po puszczeniu lewego przycisku myszy piłka leci automatycznie w jego kierunku. Gra ostrzega przeciwnika, że jest namierzany i kiedy staje się celem ataku, w obronie może zrobić unik albo zdecydować się na bardziej ryzykowny manewr i złapać lecącą piłkę.

Na rozgrywkę bardzo duży wpływ mają mapy. Nie różnią się one od siebie wyłącznie wyglądem, ale również drobnymi mechanikami, które można wykorzystać na własną korzyść podczas walki. Mapy na swój sposób dyktują tempo rozgrywki. Najlepszym tego przykładem jest jedna z lokacji dostępnych podczas naszych testów, która zapewniała bardzo dużo wertykalnej walki. Można nagle wspiąć się na wyższe konstrukcje z piłką w ręku i z góry atakować rywali. Kontrolowanie high groundu staje się momentami ważniejsze niż eliminowanie przeciwników.

Ponadto, na początku każdego meczu losowana jest specjalna piłka, którą można zgarnąć co jakiś czas w przeznaczonym do tego miejscu. Czasami jest to igrający z grawitacją Moon Ball, a innym razem piłka, która po trafieniu zamyka rywala w okrągłej klatce.

 

Hard to master

Knockout City nabiera kolorów, kiedy zagłębiamy się w zaskakująco szczegółowy samouczek. Stawia on gracza w różnych, coraz to trudniejszych scenariuszach i przedstawia bardziej zaawansowane mechaniki gry. Wtedy właśnie okazuje się, że Knockout City to nie kolorowa i sympatyczna gra w zbijaka, tylko drużynowy multiplayer, gdzie współpraca pomiędzy trójką graczy może okazać się ważniejsza od indywidualnych umiejętności.

Knockout City

Jako samotny, pojedynczy gracz mamy jednak do dyspozycji kilka bardziej zaawansowanych mechanik niż tylko prosty rzut. Piłkę można podkręcać na różne sposoby, odbijać ją w kierunku przeciwnika robiąc unik w jej stronę albo udawać chęć wykonania rzutu. Nagle okazuje się, że nawet rywal chowający się za przeszkodą nie jest bezpieczny. Wystarczy odpowiednio podkręcić piłkę, a omija ona słup czy ścianę i trafia prosto w plecy gracza. Dzięki fake’om ciekawsze stają się z kolei bezpośrednie pojedynki, kiedy stoimy z rywalem twarzą w twarz. Możemy wykonać fake i zmusić go do odskoku albo próby złapania piłki. Podobnie jak podczas dryblingu w Fifie, obrońca często musi wykonać pierwszy ruch, a niewłaściwa decyzja zostawia go bezbronnego, otwartego na atak.

Najważniejszą mechaniką Knockout City jest jednak bez wątpienia Overcharge, poziom naładowania naszego rzutu. Kiedy podniesiemy piłkę z podłogi, przytrzymamy lewy przycisk myszy i wykonamy rzut, jest to zaledwie pierwszy poziom Overcharge, którego max wynosi aż sześć. Zamiast od razu wyprowadzić atak możemy wykonać kilka czynności, żeby naładować Overcharge i zaatakować później, znacznie silniejszym rzutem. Overcharge ładują perfekcyjne przejęcia i podania między graczami. Po kilku podaniach piłka leci z naprawdę dużą prędkością i wycelowana w rywala staje się wyjątkowo trudna do przechwycenia.

Element współpracy w Knockout City potęguje fakt, że każdy z graczy może zamienić się w kulkę. Możemy turlać się po mapie albo wskoczyć w ręce swoich sojuszników i pozwolić im przy pomocy naszego ciała wyprowadzić atak w rywala. W sytuacjach kiedy jesteśmy daleko od najbliższej piłki i musimy jakoś przejść do ofensywy, współpraca okazuje się kluczem do sukcesu.

 

Przemyślana, dopracowana premiera

Knockout City traktowałem najpierw głównie jako zabawną ciekawostkę. Z każdym kolejnym meczem i pokonanym samouczkiem coraz bardziej docierało do mnie jednak, że rozgrywka ma w sobie sporo głębi i przy odpowiednim zaangażowaniu ze strony społeczności, faktycznie mogłaby się sprawdzić w warunkach competitive. Już podczas testów, kiedy w którejś z drużyn pojawiał się ktoś z dopiskiem „EA” w nicku, widziałem, że gra faktycznie wymaga skilla i można bardzo szybko odróżnić amatora od osoby, która spędziła w Knockout City kilka ostatnich lat.

Chociaż rozgrywka zrobiła na mnie spore wrażenie, jeszcze bardziej imponuje mi przemyślana premiera, jaką Velan Studios planuje zaserwować graczom 21 maja. Twórcy podczas sesji Q&A wśród dziennikarzy i influencerów zostali zasypani przeróżnymi pytaniami. Bywały kwestie bardzo proste, jak chociażby inspiracje. Nie zabrakło jednak tych dużo trudniejszych pytań, jak pewne rozwiązania matchmakingu lub plany na przyszłość i oczekiwania względem premiery.

Już kilka dni przed premierą przedstawiciele Velan Studios byli w stanie powiedzieć, że wychodzenie z gier będzie karane i mają gotowy system dołączania do meczów w trakcie gry. Osoba, która dołączy do zaczętego meczu, dostanie do statystyk ewentualne zwycięstwo, ale nigdy nie zaliczy jej porażki. Dla porównania powiem, że rozwiązania na ten problem wciąż nie znalazł Respawn, który na początku maja do Apexa wprowadził nowy tryb Aren, rujnowany aktualni przez regularnie wychodzących w trakcie meczu graczy.

Ponadto, Knockout City przez pierwsze 10 dni od swojej premiery będzie dostępne jako gra free to play. Pełna wersja, ze wszystkim trybami, Battle Passem oraz customizacją postaci, trafi do graczy za darmo. Będzie można sprawdzić każdy element gry i dopiero po ponad tygodniu testów podjąć decyzję o ewentualnym zakupie.

Gdyby tego było mało, 25 maja startuje pierwszy sezon, gry rankingowe i zestaw sezonowych zadań. Velan Studios ma już gotowy system zadań dziennych, tygodniowych oraz playlist zmieniających się każdego tygodnia. Patrząc na niektóre rozwiązania tego multiplayera i tonę contentu, jaką szykuje Velan już na samą premierę, trudno uwierzyć, że jest to dopiero druga gra tego studia.

Po paru godzinach spędzonych na ostatnich testach mam względem Knockout City dwie, główne obawy. Pierwsza z nich to rzecz bardzo subiektywna. Estetyka i styl tej gry zupełnie do mnie nie przemawiają. Nie bawi mnie DJ nadający z Księżyca, nie śmieszą faceci w spódniczkach rzucający się magicznymi piłkami. Minąłem się zupełnie z targetem tej gry i bardziej niż dziesiątki strojów i możliwość przemalowania kabrioletu mojej „ekipy” przemawia do mnie złożony i wymagający gameplay. Momentami czułem się w tej grze jak w Fortnite, gdzie najpierw prowadziłem długi, męczący pojedynek z rywalem, a potem patrzyłem, jak jego przebrany za banana kolega gra na saksofonie nad moim lootem.

Nie jestem też pewny, czy Knockout City utrzyma przy sobie większą liczbę aktywnych graczy, kiedy po 10 dniach od premiery przejdzie w model klasycznego buy to play. Na pewno jest za wcześnie, żebym stwierdził, że gra nie jest warta 20$, które będzie trzeba zapłacić za ten tytuł w czerwcu. Ba, szybciej byłbym w stanie obiektywnie wytłumaczyć cenę 20$ za Knockout City niż 60$ za premierową wersję Call of Duty: Black Ops Cold War. Velan Studios próbuje zbudować społeczność głównie dzięki użytkownikom Xbox Game Pass Ultimate oraz EA Play i mam nadzieję, że odniosą sukces. Zbyt dużo gram jednak w multiplayery, żeby nie podchodzić z odrobiną sceptycyzmu do płatnego tytułu skupionego wyłącznie na rywalizacji online i współpracy.

O jakości Knockout City ostatecznie zadecyduje społeczność. Ja mogę teraz śmiało powiedzieć, że przez tę parę godzin bawiłem się naprawdę dobrze i mógłbym od czasu do czasu zrezygnować z meczu w Rocket League, żeby z dwójką znajomych porzucać piłkami do ludzi z internetu. Nie mam też wątpliwości, że twórcy są przygotowani do nadchodzącej premiery i skonstruowali swoją grę w taki sposób, żeby gracze nie nudzili się nawet przez chwilę. Podobnie jak w przypadku większości mulitplayerów, wszystko sprowadzi się jednak do tego, jak Knockout City poradzi sobie z zainteresowaniem w piątkowy wieczór i czy dwa tygodnie później gracze będą gotowi wydać na to samo doświadczenie 20$.

Bądź na bieżąco

Obserwuj GamingSociety.pl w Google News.

Tomasz Alicki
Szef działu gier. Miłośnik esportu, weteran Call of Duty i zapalony gracz Action RPG. W wolnych chwilach Netflix, dobra książka i World of Warcraft.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Treść komentarza
Wpisz swoje imię

Exit mobile version