Strona głównaRecenzjeGryMario Strikers: Battle League – recenzja gry

Mario Strikers: Battle League – recenzja gry

Miłośnicy gier sportowych, którzy są szczęśliwymi posiadaczami Nintendo Switcha, wyczekiwali tego momentu od dłuższego czasu. Światło dzienne ujrzało wreszcie Mario Strikers: Battle League, szalone połączenie Fify i Mario Kart.

Gameplay jest bez wątpienia najmocniejszą stroną Mario Strikers: Battle League. Gra podąża schematem znanym doskonale fanom Nintendo, który mieliśmy okazję zaobserwować chociażby w Mario Tennis czy Mario Golf: Super Rush. Wszystkie te tytuły zachowują podstawowe koncepty wybranych sportów i podkręcają szaleństwo do granic możliwości, tworząc z kortów i boisk pola bitwy i zasypując graczy wyposażonymi w silne przedmioty postaciami z gier Nintendo.

Nie inaczej jest w przypadku Mario Strikers. U podstaw gry leży oczywiście piłka nożna, starcia 5v5 rodem z Fify Street. Boisko jest niewielkie, nie ma tutaj żadnych autów, fauli ani spalonych i obowiązuje w zasadzie tylko jedna zasada – trafienie piłką do bramki gwarantuje punkt na nasze konto.

Podobnie jak wcześniej wspomniane gry Nintendo, Mario Strikers wzbogaca pozornie prosty gameplay, składający się z paru rodzajów strzałów, bardziej złożonymi mechanikami. Przede wszystkim, w grze nie ma fauli. Możemy przepychać więc swoich rywali, wywracać ich i przyciskać do granicy boiska, wyłączając ich z gry na ładnych kilka sekund i zabierając im piłkę. Ponadto, na boisku regularnie lądują przedmioty znane chociażby z Mario Kart. Banany, bomby, grzybki czy skorupy żółwi są niemalże gwarancją odebrania piłki przeciwnikowi, a czasami nawet wyjścia na bardzo obiecującą sytuację.

Mario Strikers: Battle League

W gameplay Mario Strikers zgrabnie wpleciony jest również system postaci i ekwipunku. W podstawowej wersji gry dostępnych jest 10 bohaterów (kolejnych 10 ma pojawiać się w przyszłych aktualizacjach). Każdy z nich ma swoje bazowe statystyki. Bowser jest bardzo silny, może łatwo przepychać Mario czy Yoshiego, ale za to nie będzie szybciej od nich biegał. Rosalina z kolei świetnie strzela, ale nie podaje zbyt celnie i wolno biega.

Wszystkich bohaterów można ubrać w kupowane za pomocą zdobywanego podczas meczów złota. Przedmioty wzmacniają pożądane przez nas statystyki, a Mario Strikers staje się tym samym grą nie tylko sportową, ale również strategiczną. Zanim w ogóle wejdziemy na boisko, trzeba z dziesięciu postaci wybrać czwórkę, która stworzy zgraną kompozycję i będzie uzupełniać się na boisku.

Elementy taktyczno-gameplayowy sprawia w Mario Strikers mnóstwo frajdy. Sterowanie jest łatwe, proste do opanowania nawet na jednym Joy-Conie, a gra w kooperacji ze znajomymi chociaż chaotyczna, potrafi sprawić mnóstwo frajdy. Po raz kolejny urzekają proste do zrozumienia podstawy wzbogacone o całą masę, istotnych na wyższym poziomie rywalizacji detali.

Niestety gameplay jest w zasadzie jedyną mocną stroną Mario Strikers: Battle League. Kiedy uruchomicie grę, przejdziecie parę tutoriali, zagracie kilka szybkich meczów i weźmiecie udział w jednym z sześciu turniejów będących częścią „kampanii” dla jednego gracza. Szybko okazuje się jednak, że poza tym gra nie ma wiele do zaoferowania. Tryb online polega wyłącznie na kliknięciu przycisku „zagraj z kimkolwiek” i poczekaniu, aż matchmaking znajdzie nam jakieś towarzystwo.

W grę wpleciony jest również dziwny i niepotrzebnie skomplikowany system Strikers Club, opcja tworzenia klubów wspólnie z graczami na naszej liście znajomych. Jest tam podział na sezony, bardziej rozbudowany tryb rankingowy, ale samo dołączenie do klubu wymaga zgranej grupy znajomych, która będzie razem rywalizować w starciach online.

Nintendo po raz kolejny robi w rezultacie bardzo ciekawy i oryginalny multiplayer, którego wsparcie pozostawia bardzo wiele do życzenia. Mario Strikers: Battle League sprawia sporo frajdy w pierwszych godzinach, ale grze brakuje co najmniej trybu fabularnego z Mario Tennis i podobnego trybu rankingowego, który dałby graczom jakąś motywację do regularnej gry. Dodatkowo nadzieję na większą popularność zabija fakt, że gra kosztuje 260 złotych. Nintendo musi bliżej przyjrzeć się konkurencji i zacząć wypuszczać tego typu produkcje w modelu free to play z dopracowanym trybem rankingowym, Battle Passem i obietnicą regularnego contentu.

Bądź na bieżąco

Obserwuj GamingSociety.pl w Google News.

Tomasz Alicki
Szef działu gier. Miłośnik esportu, weteran Call of Duty i zapalony gracz Action RPG. W wolnych chwilach Netflix, dobra książka i World of Warcraft.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Treść komentarza
Wpisz swoje imię

Exit mobile version