Strona głównaRecenzjeGryOutriders - kolejna "typowa polska gra"?

Outriders – kolejna „typowa polska gra”? [recenzja]

Outriders – gra polskiego studia People Can Fly, o której wielu dowiedziało się stosunkowo późno, i która uniknęła przesadnego hype’u, jak w przypadku Cyberpunka. Czy uniknęła też jego problemów?

Jeśli wierzyć scenarzystom z People Can Fly, przyszłość Ziemi już niedługo będzie się rysować w bardzo… mrocznych, a nawet powiedziałbym – koszmarnych barwach. Zacznie się od gwałtownych zmian pogody i trzęsień ziemi (hej, skąd my to znamy?), a skończy na tym, że garstka wybrańców, chroniona przez Outriderów, będzie musiała sobie poszukać innego domu. Ucieczka z Ziemi uda się im dosłownie w ostatniej chwili, bo niedługo potem pozostawione tutaj nadajniki przestaną emitować jakikolwiek sygnał. Nowym domem wybrańców ma być planeta Enoch, oddalona od Ziemi o ponad 80 lat kosmicznej podróży. Jednak po przylocie na miejsce, forpoczta w postaci garstki naukowców i Outriderów na własnej skórze przekonuje się, że nasz nowy dom wcale nie jest taki gościnny jak to zapowiadano w biuletynach przed podróżą. A to dopiero początek problemów.

Dobre wzorce, gorsze wykonanie

Obecnie People Can Fly to nieco inna firma niż ta, która może Wam się kojarzyć z czasów Painkillera. Wciąż jednak odnosi ogromne sukcesy i ma uznanie w branży. W ostatnich latach była kojarzona chociażby z marką Gears of War, a konkretnie częścią Judgement. Grając w Outriders nie sposób pozbyć się wrażenia, że te “gearsowe” inspiracje drzemią bardzo głęboko w ludziach z PCF. W zasadzie, nowy tytuł polskiego studia wygląda jak połączenie dwóch serii – GoW właśnie oraz Destiny 2. Czy jednak jest to połączenie udane?

Outriders-17

Zacznijmy jednak trochę od końca bo od skojarzeń i porównań do serii Destiny. Outriders ma w sobie sporo elementów z loot shootera, gdzie z pokonanych przeciwników wypadają kolejne elementy uzbrojenia i ubioru oraz opancerzenia. Każdy taki przedmiot opisuje zestaw współczynników oraz jego rzadkość. Parametry te możemy podwyższać dzięki gromadzonym w trakcie eksploracji świata surowcom, a do tego przedmioty posiadają jeden lub więcej slotów, dzięki którym zyskujemy dodatkowe zdolności. Itemy to jednak nie wszystko – awansuje także nasza postać, zyskując punkty, które również możemy przeznaczać na rozwijanie jej w kierunku określonych zdolności, przydatnych w walce. Tutaj skojarzenia z Destiny są z tych z gatunku oczywistych, jednak bazują na elementach, które ma właściwie każdy loot shooter.

Dużo strzelania… tylko czemu z kapiszonów?

Są też jednak inne, bardziej nieoczywiste – wygląd ekwipunku, to jak prezentuje się nasza postać po założeniu niektórych elementów ubioru, design naszej głównej bazy dowodzenia – jednym słowem, gdzie się nie obejrzymy, widzimy trochę z “klona” Destiny. Swoją drogą, muszę się tutaj przyczepić do balansu broni, szczególnie głównego karabinu. Kiedy już dorwiecie ulubioną broń, nawet jeśli będzie ona o rzadkości standardowej i odpowiednio ją dopakujecie – wystarczy ona Wam do końca gry. Po drodze trafiają się też itemy legendarne, ale mają one słabsze statystyki niż ta dopakowana wersja Waszej broni i bardziej opłaci się Wam taką legendarkę rozmontować, a części przeznaczyć na kolejny update posiadanej już broni, niż upgrade’ować nową pukawkę by choćby zbliżyła się poziomem do tego co już macie.

A Gears of War? O tej grze przypomina nam system chowania się za osłonami i biegania od jednej do drugiej oraz design niektórych przeciwników, włącznie z takimi detalami, jak namierzający nas wiązkami lasera snajperzy. Broń, szczególnie ta główna też nieco przypomina oręż z GoW. Niestety, gra mocno odstaje od obu wspomnianych wcześniej tytułów jeśli chodzi o feeling strzelania. W GoW mieliśmy świadomość poruszania się wielką, napakowaną i noszącą spory pancerz postacią, dzierżącą wielką giwerę. W Destiny również – każda broń palna sprawiała mnóstwo frajdy i czuło się ją nieco inaczej. W Outriders większość karabinów zachowuje się podobnie, a główna postać mogłaby być równie dobrze małą dziewczynką, albo broń mogłaby sama lewitować w powietrzu.

Litania problemów Outriders

No dobra, ale fakt, że gra budzi pewne skojarzenia z innymi tytułami jeszcze nie oznacza jednoznacznie, że jest dobra lub zła. Nie oznacza, o ile całość zostanie zrealizowana z zachowaniem odpowiedniej jakości i będzie przyciągać do ekranu. Dla mnie jednak, choć idea loot shootera sama w sobie jest wciągająca i motywująca do grania, a zarówno w Destiny 2 jak i całą serię Gears of War grało mi się znakomicie, to… Outriders ma tendencję do potykania się co chwilę o własne nogi.

Zacznijmy od problemu, który dotknął największą liczbę graczy – serwerów. Jak przyznali ludzie z PCF (i chwała im za taką otwartą komunikację), zainteresowanie grą przekroczyło możliwości infrastruktury serwerów, co w połączeniu z błędną konfiguracją sprawiło, że pierwszego dnia po premierze grać nie dało się praktycznie wcale. A nawet w chwili pisania tej recenzji, praktycznie tydzień po wypuszczeniu gry, nadal przynajmniej raz dziennie potrafi nas ona wylogować. W moim przypadku było to między innymi dwukrotnie w trakcie dość trudnej potyczki z wieloma przeciwnikami, co frustruje dodatkowo. Nic dziwnego więc, że xboxowy achievement, który zdobywa się za ukończenie wątku fabularnego, w chwili obecnej ma niecałe 10 procent graczy – podejrzewam, że wielu się po prostu zraziło i po początkowych problemach już po prostu nie kontynuowali oni przygody.

Piękny świat i brzydcy ludzie

Kolejna bolączka gry to cała masa drobnych błędów. A to postacie zapadają się nogami do połowy w ziemi, a to dialogi nie zgadzają się z napisami na ekranie, a to męska wersja głównego bohatera nagle zaczyna mówić damskim głosem (albo przestaje mówić w ogóle), albo wypowiada kwestię, że dotarł do punktu docelowego, chociaż wcale jeszcze tam nie jest. Tego rodzaju drobnostek jest w Outriders po prostu ogrom. Jednak jak pokazał Cyberpunk 2077, można nie zwracać uwagi na bugi, o ile gracz zostanie wciągnięty w ciekawą rozgrywkę i historię. Natomiast co do fabuły w Outriders – ta rozkręca się potwornie wolno, a prolog jest zbudowany w taki sposób, że trzeba sporo samozaparcia, by nie odłożyć gry na półkę w ciągu pierwszych dwóch godzin. Początek to wręcz jeden film, od czasu do czasu przerywany jedynie krótkimi sekwencjami kiedy przejmujemy kontrolę nad postacią. Jednak trzeba oddać sprawiedliwość scenarzystom, że jak się już rozkręci to potrafi wciągnąć i przekonać do tego, byśmy jednak dalej eksplorowali tajemnice Enoch.

W poprzednim akapicie wspomniałem o bardzo “filmowym” prologu. Filmy ujawniają dwa kolejne problemy gry. Mimo tego, że Outriderów ogrywałem na Xbox Series X, w wersji, która miała korzystać z dobrodziejstw tej konsoli, to chociażby postacie wielu głównych NPC były po prostu brzydkie, jak przeciętnie wykonane modele stałych bywalców pobliskiego “monopolowego”. Żeby było zabawniej, jakiś bug gry sprawiał, że czasem potrafiły się wykrzywić w koszmarnym grymasie lub traciły część tekstur twarzy. A dodatkowo – niektóre postaci spotykane po drodze są strasznie irytujące. W co najmniej kilku przypadkach miałem ochotę wyciągnąć gnata, wymierzyć prosto w łeb NPC-a i pociągnąć za spust, byle tylko łaskawie się zamknął.

Na szczęście gra “dowozi” jeśli chodzi o projekt lokacji. Szczególnie widać to na ujęciach z szerokimi planami – świat Enoch jest wykonany bardzo ładnie i z wieloma detalami, a jednocześnie gra została dobrze zoptymalizowana. Szkoda tylko, że dość często natykamy się na pozornie otwarte pomieszczenia (domy, jaskinie, kontenery), do których nie da się wejść.

Podróże po Enoch

Następna w kolejce jako powód do narzekania jest mapa i podróż po świecie gry. Wątek fabularny przenosi nas coraz głębiej w dzikie i niezbadane tereny Enoch, pomiędzy którymi poruszamy się funkcją szybkiej podróży. Niestety, niektóre misje poboczne po wykonaniu wymagają od nas szybkiej podróży do miejsca A, a dopiero stamtąd możemy się “przeteleportować” do miejsca B, gdzie możemy na przykład zameldować zleceniodawcy wykonanie zadania.

Na szczęście główny wątek fabularny raczej nie wymaga szczególnego backtrackingu – a już na pewno nie tak perfidnego. Dlatego ja, choć z początku próbowałem realizować równolegle główny wątek i misje poboczne, to jednak potem skupiłem się już tylko na fabule. Dodatkowe aktywności zostawiam sobie na endgame, na zasadzie zrobienia jednej krótkiej misji w wolnej chwili.

No great, not terrible?

Podsumowując, Outriders to gra potwornie nierówna. Z jednej strony ma długo rozpędzające się story, ładny projekt lokacji i ogólnie wciągający system levelowania broni i głównej postaci. Z drugiej – sporo (aż do przesady) inspiracji z innych gier i po prostu gigantyczną liczbę błędów, z wydajnością serwerów na czele, co powoduje, że trzeba mieć sporo samozaparcia, żeby brnąć dalej w rozgrywkę. Sytuacji nie ułatwia nijaki system strzelania i poruszania się, których, znów, chciałby naśladować Gears of War, ale nie do końca mu to wychodzi. Finalnie wyszła z tego gra będąca po prostu średniakiem. Można zagrać, szczególnie w wersji z Xbox Game Pass, czyli bez ponoszenia dodatkowych kosztów, ale jeśli tego nie zrobicie – Wasze życie nic nie straci. Decyzja należy do Was.

Ocena: 6/10

Zalety

  • ładnie zrobione lokacje
  • zbieranie surowców po drodze
  • historia – o ile przebrniecie przez prolog

Wady

  • tragiczny stan serwerów
  • zbyt filmowy prolog
  • brzydkie postaci NPC
  • system strzelania
  • szybka podróż
  • masa bugów
  • za dużo elementów z innych gier
  • balans broni

Bądź na bieżąco

Obserwuj GamingSociety.pl w Google News.

Zbigniew Pławecki
Redaktor, specjalista ds. esportu

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Treść komentarza
Wpisz swoje imię

Exit mobile version