Kultura pracy
W testach wydajności laptop okazał się istną bestią. Nie zagroziła mu jakakolwiek gra, choć były chwilowe momenty zwątpienia. Jednakże oprócz zdolności wyświetlania gier w taki sposób, jak przedstawiają je producenci na zwiastunach, musimy mieć na uwadze elementy decydujące o jakości eksploatacji urządzenia. Ponieważ przenośne komputery nie mają zbyt dużej powierzchni i są zaprojektowane w układzie zamkniętym, ciepło oddawane przez podzespoły może negatywnie wpływać na poziom ich pracy, żywotność, a nawet naszą wygodę. Jak sobie radzi z „tropikalnych” warunkach jeden z najmocniejszych modeli Hyperbooka?
Temperatura pracy
Dogłębne śledztwo wykazało, że sprzęt lubi się opalać. Kiedy w tle występuje wyłącznie przeglądarka, odtwarzacz z filmem w jakości FHD, etc., laptop zachowuje „zimną krew”. Wówczas większą część pracy przejmuje na siebie procesor, wykazując do 44-45 stopni. Procesor graficzny w tym czasie leniwie przekazuje obraz na ekran, chwaląc się linii PCIe swoją szeroką przepustowością danych. Jednak GTX 1080 „zdaje sobie sprawę” z tego, że 38 stopni jest temperaturą tymczasową.
Przy testach wydajności wychodzi na jaw, że nasz Hyperbook jest zmiennocieplną bestyją. Nie mija kilkadziesiąt minut, a GPU przekracza kolejno 70 i 80 stopni, zatrzymując miernik w gorączce sięgającej 86 stopni. Nieco lepiej trud pracy znosi CPU. Elektroniczny termometr wykazał maksymalnie 77 stopni, co jest wynikiem bardzo dobrym. Porównując do modeli MSI i Acera z serii Predator, jest to nawet o kilkanaście jednostek mniej.
Mimo dobrej cyrkulacji powietrza, obudowie udziela się atmosfera gorącej imprezy. Przy układzie klawiatury, w niektórych miejscach wyczujemy pod palcami przyjemne ciepełko na granicy 45-50 stopni. Jest to wartość w granicach normy znanej dla laptopów gamingowych. Inaczej ma się sprawa w częściach zewnętrznej pokrywy, gdzie styka się z nią układ chłodzenia. Trochę ponad sekcją klawiszy, szczególnie w centrum i po prawej stronie tworzywo nagrzewa się nawet do 63-65 stopni, więc nie polecamy głaskać laptopa niczym pupila, w trakcie zagrywania się w Dooma czy Battlefielda.
Jak się okazało, nawet blat biurka dotkliwie odczuł kilkugodzinne testy w grach. Gdy przesunąłem plastykową skorupę, drewniana powierzchnia, gdyby mogła, krzyczałaby z bólu. Dlatego nie zalecamy korzystania ze sprzętu na kolankach.
Praca na akumulatorze
Gracze, którzy szukają sprzętu mobilnego, powinni wykreślić ze swojej listy recenzowany model Hyperbooka. Co prawda, odpalimy na nim wszystko w najwyższych detalach. Aczkolwiek zainstalowana w nim bateria o mocy 82 Wh starczy, co najwyżej, na 30-40 minut zagrywania się w wymagające tytuły. I nie jest to wina jej pojemności, a zbyt prądożernych podzespołów. Sprzęt jest dedykowany dla graczy, ale o skłonnościach do zakładania stacjonarnego centrum dowodzenia.
Nieco dłużej podziałamy na baterii, jeśli zapomnimy o growym świecie. Przy mniej obciążających zadaniach (surfowanie po necie lub odtworzenie filmu w FHD) czas pracy wydłuży się do około 2 godzin.
- luz
-podświetlenie 40%
-przeglądarka FireFox z 6 kartami (2 karty dynamiczne)
-Spotify
-poziom głośności na 30 %
- praca medium:
-podświetlenie 60%
-przeglądarka FireFox z 12 kartami (5 karty dynamiczne)
-Video z filmem FHD 60 FPS
-poziom głośności na 40 %
- praca pod pełnym obciążeniem:
-podświetlenie 100%,
-przeglądarka FireFox z 12 kartami (5 karty dynamiczne)
–Doom 2016 na ustawieniach ultra
-poziom głośności na 60%
Głośność pracy
Punkt za punktem wykrywaliśmy wady i zalety urządzenia. Gdybyśmy w tym miejscu przerwali nasze testy Hyperbook P775DM3 otrzymałby mocną czwórkę. Został nam jednak jeszcze ostatni bastion kultury, jego swoisty savoir-vivre przy stole. Z żalem stwierdzam, że nie potrafił się odpowiednio zachować w najważniejszych momentach testów. Laptop odzywał się wtem nieproszony i nader głośno wyrażał swoje emocje.
Początki wcale nie wskazywały, że jest typem awanturnika. W spoczynku, przy braku większej aktywności, pracował bardzo cicho. System chłodzenia karty graficznej działał praktycznie w sposób półpasywny i jedyne szmery wychodziły spod wentylatora CPU. W zamkniętym pomieszczeniu był, prawie że niesłyszalny. Niestety, wystarczyło uruchomić jakąkolwiek z testowanych gier, aby po kilku minutach teatralna pauza zmieniła się w koncert wentylatorów. Poziom hałasu praktycznie przez cały czas mierzył 50-55 dB. Z tego też powodu dźwięki z wbudowanych głośników mieszały się z pogłosem chłodzenia, tworząc nieprzyjemny nastrój. Dlatego chcąc przegrać choćby kilka minut warto zabezpieczyć się w zestaw słuchawek o dobrej izolacji bądź porządne głośniki, które zagłuszą echo wywietrzników.