Wygląd i osprzęt
Gdy tylko rozpakowałem laptopa i zabrałem się za podłączanie zasilania, w mojej głowie narodziło się mnóstwo pytań. Czy to jeszcze notebook? Czy sprzęt pokroju Hyperbooka GTR87 VR3 SLI można nazywać przenośnym? Gdzie leży granica między laptopem a desktopem? Czy wystarczy wbudowany ekran i klawiatura, aby określać urządzenie mianem przenośnego? Możecie zastanawiać się, co nakłoniło mnie do takich refleksji. Odpowiedź jest banalnie prosta.
Zacznijmy od tego, że testowany sprzęt swoje waży. Sam laptop ma masę aż 5,5 kg, czym może konkurować już z mniejszymi desktopami. Ale na tym nie koniec. Za dostarczanie energii odpowiadają dwa potężne zasilacze o mocy 330 W każdy. Podłączamy je do niewielkiej kostki, która następnie przenosi całą energię – przy pomocy jednego już kabla – do komputera. Niby nic wielkiego, prawda? Otóż nie! Same zasilacze z potrzebnymi przewodami to kolejne 3 kg masy. Razem mamy 8,5 kg sprzętu wartego 23 tys. złotych! Uwierzcie mi, że przeniesienie tego z jednego stołu na drugi było już ogromnym wyzwaniem. Biorąc pod uwagę wartość zestawu drżałem w każdym momencie, gdy musiałem laptopa unieść nawet 5 centymetrów nad stabilną powierzchnię. Wolałem poprosić żonę o pomoc niż samemu męczyć się z 8,5-kilogramowym zestawem.
Oprócz masy warto też wspomnieć o wymiarach. Te wynoszą 428 x 308 x 47,2 mm. Zdecydowanie nie są to gabaryty Ultrabooka. Prawdę mówiąc, to w tej obudowie zmieścilibyśmy prawdopodobnie 3 albo i 4 mobilne komputery tego typu. Nie miałem żadnych problemów z szerokością i głębokością Hyperbooka. Trzeba liczyć się z takimi wymiarami, kupując 17,3-calowego laptopa dla graczy. Natomiast nie pasowała mi wysokość. Ponad 4,5 cm sprawiało, że powierzchnia klawiatury znajdowała się wysoko nad powierzchnią biurka lub stołu. Przez to granie na WSAD nie należało do najprzyjemniejszych. Dłuższe posiedzenia przy Counter-Strike’u lub innej grze stworzonej z myślą o klawiaturze przyprawiało mnie o ból nadgarstka. Sytuacji nie ułatwiał sporych rozmiarów gładzik, przez który klawisze były znacząco oddalone od dolnej krawędzi obudowy. Nad klawiaturą umieszczono przycisk uruchamiania komputera oraz diody informujące o uruchomieniu capslocka itp.
Obudowa laptopa w całości została wykonana z solidnego plastiku. Nie jest to może materiał najwyższych lotów, ale nie jest to też element, za który należałoby Hyperbooka krytykować. To dobrej jakości materiał o przyjemnej, matowej powierzchni, która nie ma tendencji do zbierania odcisków palców. Może prezentuje się trochę smutno i jednostajnie, ale nie o to w tym urządzeniu chodzi. Agresywnego charakteru dodaje za to pokrywa, przez której ostro zarysowane szczeliny przebija się zadziornie oświetlenie LED. Może ona przywodzić na myśl maskę samochodu sportowego. Ale to mało istotny aspekt. W trakcie korzystania z komputera i tak nie widzimy tej części GTR87 VR3 SLI, a raczej nie będziemy go co chwilę przenosić z miejsca na miejsce. No ale można pochwalić się przed znajomymi, jak ciekawie to wygląda.
Na lewej krawędzi Hyperbooka GTR87 VR3 SLI znajdziemy dwa złącza Ethernet, trzy USB 3.0 oraz aż cztery mini-jack 3,5 mm do podłączenia urządzeń audio. Prawa krawędź to z kolei jedno USB 3.0, czytnik kart pamięci SD, dwa USB 3.1 z Thunderbolt 3, dwa mini-DisplayPort oraz blokada Kensingtona. Kolejne porty producent umieścił na tyle obudowy. Tam znajdują się HDMI, kolejne USB 3.0 oraz złącze zasilania. Z tym ostatnim jest taki problem, że niezbyt pewnie trzyma się w nim wtyczka. Ciężkie zasilacze mają tendencję do ściągania przewodu i przy przesuwaniu komputera zasilanie potrafiło się wypiąć. Potrafiło to być szalenie irytujące, ale na szczęście można było szybko zorientować się, że kabel nie jest pewnie wpięty we wtyczkę. Błyskawicznie spadała wydajność komputera i na ekranie oglądałem pokaz slajdów. Tył to też potężnie wywietrzniki ciepłego powietrza, ale o nich szczegółowo w dalszej części testów. Z kolei spód to subwoofer i sporych rozmiarów gumowe stopki. Jeśli myśleliście o dostaniu się do akumulatora, to wybijcie to sobie z głowy.
Laptop trafił do nas w wersji z czystym systemem operacyjnym. Jeśli mam być precyzyjny, to tak naprawdę był on zaśmiecony programami, grami i plikami pochodzącymi z poprzedniej redakcji, która miała okazję go testować. Na szczęście wystarczył prosty reset, aby przywrócić go do stanu używalności.