Przedstawiciele CD Projekt RED wyjaśnili, dlaczego Johnny Silverhand był takim wrzodem na tyłku, przynajmniej na początku gry.
Keanu Reeves jest kojarzony jako bardzo sympatyczna osoba, a grane przez niego postacie w ten czy inny sposób możemy utożsamiać z dobrem. Troszeczkę inaczej wygląda to w przypadku Johnny’ego Silverhanda jednego z NPC z Cyberpunk 2077. Teraz CDPR wyjaśniło, dlaczego tak było.
Jeżeli ktoś nie wie, to w postać Silverhanda wcielił się właśnie Keanu Reeves. Jego pamięć i osobowość przez przypadek wszczepia sobie V, główna postać Cyberpunk 2077. Pierwsze „spotkanie” nie przebiega w miłej i koleżeńskiej atmosferze.
Jak się okazuje taki był zamiar twórców. Podczas Game Developers Conference główny projektant zadań w CD Projekt RED, Paweł Sasko, ujawnił, że twórcy chcieli przełamać tzw. moc celebryty. W skrócie oznacza to, że niezależnie od tego jaką postać gra lubiany przez nas aktor i tak bierzemy jego stronę. Na mnie chyba odniosło to skutek bo nie polubiłem się z Johnnym na tyle, żeby pomógł mi w ostatniej misji.
Jeśli chodzi o Cyberpunka, odkryliśmy bardzo interesujący czynnik, jakim jest moc gwiazd. Mieliśmy Keanu Reevesa grającego Johnny’ego Silverhanda w Cyberpunk 2077 – i Idrisa Elbę w Phantom Liberty – i dlatego musieliśmy wziąć pod uwagę to, iż za każdym razem, gdy mamy do czynienia z taką gwiazdą, gracze najprawdopodobniej zawsze będą wybierali ich stronę.
Dlatego Johnny Silverhand jest takim dupkiem, kiedy spotykamy go po raz pierwszy. Chcieliśmy mieć pewność, że uda nam się stworzyć tak skomplikowaną podróż bohatera, od bycia okropną osobą aż do punktu, w którym faktycznie lubisz tego faceta i naprawdę go rozumiesz.
CDPR wziął pod uwagę, że ludzie za bardzo lubią Reevesa i będą się z nim zgadzać w każdym aspekcie. Tego woleli uniknąć, przez co zrobili z niego kawał c…drania.