Strona głównaEsportTo koniec Virtus.pro?

To koniec Virtus.pro?

Dla Virtus.pro zakończył się już jeden z najważniejszych turniejów w tym roku. Dzisiaj nawet najwierniejsi fani stracili nadzieję i nie wiedzą, co dalej z polską drużyną. Czy to już koniec? A może czas na zmiany?

Virtus.pro zaprezentowali się fatalnie. Nie ma co owijać w bawełnę. Był to jeden z najgorszych występów w historii polskiej drużyny. W trzech meczach ugrali oni zaledwie 16 rund – 3 z QBF, 6 z fnatic i 7 z Cloud9. W żadnym pojedynku nie zdołali nawet zdobyć dwucyfrowej liczby punktów. Tym samym, po zaledwie 3 spotkaniach, po raz drugi w historii nie zdobyli statusu Legend. Pierwszy raz zdarzyło się to na pierwszym Majorze – DreamHack Winter 2013, na którym występowali jeszcze jako Universal Soldiers. Zaledwie 5 miesięcy później wygrali w Katowicach, ale czy tym razem jest szansa na powtórkę z historii?

Od wielu lat jestem wiernym fanem polskiej drużyny. Wierzyłem, że na każdym kolejnym turnieju – chociaż nic na to nie wskazywało – są w stanie się podnieść i znowu rywalizować ze światową czołówką. Wszystko zmieniło się kilka tygodni temu. Wtedy napisałem, że „Przepraszam, ale to koniec Virtus.pro„. Jednak w tamtym tekście zawarłem tezę, że koniec nastąpi, jeśli nie dojdzie do zmian. I wcale nie chodzi o wymianę składu, ale bardziej profesjonalne podejście, np. zainwestowanie w psychologa. Potem dowiedzieliśmy się, że zawodnicy od jakiegoś czasu współpracują z psychologiem sportowym, chociaż nie na stałe, a jedynie z doskoku (gracze Astralis mają ze sobą psychologa na każdym turnieju). Znowu uwierzyłem, że jest szansa, że coś może się zmienić. Wierzyłem, że na tym Majorze ponownie są w stanie zdobyć status Legend.

Zawiodłem się. Zawiedli się wszyscy fani Virtus.pro. Znowu zaczęło się nabijanie z Polaków i hejtowanie. Nie zgadzam się na to. Jednocześnie nie można unikać konstruktywnej krytyki. Bycie fanem nie oznacza przecież bezkrytycznego podejścia do drużyny i wielbienia jej nawet wobec tak słabych występów. To właśnie najwierniejsi fani mają największe prawo do tego, aby krytykować. To oni powinni stać w pierwszym rzędzie i mówić o tym, co złego dzieje się w zespole. Bo jeśli nie oni, to kto? To my oglądamy wszystkie mecze. To my cierpimy razem z drużyną po przegranej i cieszymy się ze zwycięstw. To dzięki nam po części ta drużyna istnieje, bo przecież bez fanów nie ma zespołu.

Na początek przyjrzyjmy się statystykom graczy Virtus.pro w całym turnieju ELEAGUE Major 2018, czyli w zaledwie 3 meczach.

Zawodnik Zabójstwa Śmierci Różnica fragów K/D Ratio
Jarosław 'pashaBiceps’ Jarząbkowski 31 54 -23 0,57
Filip 'Neo’ Kubski 32 49 -17 0,65
Wiktor 'TaZ’ Wojtas 30 53 -23 0,57
Paweł 'byali’ Bieliński 32 59 -27 0,54
Janusz 'Snax’ Pogorzelski 37 48 -11 0,77

Kto zawiódł? Wszyscy. Nie ma co wyróżniać któregoś z zawodników lub ganić innego. Counter-Strike to gra zespołowa. Meczu nie przegrał byali, TaZ lub pashaBiceps. Mecz przegrało Virtus.pro! Dlaczego? Bo nie było zespołu. Nie widziałem na Majorze VP. Widziałem grupę 5 zawodników, którzy grają w CS:GO i chociaż są w jednym zespole, to nie grają razem. Wymowne są tutaj słowa Wiktora, które napisał do przegranej z Cloud9:

– W skrócie, jesteśmy drużyną albo bandą 5 Polaczków, którzy bardziej cenią sobie komentarze i opinie „znawców”. Albo faktycznie mamy serce i wolę walki, albo poddamy się jak każdy znawca uważa. Ta drużyna zdobyła miliony fanów nie tylko grą… ale tez przede wszystkim osobowością i sercem. Nikt o tym nie pamięta, nikt o tym nie mówi, obyśmy my sobie przypomnieli. Ta sama grupa graczy rozjeżdżała Super Teamy ostatnich 4 lat. Raptem nie umiemy strzelać, grać? Niezłe bzdury – napisał TaZ na swoim fanpage’u.

Co można odpowiedzieć na takie słowa? Jak już wspominałem – jest ogromna grupa osób, które po prostu hejtują i jednocześnie nie mają nic ciekawego do powiedzenia. Wrzucą śmiesznego mema z graczami VP, zbiorą sporo lajków i myślą, że są bohaterami we własnym domu. Jednocześnie jest też spora grupa osób, które pamiętają o osobowości i sercu Virtusów. Nie hejtują, ale nie boją się krytykować. Dlatego teraz zacznę krytykować, mam nadzieję, że konstruktywnie.

TaZ zapytał ironicznie, czy nagle stracili umiejętność strzelania. Nie odpowiem na to pytanie, bo to niezwykle trudne. Oglądając mecze mam wrażenie, że Polacy strzelają gorzej, ale nie wiem czy moje wrażenie, to wystarczający dowód. Odniosę się do czegoś innego – formy. Wiktor zdaje się nie wierzyć, że nagle można stracić część umiejętności. Ale nie trzeba daleko szukać, aby znaleźć tego potwierdzenie. W tym momencie mógłbym wymienić dziesiątki piłkarzy, którzy po rewelacyjnym sezonie znacząco obniżali loty i nigdy już nie wrócili na szczyt. Weźmy np. Hiszpana o nazwisku Michu. W jednym sezonie strzelił na Swansea 22 bramki. Chwilę później występował w czwartej lidze hiszpańskiej. Czy to samo nie jest możliwe w przypadku esportu? Nie jest on może aż tak fizyczny, ale opiera się przecież na refleksie i koordynacji między okiem i ręką. A te z czasem są coraz gorsze.

Wiktor mówi też o znawcach, według których powinni się poddać. Szczerze? Sam nie wiem, co o tym myśleć. Chciałbym cały czas wierzyć w powrót. Chcę, aby Virtusi znowu walczyli z SK Gaming, Astralis i FaZe Clanem. Ale czy to jeszcze możliwe? Ta sytuacja trwa już od kilku miesięcy. Pomimo kilku przebłysków, nie widać większej poprawy. Nie odmawiam Polakom chęci próbowania. Nie mówię też, że powinni się poddawać. Ale… czasami po prostu się nie udaje. Czasami przegrywamy i z tym też trzeba umieć się pogodzić. Co jeśli sytuacja będzie trwała jeszcze pół roku albo nawet rok? Nikt tego nie wytrzyma – ani zawodnicy, ani organizacja. Bycie najdłużej niezmienianym składem w historii CS:GO brzmi dumnie. Czasami jednak trzeba coś zmienić…

Ja jednak jeszcze wierzę!

Źródło:

Bądź na bieżąco

Obserwuj GamingSociety.pl w Google News.

Damian Jaroszewski
Redaktor prowadzący, szef działów esport i hardware

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Treść komentarza
Wpisz swoje imię