To miał być dwumecz “z historią”. Bowiem po raz pierwszy od transferu do mousesports naprzeciw swojej byłej drużyny stanął Snax. Szkoda tylko, że zaledwie jedno z dwóch spotkań dostarczyło nam jakichkolwiek emocji.
Pojedynki Virtus.pro z mousesports miały miejsce w ramach rozpoczętego niedawno, szóstego sezonu Esports Championship Series. Pierwsze starcie miało miejsce na Inferno, ale ciężko powiedzieć by były w nim jakiekolwiek emocje i “historia”. Bardzo długo zanosiło się na deklasację Virtusów przez mousesports. Mimo wygranej przez VP pierwszej pistoletówki, błyskawicznie inicjatywa przeszła na stronę ich przeciwników, którzy raz za razem wygrywali kolejne rundy. W ten sposób na koniec pierwszej połowy osiągnęli prowadzenie 13:2, a po zamianie stron dorzucili jeszcze jedną rundę – drugą pistoletówkę. Po stronie CT gra VP wyglądała nieco lepiej niż jako TT, ale zdobytych pięć rund to i tak okazało się zbyt mało by Virtusom udało się odwrócić losy meczu na swoją korzyść.
Nieco składniej wyglądała gra naszej formacji na Mirage. Polacy dobrze wystartowali, zdobywając sześć rund, ale mousesports nie zostali im dłużni i pod koniec pierwszej połowy mieliśmy już wynik 6:9. Gdy VP wcielili się w siły CT też nieźle wystartowali, ale gracze mousesports szybciej zdołali ich powstrzymać i odpowiedzieć pięcioma rundami. Mimo wyrównanej końcówki meczu Virtusom nie udało się już dopaść przeciwnika i pozostało pogodzić się z drugą tego dnia porażką – na pocieszenie przynajmniej w lepszym stylu niż na Inferno.
Virtus.pro vs. mousesports – 7:16, 12:16