Strona głównaRecenzjeCandleman: The Complete Journey - recenzja

Candleman: The Complete Journey – recenzja

Wady / Podsumowanie

Ciemne strony świeczki

Niestety, twórcy nie ustrzegli się też wpadek. Przede wszystkim, potwornie rzucały się w oczy literówki i błędy ortograficzne w menu i opisach kolejnych poziomów (ogrywana przeze mnie wersja gry miała polską wersję językową). Poza tym, parę razy zdarzyło mi się zginąć śmiercią tragiczną, bo kamera nagle znalazła się w miejscu, które bardzo utrudniało ocenę możliwości dalszego ruchu naszym bohaterem.

Przykład? W jednym z etapów Candleman musiał – uprzednio wyczekawszy na odpowiedni moment – przebiec pomiędzy dwoma kamiennymi blokami, unikając zgniecenia. Kiedy próbowałem to miejsce ominąć skokami, zawsze bloki zgniatały mnie, mimo iż miałem wrażenie, że jestem w bezpiecznej odległości od nich. Przyznam, ten moment rozgrywki był dość frustrujący.

Podsumowanie

Na koniec warto wspomnieć, że gra wystarczy na około 6-8 godzin rozgrywki – jak dla mnie to optymalna długość dla tego gatunku. Nie za krótko, ale też nie na tyle długo, by poczuć zmęczenie czy zniechęcenie. Zresztą, różnorodność poziomów powoduje, że ciężko się tym tytułem znudzić. Wciąż zastanawiałem się, co jeszcze przygotowali twórcy? Na jaki ciekawy pomysł wpadli, jeśli chodzi o design poziomu albo mechanikę rozgrywki? Z drugiej strony, dostałem „tylko” platformówkę – ładnie wykonaną i klimatyczną, ale nie będąca żadną rewolucją na rynku.

Ot tytuł w sam raz na popykanie przez pół godziny dziennie, który jednak w żaden sposób nie spowodował, że nie mogłem się oderwać od komputera i nie wywołał syndromu „jeszcze jednego poziomu”. Nie ma świeżości, którą niósł ze sobą ostatni Rayman, a fabule daleko do tej, którą poznaliśmy chociażby w Ori and the Blind Forest. No i te psujące ogólne wrażenie, wszędobylskie literówki i utrudniająca rozgrywkę praca kamery. Dlatego też Candleman za swoją podróż dostaje ode mnie ocenę 6/10. Gdyby nie ostatnie wymienione przeze mnie wady, byłoby o jedno oczko wyżej.

[pm]+ design poziomów
+ dźwięk
+ pomysł na „zabawę światłem”
+ optymalna długość
– wszechobecne literówki
– wpadki w pracy kamery
– nie wciąga na długie godziny i nie powoduje syndromu „jeszcze jednego poziomu”
– poziom trudności ostatniego levelu[/pm]

Źródło: wł.

Spis treści

Bądź na bieżąco

Obserwuj GamingSociety.pl w Google News.

Zbigniew Pławecki
Zbigniew Pławecki
Redaktor, specjalista ds. esportu

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Treść komentarza
Wpisz swoje imię