Na Immortals: Fenyx Rising nie czekałem z jakimś utęsknieniem, ot kolejna platformówka w mitologicznym świecie. Wygląda jednak na to, że grubo się pomyliłem i warto było czekać.
Ubisoft wydaje się trzymać swoich sprawdzonych serii, konsekwentnie karmiąc nas kolejnymi Asasynami, Far Cry’ami czy kolejnymi grami z serii Tom Clancy. Tym razem deweloper postawił na zupełnie nową markę jaką jest Immortals Fenyx Rising. Jednak czy rzeczywiście wszystko jest tu takie nowe i innowacyjne?
Lubię tylko te gry, w które już grałem
Deweloper zdecydował się postawić na sprawdzone i lubiane przez graczy rozwiązania. Od wielu miesięcy gracze porównywali Immortals do Legend of Zelda: Breath of The Wild i faktycznie tak jest. Widać tu bardzo dużą inspirację hitem Nintendo, zwłaszcza w kwestiach interakcji ze światem (zrzucanie owoców z drzew), szybowaniem czy rozwiązywaniem zagadek. Żeby nie było, że Ubisoft czerpał inspirację tylko z Zeldy, czuć tu także rodzime rozwiązania. O grze można powiedzieć, że jest dzieckiem Zeldy i AC: Odyssey, i ma cechy większości gier Ubi, co potwierdza jej rodowód.
Mamy tu przede wszystkim temat mitologii greckiej, przez co mocno wczuwamy się w klimat Asasyna. Podobnie jak w Odyssey także i tutaj mamy opcję wyboru płci głównej postaci, Grecję, podobne bronie oraz system walki, wspinaczkę i umiejętności specjalnie. Swoją drogą, nawet postacie mówią z podobnym akcentem jak w Odyssey z bardzo wyraźnym naciskiem na wymawianie „R”. Znajdziemy tu także „wieże Ubisoftu”, z których możemy patrolować okolicę w poszukiwaniu znaczków na mapie, co ciekawe nawet dźwięk ich odkrywania jest żywcem wyrwany z Odyssey. Ich rolę spełniają rozsiane po mapie posągi greckich bóstw, na które musimy się wspinać.
Próbując sklasyfikować Immortals Fenyx Rising – jest to miks akcji, platformówki, zagadek logicznych, eksploracji, walki i elementów RPG. Zostały one jednak połączone ze sobą w bardzo naturalny sposób, dzięki czemu żaden z tych elementów nie staje się nużący. Mara usiana jest znaczkami rożnych aktywności, z których większość to różnego rodzaju zagadki środowiskowe. I tak, żeby aktywować przełącznik musimy pokonać kilku wrogów, następnie nadusić kilka zapadni jednocześnie do czego potrzebujemy kamieni, te z kolei znajdziemy za przepaścią.
Rozwiązanie niektórych zagadek wymaga kombinowania, przykładowo, żeby otworzyć przejście musimy aktywować przyciski, żeby dostać się do jednego z nich najpierw musimy dostać się na platformę. Na niej z kolei musimy stanąć na przycisku, który aktywuje puchar, który musimy podpalić, ale znajduje się on za wyłomem w ścianie. Zatem stojąc na przycisku musimy wypuścić strzałę Apolla, którą możemy sterować, podpalić ją za pomocą znajdującego się w sali znicza i wycelować w wyłom w ścianie. To uruchamia dmuchawę, która pozwoli nam poszybować do przycisku. A takich zagadek jest o wiele więcej. Dzięki temu na brak interakcji ze środowiskiem nie można narzekać.
Na mapie czeka nas o wiele więcej różnorakich aktywności i wyzwań, które ostatecznie pozwolą nam na rozwijanie umiejętności naszej postaci. Przykładowo, na mapie mamy rozsiane liry, na których musimy powtórzyć odgrywany przez nie dźwięk. Jednak żeby to zrobić najpierw potrzebujemy łuku, żeby zdobyć łuk… i tak dalej.
Fabuła jest i toczy się
Akcja gry kręci się wokół Tyfona, który chce wyrównać porachunki z olimpijskimi bogami za wtrącenie go na wiele lat do Tartatu. Potwór pozbawia Atenę, Hefajstosa, Aresa i Afrodytę boskich mocy. Zeus prosi o pomoc przypiętego do skały Prometeusza. Ten raczy go historią o Fenyx, śmiertelniku, który przybywa na boską wyspę i przynosi jej wybawienie. Taka forma bardzo dobrze się sprawdza, przez większość gry w tle słyszymy głos Prometeusza, który w formie narracyjnej opowiada o naszych działaniach i Zeusa, który to komentuje, niejednokrotnie prosząc o to żeby się streszczać.
Sama historia nie jest mocno skomplikowana, jednak napędza świat gry i powoduje, że chce nam się grać. Najmocniejszą stroną gry jest właśnie sama narracja, która przez kłótnie „zza kulis” wprowadza do gry dodatkową dozę humoru. Jednak te przepychanki słowne są wysmakowane i wyrafinowane, niejednokrotnie można się zaśmiać i nie są żenujące.
Jednak dojście do końca gry wymaga od nas eksploracji świata i wykonywania zadań pobocznych, które pomogą nam rozwinąć postać. Musimy zatem zadbać o podniesienie poziomu zdrowia, wytrzymałości, zabezpieczyć eliksiry na czarną godzinę, wzmocnić broń oraz rozwinąć drzewko umiejętności. Nie ma mowy tu jednak o typowym grindowaniu przez pokonywanie kolejnych wrogów, poziom mocy i umiejętności podnosimy przez zdobywanie surowców zdobywanych w Tartarze, oraz wykonywanie zagadek logicznych.
Bez tego ukończenie gry jest możliwe, jednak ja bym się tego nie podjął. A przejście fabuły i odpowiednie przygotowanie postaci to około 25-30 godzin gry. Warto wykonywać misje poboczne bo inaczej wrogowie stają się dość trudni do pokonania, albo inaczej – ich pokonanie zajmuje zbyt wiele czasu.
Piękna ta kraina nektarem i ambrozją płynąca
Świat gry nazwany tutaj Złotą Wyspą został przedstawiony w bajkowym stylu, co jest piękne. Został on podzielony na kilka obszarów różniących się od siebie klimatem. Znajdziemy tam gigantyczne posągi bóstw greckiego panteonu, pełniące rolę wspomnianych „wież Ubisoftu”. W świecie Immortals będziemy się dużo wspinać. Jednak w przeciwieństwie do Odyssey, Fenyx ma ograniczoną wytrzymałość i nie może wisieć na skałach w nieskończoność – gdy pasek spadnie do zera spadniemy.
Poza aktywnościami na mapie ważne są również rozsiane po mapie wejścia do Tartatu, które stanowią osobne etapy pełne różnorakich zagadek oraz pułapek do pokonywania. Oznaczone są one jednym z trzech stopni trudności. Znajdziemy tu zagadki logiczne, wykorzystujące fizykę obiektów, latanie z wykorzystaniem podmuchów wiatru, przeskakiwanie pomiędzy platformami czy typową grę zręcznościową i omijanie lecących w naszym kierunku ognistych kul. Na końcu każdego etapu Tartaru dostajemy nagrodę, najczęściej w postaci pioruna Zeusa, który wykorzystujemy potem na Olimpie do rozwoju naszej postaci.
Mówią krótko, na mapie jest tyle do zrobienia, że nawet po skończeniu głównego wątku fabularnego nadal nie będziemy narzekać na nudę.
Stań do walki przeciwko złu
Chociaż walka nie jest w Immortals: Fenyx Rising najważniejsza, bo wrogowie nie czają się za każdym drzewem, to jednak wszystko co robimy sprowadza się do tego żebyśmy lepiej walczyli. Sam system walki jest dość prosty: mamy uderzenie szybkie, zadające mniej obrażeń, uderzenie potężne i wolne, unik, parowanie, strzelanie z łuku oraz kilka umiejętności magicznych. Najważniejsze są uniki i uderzenie powodujące ogłuszenie i spowolnienie przeciwników, co pozwala na ich łatwiejszą eliminację. Do tego przyda się również nasza zwinność oraz wyczucie momentu na zrobienie idealnych uników.
Podsumowanie i ocena
W Immortals: Fenyx Rising grałem na PC używając pada do Xboxa One. Tego typu gry zdecydowanie lepiej mi ogrywać na padzie. Gra działała płynnie, a same poziomy ładowały się szybko. Z pewnością duża w tym zasługa dysku SSD. Jak to wygląda na konsolach nie wiem.
Ostatecznie bawiłem się bardzo dobrze, Immortals: Fenyx Rising to, tak jak wspominałem, nieślubne dziecko Zeldy i AC: Odyssey. Znajdziemy tu sporo rozwiązań zarówno z jednej jak i drugiej gry oraz elementy typowe dla większości gier Ubisoftu. Są to jednak rzeczy sprawdzone, które pozwalają w łatwy sposób odnaleźć się w tym świecie. Sposób narracji gry również przypadł mi bardzo do gustu i jest to coś innego niż w większości gier.
Nieco nużące może okazać się grindowanie i konieczność rozwoju postaci, żeby spokojnie przejść wątek fabularny gry. Elementem, który mi przeszkadzał, był pasek wytrzymałości, który zużywał się podczas np. wspinaczki. Jego zużycie powodowało, że spadamy i najczęściej giniemy.
Zdecydowanie warto grę dzielić sobie na etapy, bo zbyt długie sesje mogą zwyczajnie męczyć. Sam otwarty świat zachwyca kolorami i możliwościami interakcji. Zdecydowanie jest to pozycja warta polecenia, która daje odskocznię od tych wszystkich produkcji pełnych „realizmu”.
Ocena 8/10
Zalety
|
Wady
|