Możemy się z tego śmiać. Może się to wydawać absurdalne. Nawet pukanie się po czole nie powinno nikogo dziwić. Ale fakt jest taki, że „esportowe korepetycje” stają się powoli czymś normalnym. Wielu rodziców już teraz płaci za trenowanie ich pociech np. w Fortnite’a.
Kilka rzeczy sprawiło, że Fortnite stał się niezwykle popularną grą wśród młodzieży. Po pierwsze, gra w wersji Battle Royale jest całkowicie darmowa. Po drugie, co ma znaczenie przede wszystkim na Zachodzie, jest przystosowana do młodszej publiki i ma odpowiednie oznaczenia ESRB (Teen) i PEGI (12). Do tego dochodzą jeszcze influencerzy, głównie YouTuberzy i streamerzy, którzy ochoczo grają w produkcję Epic Games. Od niedawna można do grona argumentów zaliczyć również scenę esportową, na którą twórcy gry zamierzają przeznaczyć grube miliony dolarów.
To wszystko sprawiło, że gra jest niezwykle popularna. Tak popularna, że niektórzy rodzice zaczęli zatrudniać trenerów dla swoich nastoletnich dzieci. Tak, dobrze przeczytaliście. Niektórzy zatrudniają trenerów Fortnite’a. Jedną z takich osób jest Ally Hicks z Anglii, która płaci 50 dolarów za 4-godzinną sesję treningową dla swojego 10-letniego syna.
– Jest ogromna presja nie tylko aby grać, ale też aby być w grze bardzo dobrym. Możecie sobie tylko wyobrazić jak to wygląda w szkole mojego syna – skomentowała sprawę Hicks.
Kolejnym rodzicem, skłonnym do płacenia za trening dziecka, jest Nick Mennen z Teksasu. On z kolei płaci aż 20 dolarów za godzinę dla swojego syna. Jak sam mówi, traktuje to jako inwestycję, ponieważ liczy, że chłopak dostanie kiedyś stypendium lub wygra duży turniej. Treningi już miały przynieść skutki i syn wygrywa teraz podobno nawet 10-20 meczów dziennie.
Oprócz tego wielu rodziców zaczyna trenować razem ze swoimi dziećmi. Brzmi jak szaleństwo? A może w tym szaleństwie jest jakaś metoda?
Źródło: The Wall Street Journal