Strona głównaRecenzjeGrySpace Punks – pierwsze wrażenia z nowego shootera Flying Wild Hog

Space Punks – pierwsze wrażenia z nowego shootera Flying Wild Hog

Twórcy Shadow Warriora nie próżnują. Studio pochwaliło się niedawno nowym projektem, nad którym pracują wspólnie z Jagex. Zaraz po krótkiej prezentacji mieliśmy okazję zagrać w Space Punks.

Flying Wild Hog wyrasta aktualnie na jedno z najbardziej interesujących polskich studiów. Serca fanów z całego świata kupili sobie oczywiście już Shadow Warriorem. Ostatnie miesiące pokazały jednak, że mają w swoim rękawie jeszcze kilka asów, a kreatywność deweloperów wyrasta grubo ponad dynamiczne, przyjemne dla oka slashery. Space Punks jest tego bardzo dobrym przykładem.

Po wieloletniej przygodzie z single playerami Flying Wild Hog postanowiło spróbować swoich sił w świecie multiplayerów. Ostatnie niepozorne premiery pokroju Knockout City udowadniają, że zawsze znajdzie się miejsce dla kolejnej gry online. Flying Wild Hog we współpracy z Jagex, twórcami legendarnego Runescape’a, postanowili wprowadzić nieco świeżości w świecie shooterów.

Space Punks bardzo szybko przechodzi do rzeczy i już w pierwszych minutach jasno daje do zrozumienia, jak wygląda podstawowy gameplay loop. Mamy do czynienia z klasycznym looter shooterem. Rozpoczynamy przygodę od stworzenia jednej z czterech klas, wybieramy swój nick i lądujemy prosto w bazie wypadowej, gdzie znajduje się kilka NPC, miejsce do zarządzania naszym ekwipunkiem, przestrzeń do rozwoju postaci i mapa, z której wybieramy misje do wykonania.

Space Punks

W pierwszych godzinach większość rozgrywki kręci się wokół chodzenia na misje, zbierania lootu, zakładania silniejszych przedmiotów i odblokowywania kolejnych poziomów, które zwiększają szansę na lepsze bronie oraz pancerze. Misje trwają ok. 10 minut, zależnie od tego, ile czasu spędzimy, szukając porozrzucanych po mapie skrzynek i składają się z kilku prostych zadań. Czasami musimy pokonać silnego bossa, a innym razem zniszczyć jakieś reaktory. W ukończeniu wyzwań przeszkadzają nam oczywiście potwory, którymi usłana jest większość lokacji.

Główną różnicą pomiędzy Space Punks a The Division, Destiny 2 czy Borderlands jest fakt, że w Space Punks kamera została ustawiona nad głowami postaci. Mamy więc do czynienia nie z FPS-em czy TPS-em tylko z Top-Down Shooterem. Tutaj leżało moje największe zmartwienie, kiedy oglądałem pierwsze gameplaye i nie miałem jeszcze okazji złapać za pada. W grach Bungie i Respawn połowa sukcesu leży właśnie w satysfakcji, jaką czerpiemy z samego strzelania. W Destiny potrafiłem spędzać godziny, robiąc powtarzalne patrole, ale nie odczuwałem znużenia dzięki różnorodności broni i gunplayowi. Dużo trudniej o tego typu efekt w grze, w której na całą akcję patrzymy z góry.

Space Punks

Rozgrywka w Space Punks przypomina mi pod pewnymi względami Wildstara, zamknięte już niestety MMORPG. Flying Wild Hog postawiło bowiem na całkowitą transparentność. Każdy atak wyprowadzany przez przeciwnika jest sygnalizowany czerwonym obszarem na podłodze. Wiemy dokładnie, gdzie pojawi się jakieś zagrożenie i jeżeli dostajemy obrażenia, zdajemy sobie sprawę, gdzie popełniliśmy błąd. Bardzo podoba mi się ten element rozgrywki. Walki z bossami robią się z czasem bardziej złożone, ataków jest coraz więcej i jeżeli w kooperacji dodamy do tego trzech graczy i trzy razy więcej umiejętności, na ekranie mógłby zrobić się chaos. Wyraźne sygnalizowane zagrożeń znacząco ułatwia tę sprawę.

Twórcy zadbali o to, żeby Space Punks dawało tyle satysfakcji z czystej rozgrywki, ile odczuwają fani Destiny czy The Division. Każda z klas postaci ma zestaw kilku aktywnych umiejętności, a płynne przełączanie się pomiędzy walką wręcz a strzelaniem z różnego rodzaju broni sprawia mnóstwo frajdy. Chociaż nie udało mi się podczas testów znaleźć nikogo do coopa, zaryzykuję stwierdzenie, że w czteroosobowej grupie gra się jeszcze lepiej. Space Punks jest ewidentnie grą projektowaną pod kooperację. Już na etapie tworzenia postaci komunikaty sygnalizują nam, które umiejętności poszczególnych klas najlepiej ze sobą współgrają.

Space Punks

Rozgrywka sprawia mnóstwo frajdy, gra wygląda dobrze, stworzony przez Flying Wild Hog świat jest oryginalny i zabawny, a gameplay loop zaserwuje fanom looterów dokładnie to, czego spodziewają się po reprezentancie tego gatunku. Podobnie jak w przypadku wielu innych looterów, kluczowym elementem będzie endgame. Drzewka rozwoju postaci są ogromne i sięgają aż do 60 poziomu. Zakładam, że z czasem misje zrobią się nieco bardziej złożone i zaczną wykraczać ponad klasyczne „przynieś, podaj, pozamiataj”. Jestem jednak ciekawy, w jaki sposób twórcy planują utrzymać przy sobie graczy. Dostępny już w grze Battle Pass i kosmetyczne atrakcje to zazwyczaj dodatkowa motywacja do gry, obok walki o twardsze pancerze i silniejsze bronie.

Moim głównym zarzutem do Space Punks jest aktualnie fakt, że gra solo jest mocno karcona przez niektóre mechaniki. Podczas prezentacji widziałem możliwość błyskawicznego wskrzeszania poległych kolegów, która jest niemożliwa podczas walki solo. Grając samemu, śmierć oznacza powrót do bazy i rozpoczęcie całej misji od nowa.

Space Punks

Poza drobnymi problemami charakterystycznymi dla wczesnych wersji gry Space Punks zapowiada się na bardzo ciekawą produkcję. Flying Wild Hog szybko sprawiło, że zacząłem tęsknić za Helldivers, które kiedyś sprawiało mi mnóstwo frajdy. Fani looter shooterów na pewno z otwartymi ramionami przyjmą kolejną produkcję i jeżeli twórcy zadbają o różnorodny endgame oraz regularne aktualizacje, Space Punks może zostać z nami na dłużej.

Bądź na bieżąco

Obserwuj GamingSociety.pl w Google News.

Tomasz Alicki
Szef działu gier. Miłośnik esportu, weteran Call of Duty i zapalony gracz Action RPG. W wolnych chwilach Netflix, dobra książka i World of Warcraft.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Treść komentarza
Wpisz swoje imię