Dość często słyszy się narzekania mniej lub bardziej profesjonalnych graczy Counter-Strike’a na to, że gra ta nadal zawiera błędy (np. hitboxów), które wypaczają jej sens jako tytułu esportowego. Mimo wszystko jest to nic w porównaniu z problemami związanymi chociażby z PUBG.
PUBG przebojem wdarł się na esportowe salony i to na długo zanim pojawiła się jego “finalna” wersja, oznaczona numerem 1.0. Mimo, że od tego momentu minął rok, gracze PUBG nadal mierzą się z problemami, o czym dzisiaj boleśnie przekonała się dywizja PUBG Izako Boars.
Zawodnicy IB brali udział w otwartych kwalifikacjach do PUBG Europe League. Bez większych problemów przeszli przez poprzednie etapy eliminacji i dotarli aż do finału tychże kwalifikacji. Jednak w turnieju głównym nie zagrają, mimo, że w finale poradzili sobie całkiem nieźle.
Dlaczego? Administracja turnieju (organizowanego przez StarLaddera) stwierdziła, że wyniki decydującego starcia są nieważne, a cały finał trzeba rozegrać ponownie, ponieważ w spotkaniu pojawił się bug dotyczący sposobu w jaki rozchodziła się strefa. Dyskusje z administratorami oraz analizy sytuacji trwały niemal godzinę, a gdy w końcu doszło do powtórki spotkania, graczom IB nie udało się osiągnąć wyniku, który dawałby im awans do zamkniętych kwalifikacji. Tym samym szansa gry w kolejnym sezonie Europe League przepadła bezpowrotnie. Żeby było dziwniej, do awansu zabrakło Dzikom zaledwie dwóch fragów.
Jak sądzicie, czy Waszym zdaniem gry powinny być jakoś specjalnie weryfikowane pod względem jakości i braku błędów, zanim orzeknie się, że dany tytuł nadaje się do esportu?