ELEAGUE ma spory problem. Organizatorzy najbliższego majora w CS:GO być może będą musieli stawić się na sali sądowej, aby udowodnić, że ich logo nie narusza praw Adidasa.
Jedna z największych firm sportowych świata – Adidas, złożyła 10. października 139-stronicowy pozew sądowy, w którym wyraża zaniepokojenie z powodu podobieństwa logo ELEAGUE do ich własnego znaku. Zdaniem niemieckiej firmy może to doprowadzić do zamieszania. I trudno z wieloma kwestiami się nie zgodzić. Chociaż z zasady jestem przeciwny wielu wojnom patentowym, to tutaj muszę przyznać rację Adidasowi.
Oba logo łączy jedna wspólna cecha – trzy paski. W przypadku ELEAGUE są one lekko poprzesuwane (aby przypominać literę „E”), ale nie zmienia to faktu, że to nadal trzy paski, które od wieków są utożsamiane z Adidasem. Co więcej, sportowa firma występuje w grach, w których ELEAGUE może chcieć organizować turnieje. Wystarczy wymienić chociażby NBA 2K lub FIFĘ, w których sportowa marka jest mocno widoczna. Już samo to może budzić wątpliwości i prowadzić do zamieszania.
Nie sposób też nie wspomnieć o tym, że Adidas od wielu lat angażuje się w esport, między innymi sponsorując drużyny. Niemiecka firma współpracowała już z SK Gaming, CNB e-Sports, Mousesports, a teraz dostarcza ubrania dla North oraz Vitality. To kolejna płaszczyzna, na której może dojść do konfliktu i sytuacji, w której dwa podobne do siebie logo będą pojawiać się wspólnie.
Co w takiej sytuacji może zrobić ELEAGUE? Na razie organizatorzy turniejów esportowych mają 40 dni na odniesienie się do zarzutów Adidasa. Mogą przyznać im rację lub nie zgodzić się z przedstawionymi argumentami. W drugim przypadku sprawa najprawdopodobniej skończy się w sądzie, co oznacza długi i kosztowny proces.
Kto Waszym zdaniem ma rację?
Źródło: Esport Observer