Strona głównaEsportDzieci nauczyły się grać w grę i myślą, że są pępkiem świata

Dzieci nauczyły się grać w grę i myślą, że są pępkiem świata

Wszyscy zachłysnęliśmy się polskim esportem. W wielu aspektach stawialiśmy scenę CS:GO jako wzór dla Zachodu. Ale przyszedł moment, w którym zaczynamy się krztusić niczym aktorka porno w hardcore’owym filmie. Szkoda, że część osób nadal ma zamiar to „łykać”.

Od dłuższego czasu nie oglądam meczów polskiej sceny CS:GO. Przestały mnie interesować i nie dlatego, że poziom jest niższy niż na topowych turniejach. Nie dlatego, że brakuje rozgrywek – tych jest przecież mnóstwo z ESL Mistrzostwami Polski i Polską Ligą Esportową na czele. Powód jest zupełnie inny. Mam dosyć oglądania dzieciaków, których największym życiowym osiągnięciem jest umiejętność grania w grę komputerową, a pomimo tego czują się jak królowie świata.

Nie wiem czy część polskich graczy nigdy nie brała leków albo czy je odstawiła, ale czas wrócić do dawkowania zalecanego przez lekarzy. Może wtedy obudzą się ze snu i zdadzą sobie sprawę, że umiejętność grania w CS-a nie czyni z nich nikogo wyjątkowego. Nawet 5, 10 czy 20 tys. fanów na Facebooku i pensja, o której marzy wiele samotnych matek to za mało, aby zachowywać się tak, jak czasami mają w zwyczaju. Ale do konkretów.

Ale o co chodzi?

Nie wiem czy niektórzy Polscy gracze nie mają mechanizmu samozachowawczego, czy może niczym Sławek Peszko na antenie Weszło FM po procentach zdarza im się palnąć o kilka słów za dużo. Szczerze mnie to nie obchodzi. To, co mnie obchodzi, to w jaki sposób traktują swoje media społecznościowe. Skoro takie z nich gwiazdy, to niech do cholery wezmą odpowiedzialność za swoich często bardzo młodych fanów. Dałoby się napisać na ten temat książkę, ale weźmy na tapet kilka przykładów:

Jeden z zawodników czołowej polskiej drużyny i zarazem „reprezentant kraju” na zarzuty o nieukończeniu szkoły odpowiada zdjęciami torby Dolce Gabbana, butów Gucci i innych rzeczy, które mają świadczyć o tym, jak bardzo ma w to „wyjebane, bo przecież hajs się zgadza”. Ma pieniądze, stać go na drogie ciuchy – jest królem świata. Szkołę ma w głębokim poważaniu. A jak w wieku 35 lat kariera się skończy, to będzie płacz i zgrzytanie zębów. Już pomijam jaki daje to przykład fanom. Chłopie, nie ma czym się chwalić. Powinieneś się wstydzić tego, że nie skończyłeś szkoły. Osiągnięciem nie jest hajs. Osiągnięciem jest tak ogarnąć swoje życie, aby realizować się zawodowo i skończyć szkołę. Osiągnięciem jest zapewnienie przyszłości sobie i swojej rodzinie. Jakby tego było mało, potrafi napisać w komentarzach, że „spuścił się czyjejś matce na twarz”, a osobę ogoloną na łyso zapytać, jak idzie chemioterapia. No cudo! Mistrzu drogi, ucz nas życia. I nie chodzi o to, że szkołę skończyć trzeba. To żaden przymus i obowiązek. Tylko tak trochę głupio się tym chwalić.

Pijackie żale

Jedźmy dalej. Trwa sporych rozmiarów turniej. W przeddzień meczu zawodnicy idą „na miasto”. Nie wnikam kto pił, kto nie i za czyją zgodą i kogo później szantażowali alkomatem. Nie o to chodzi. Chodzi o wylewanie żali na swoim fanpage’u. Nastała jakaś dziwna moda na tego typu zachowania. Już pal licho, może akurat w tym przypadku była taka potrzeba. Ale jak na to patrzą inni? O dziwo główny zainteresowany do tej pory nie znalazł zespołu. A już szczytem jest post kolegi z drużyny, który otwarcie pisze „Ładnie się dzieje”, nabijając się z całej sprawy. I wiecie co? On nadal gra w zespole. Wyobraźcie sobie podobną sytuację w profesjonalnym sporcie?! Ja nie.

Menadżerowie też mają swoje wiaderka i grabki

Nie sposób też nie wspomnieć o kłótni Ziemowita, czyli byłego już menadżera Izako Boars z Karolem 'repo’ Cybulskim, czyli byłym graczem organizacji. Każdy zainteresowany chyba wie, o co chodzi. Repo zaczął na swoim streamie wyzywać Ziemowita, na co ten w niewybrednych słowach odpowiedział mu na esportowych świrach. Padły słowa o dwulicowości i wyjaśnianiu się w cztery oczy. No normalnie piaskownica. Zabrakło zabawek dla wszystkich dzieci, więc w ramach zemsty chłopaczki zaczęli napierdalać się po łbach łopatkami i grabkami. Skończyło się wyrzuceniem Ziemowita, co tylko rozpętało burzę. Różne dziwne rzeczy zaczęli mu zarzucać aktualni zawodnicy Izako Boars. Ten w odpowiedzi przypomniał im zniszczone pokoje hotelowe i inne sprawy z wnętrza. I znowu to samo. Nie obchodzi mnie kto miał rację w tym sporze. Podejrzewam, że żadna ze stron. Ale czemu w głowie „profesjonalnych”, polskich esportowców i menadżera narodził się pomysł, że to będzie dobry sposób na wylewanie żalu?! Tylko brakowało, żeby ktoś napisał, że zaraz poskarży się Pani. Dziecinada.

I tak się wszyscy bawimy w tej piaskownicy, w której umiejętność machania myszką sprawia, że gracze stają się osiedlowym idolem, który jako pierwszy „zamoczył” i teraz chwali się kolegom ze swoich osiągnięć. I ja w tym momencie z tej piaskownicy wysiadam i idę oglądać poważnego CS-a. Plac zabaw mam pod blokiem i jeśli miałbym ochotę oglądać dziecinadę, to wystarczy, że wyjrzę za okno. Podejrzewam, że mogę tam zobaczyć więcej dojrzałości niż mają niektórzy polscy gracze CS:GO.

A na potwierdzenie tych słów pozwolę sobie przywołać fragment wywiadu, który Piotr 'izak’ Skowyrski udzielił portalowi Weszło Esport:

– Okazuje się też, że takich zawodników jak ma Virtus.pro, którzy są skromni, pokorni, wiedzą czym jest ciężka praca, po prostu już nie ma. Teraz jest takie społeczeństwo, chyba na całej polskiej scenie esportowej, które uważa, że wszystko mu się należy. I to jest smutne, bo nie doceniają tego, co się dla nich robi. To jest największa bolączka. Mało jest ludzi, którzy chcą ciężko pracować. Nie doceniają tego, że mają pensje, opłacone przeloty czy wyjazdy, że są ludzie, którzy o nich dbają. I z jednej strony Izako Boars jest organizacją, która ma się nimi opiekować, ale z drugiej trzeba też wiele rzeczy tłumaczyć i trochę wychowywać. To było o wiele trudniejsze niż się spodziewałem. Przerosło mnie. Na początku byłem w tę drużynę bardzo zaangażowany i starałem się nią opiekować, a później okazywało się, że pojawiły się problemy, które mnie trochę odstraszyły – mówi właściciel organizacji ze sporym potencjałem marketingowym i kilkoma dużymi sponsorami.

I na koniec jeszcze małe wyjaśnienie. Chociaż w tekście odnoszę się do całej sceny, to nie mam na myśli każdego gracza. Szanuję Kinguin, AGO czy też Virtus.pro (chociaż pasha też potrafi zabłysnąć w mediach społecznościowych). Szanuję wielu innych graczy z mniej znanych drużyn i tych, którzy aktualnie nie grają. Oni wiedzą, że są marką samą w sobie i potrafią dbać o swój wizerunek. Niestety, dostaje im się trochę rykoszetem, bo ten „gorszy sort” polskich graczy psuje opinię całego środowiska. Ja polskiej sceny już nie oglądam i nie podejrzewam, aby miało się to wkrótce zmienić.

Źródło: wł.

Bądź na bieżąco

Obserwuj GamingSociety.pl w Google News.

Damian Jaroszewski
Redaktor prowadzący, szef działów esport i hardware

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Treść komentarza
Wpisz swoje imię