Polskie studio Flying Wild Hog po raz kolejny pokazało, że nie mamy się czego wstydzić w kwestiach rodzimych produkcji. Evil West to połączenie ciekawych mechanik z Devil May Cry oraz God of War osadzonych w klimatach Dzikiego Zachodu.
W moje ręce wpadło Evil West, czyli najnowsza produkcja warszawskiego studia Flying Wild Hog. Ekipa ma na swoim koncie takie perełki jak Hard Reset, Shadow Warrior czy Trek to Yomi. Podsumowując krótko – to, czym się zajmują, to tworzenie świetnych i nieskomplikowanych gier akcji.
Evil West również wpisuje się w ten schemat. Do ręki dostajemy liniową, pod względem fabuły oraz map grę, w której liczy się akcja i szybkie wciskanie przycisków na padzie. Przejście gry zajmuje około 10 – 12 godzin, co jest wystarczające i pozwala ciekawie spędzić czas przez kilka jesiennych wieczorów.
Van Heling na dzikim zachodzie
W grze wcielamy się w postać Jesse Rentiera, agenta tajnej organizacji, zajmującej się zwalczaniem wampirów i potworów. Ten opis powinien wystarczyć żeby wiedzieć czym będziemy się zajmować przez całą grę. Jeżeli jednak ktoś się nie domyśla to podpowiem, będziemy walczyć z wampirami i potworami. Tylko od nas zależą losy świata, nad którym kontrolę chcą przejąć nocne bestie.
Grę zaczynamy od wykolejenia pociągu z dostawą krwi dla wampirów. To tylko wstęp do większej afery, w którą zostajemy wciągnięci. Na szczęście w tej nieustannej walce nie jesteśmy sami. Po drodze spotykamy przedstawicieli organizacji Rentiera – nie wspominałem, że jej szefem jest ojciec głównego bohatera – którzy pomogą nam w walce z maszkarami. Sama fabuła jest tu jednak jedynie dodatkiem do niemal nieustannej i bardzo przyjemnej bijatyki, połączonej ze strzelanką.
Podobnie jak w innych grach opartych na podobnych mechanikach, nie mogło zabraknąć elementów rozwoju postaci i zdobywania kolejnych umiejętności. Te wykorzystamy do jeszcze przyjemniejszej i bardziej widowiskowej rozwałki kolejnych hord potworów. Niemal po każdej większej potyczce gra karmi nas przerywnikami filmowymi, które prowadzą nas przez fabułę, usprawiedliwiając jednocześnie rozwałkę, w której braliśmy udział przed chwilą, albo w której za chwilę weźmiemy. Na szczęście deweloperzy nie zmuszają nas do ich oglądania i każdy z przerywników można zwyczajnie pominąć.
Fabuła jest… i w graniu nie przeszkadza
Jeżeli szukacie gry oferującej wybory i nieliniowość fabuły to powinniście wybrać inny tytuł. Evil West to gra liniowa, w której poruszamy się niemal jak po sznurku. W trakcie przemierzania lokacji nie mamy możliwości wejść czy spaść gdzieś gdzie nie życzyli sobie tego twórcy. Rentier z jednej strony dysponuje potężnymi umiejętnościami, z drugiej nie jest w stanie poradzić sobie z zejściem czy wejściem na platformę czy półkę skalną, jakby nagle tyłek robił mu się z ołowiu, a nogi z waty. Mapę możemy przechodzić tylko wyznaczoną ścieżką oznaczoną przez podświetlone łańcuchy. Ciężko jest się w tej sytuacji zgubić.
Podczas naszej wędrówki trafimy również na różne zakamarki skrywające skrzynie z pieniędzmi, które z kolei wykorzystamy do wykupienia nowych umiejętności naszego bohatera. Te, w połączeniu z kilkoma dostępnymi giwerami oraz rękawicą elektryczną, pozwolą nam na masakrować kolejne zastępy wrogów.
Skoro już przy broniach jesteśmy – do dyspozycji dostajemy szybkostrzelny rewolwer, który zadaje niewielkie obrażenia lub strzelbę, którą możemy zrobić kuku przeciwnikom znajdującym się nieco dalej lub latającym maszkarom. Trafienie w odpowiednim momencie zwiększa poziom zadawanych obrażeń. Trzecią giwerą jest obrzyn zadający większe obrażenia kilku wrogom jednocześnie. Niestety jego przeładowanie trwa dość długo.
Wraz z rozwojem postaci i fabuły dostajemy dostęp do coraz to nowych ulepszeń oraz technik. Te możemy łączyć w różne kombosy. Możemy zatem wyrzucić wroga w powietrze i utrzymać go tam, strzelając do niego lub wrzucić nim o jedną z rozsianych po mapie kolczastych barykad. Inna umiejętność pozwoli nam przyciągnąć wroga do siebie i lekko go ogłuszyć prądem, co wykorzystamy do wykończenia go serią ciosów z pieści i tak dalej. Twórcy nie zapomnieli również o efektowych animacjach „wykańczających” przeciwników – gdy delikwent jest już na skraju śmierci, możemy do niego doskoczyć żeby w efektowny sposób mógł dokonać swojego nieżycia.
Po wykończeniu przeciwnika jego truchło znika natychmiast, pozostawiając kule uzupełniające nasze zdrowie. Sami też możemy się co jakiś czas leczyć, co mocno się przydaje, zwłaszcza podczas walki z bossami. W ich przypadku, podobnie zresztą jak w wielu innych grach, musimy szybko nauczyć się sekwencji ataku i wykorzystać je do ich zabicia.
Podsumowanie i ocena.
Evil West ogrywałem na PS4 Pro, gra dostępna jest także na Xbox One, konsole nowej generacji oraz PC. Nie wiem jak gra się na myszce, ale granie na padzie zdecydowanie wypada bardzo dobrze. Wspomagane celowanie znacznie ułatwia trafianie podczas gdy atakuje nad kilka potworów jednocześnie.
Pod względem graficznym również było ok. Tytuł nie odstawał od innych produkcji. Gra oferuje kilka poziomów trudności walk, więc spokojnie można polecić ją każdemu, oczywiście zgodnie z wiekiem – tytuł przeznaczony jest dla osób dorosłych. Muzyka w grze miło wpasowuje się w walkę, a do tego znajdziemy tu ciekawą i znaną wstawkę w postaci utworu Mieczysława Fogga – Ta ostatnia niedziela – w jeden z cutscenek.
Oprócz niemal ciągłej walki przerywanej filmikami, dostaniemy również kilka zagadek wymagających znalezienia przełącznika, odstrzelenia jakiegoś odważnika. Na szczęście nic co sprawiłoby większe problemy.
Podsumowując krótko – jeżeli poszukujecie gry na kilka jesiennych wieczorów, która pomoże zrelaksować się po całym dniu wysilania głowy to Evil West jest idealny.
Ocena 8/10
Zalety
|
Wady
|