Nigdy nie byłem fanem serii Far Cry. Ich fabuły nigdy mnie nie porywały i nie mogłem wczuć się w klimat. Aż do premiery Far Cry 6…
Dyktator Anton Castillo i rządzona przez niego Yara to elementy fabuły Far Cry 6, które można spotkać z łatwością w wielu miejscach na świecie. Oczywiście pierwsze skojarzenie to Kuba i dyktatura Fidela Castro, szczególnie, że Yara to tropikalna wyspa, pełna zieleni, drzew, kwiatów i otoczona błękitnym morzem. Jednak na tym “kolory” tej opowieści się kończą. Castillo jest bezwzględny, okrutny i nie cofnie się przed niczym by utrzymać władzę – nie zawaha się nawet przed wciągnięciem w bagno swojego nastoletniego syna. Oczywiście niewiele z tych rzeczy robi sam – ma od tego ludzi. Wydaje mu się, że czyni dobrze i na tym polega jego szaleństwo, tak charakterystyczne dla antagonistów w serii Far Cry. Chce odbudować “raj”, jak bez przerwy nazywa Yarę, przywrócić jej świetność z czasów rządów jego ojca, ale w tym przypadku cel zdecydowanie nie uświęca środków.
Punkt widzenia rebelianta
Naprzeciwko Castillo występują renegaci, ruch oporu Libertad, w którego szeregi wstępuje gracz. Nasza postać ma na imię Dani, ale to jedyne co zostaje nam narzucone z góry. Swoje cyfrowe alter ego możemy dowolnie dopasować do naszych upodobań, zmieniając płeć, głos czy wygląd. Na późniejszych etapach gry będziemy też mieli wpływ na to jak się ubiera. Jedne elementy będą czysto kosmetyczne, inne – dadzą nam specjalne umiejętności. I jest to jedyny sposób by wpłynąć na umiejętności postaci, bo nie ma tu żadnego drzewka, itp.
Ale jak to, zmieniamy wygląd, zapytacie? Przecież Far Cry to strzelanka pierwszoosobowa, w której nigdy nie widzieliśmy jak wygląda nasza postać. Otóż, nie tym razem, że tak zacytuję klasyka. Po raz pierwszy w historii serii, we wszystkich cut-scenkach oraz w trakcie poruszania się po naszych bazach będziemy mogli zobaczyć Dani(ego) z perspektywy trzeciej osoby, z wszystkimi detalami wyglądu jakie zmieniliśmy.
Nie ma mowy o monotonii
Przejdźmy jednak do najważniejszego czyli rozgrywki. A aktywności jest w tej grze tyle, że jej ogrom potrafi przytłoczyć. Wraz z rozwojem fabuły zmieniamy kilkukrotnie wyspy i gdy wydaje nam się, że ta poprzednia była duża, przenosimy się na kolejną, która jest jeszcze większa. Na każdej mamy ogromną liczbę zadań do wykonania, którym towarzyszą misje poboczne, zlecane nam przez spotykanych po drodze NPC-ów. Gdy dodamy do tego możliwość poruszania się nie tylko samochodami, ale także konno, motocyklami, quadami czy helikopterami – z gry robi się coś pokroju GTA, tyle, że zamiast olbrzymiego miasta mamy tropikalną dżunglę. Znajdziemy tu nawet mini-gierki, jak na przykład walki kogutów, w których.. to my sterujemy jednym z nich. Starzy wyjadacze serii nie muszą się jednak obawiać o to, że poczują się zagubieni. W dużej mierze rozgrywka nadal sprowadza się do odblokowywania i przejmowania kolejnych obszarów. To nie rewolucja w serii, a raczej jej ewolucja.
Muszę się w tym momencie przyczepić do systemu szybkiej podróży – przy tak dużym świecie, kiedy widzimy, że cel kolejnej misji jest oddalony o 1,5 km, perspektywa dotarcia tam pieszo, konno czy nawet samochodem jest odrobinę odrzucająca. Oczywiście możemy odblokowywać kolejne punkty szybkiej podróży, ale nie zrobimy tego inaczej jak poprzez chociaż jednokrotne przybycie do danego miejsca. Poza tym, cele misji czasem są położone w oddaleniu od tych “checkpointów”, więc i tak swoją porcję kilometrów trzeba przebyć.
Styl walki
Misje można oczywiście rozgrywać na różne sposoby. Możemy starać się do każdego przeciwnika zakradać po cichu i eliminować go z użyciem maczety lub innej broni białej. Możemy zaczaić się w jakimś dobrym punkcie obserwacyjnym, przeskanować teren telefonem, oznaczając w ten sposób przeciwników, których potem wyeliminujemy snajperką. Pomocny w tym będzie system craftingu broni, do którego wrócę za moment. Możemy też po prostu rozegrać misję w stylu bohaterów kina akcji lat 80, wchodząc do bazy przeciwnika z przysłowiowymi drzwiami. Nie jesteśmy też skazani na samotną walkę – w wielu misjach będą nam towarzyszyły inne postaci, dość szybko również zyskamy pomoc bojowo nastawionych zwierzaków. Co powiecie na wsparcie w postaci wiecznie głodnego krokodyla, albo niepozornego na pierwszy rzut oka… jamniczka?
Narzędzia zagłady
Wspomniałem o systemie craftingu. W grze możemy tworzyć nie tylko modyfikacje do posiadanej przez nas broni, takie jak tłumiki z plastikowych butelek czy specjalne rodzaje amunicji. Zbierane w trakcie różnych misji przedmioty oraz materiały pozwolą nam stworzyć od podstaw specjalne typy broni, noszone na plecach. W ten sposób zyskujemy na przykład miotacz ognia, wyrzutnię rakiet czy plecak odrzutowy. Każda taka broń ma kilka rodzajów ataku / działania, jednak najlepiej traktować je jako rozwiązanie na wypadek najgorętszych starć. A tych w grze zdecydowanie nie brakuje. System craftingu brzmi prosto i można go streścić w dosłownie kilku zdaniach, ale w grze oferuje ogromne możliwości i będziemy z niego bardzo często korzystać.
Mięso armatnie
Castillo rzuca na nas przeróżne oddziały wroga. Od zwykłych, słabych żołnierzy, po jednostki specjalne, opancerzone, wyposażone w tarcze, granatniki, oddziały zmotoryzowane, helikoptery, pontony i łodzie bojowe, działka przeciwlotnicze, snajperów… Jednak nie z każdym musimy od razu walczyć. Często żołnierze będą po prostu przechodzić koło nas i jeśli nie zobaczą broni, albo nie zostaną wprost zaatakowani, nic nam nie zrobią. Oczywiście nie dotyczy to silniej strzeżonych, ważniejszych punktów na mapie. Tam pozostaje nam albo poruszanie się w ukryciu, albo otwarta wymiana ognia. Są jeszcze przypadki wojaków skłonnych zdradzić tajemnice swojego przywódcy za drobną rekompensatę – muszą jednak być pewni, że nie mamy wobec nich wrogich zamiarów.
Zachowanie przeciwników ma jednak swój pewien spory minus. Wiele razy miałem wrażenie, że przeciwnicy respawnowali się w danym miejscu w nieskończoność, dopóki nie wypełniłem tam danego zadania – na przykład nie znalazłem określonego przedmiotu. W dodatku gra „podrzucała” mi ich w dość nieoczywisty sposób. Nie działo się to na zasadzie kolejnych nadjeżdżających pojazdów, wypełnionych żołnierzami. Po prostu w losowym miejscu na danym obszarze robiło się czerwono na mini-mapce, a gdy tam podbiegłem – trafiałem na bandę żołnierzy. A ponieważ im więcej zabitych przeciwników, tym większe siły zrzuca na nas Castillo, to z czasem w trakcie wykonywania danego zadania otacza nas coraz większe piekło, w dodatku ze znikającą w błyskawicznym tempie amunicją. Dlatego sugeruję Wam jak najszybsze zrealizowanie celu i ewakuacja.
Mimo wszystko, walka – choć nosi znamiona trochę nieuczciwej – daje mnóstwo frajdy. Strzelanie jest fenomenalne i sprawia niesamowitą satysfakcję (szczególnie trafienia w głowę), podobnie jak korzystanie z innych rodzajów broni. Śmiesznie jedynie wypadają niektóre momenty, kiedy to przeciwnik trafiony z pistoletu, odlatuje na kilka metrów – niczym po eksplozji granatu. À propos eksplozji – często przyjdzie nam wykorzystywać do ataku zbiorniki z różnymi łatwopalnymi substancjami. To kolejny wyśmienity element walki, kiedy udaje nam się wysadzić 3 wrogów za pomocą znajdującej się koło nich beczki.
Tropikalny raj
Myślę, że to odpowiedni moment by odnieść się do oprawy Far Cry 6 – a to, krótko mówiąc, kolejny mocny punkt gry. Yara jest po prostu przepiękna, niezależnie od tego czy w grze panuje akurat dzień czy noc. Swoją kopię gry ogrywałem na Xbox Series X i zaraz po premierze otrzymała ona stosowną aktualizację, ale nawet bez niej oprawa graficzna jest piękna, ze wspaniale wykonanymi elementami otoczenia, roślinności, wodą, niebem, itp. Wszystko jest kolorowe, na pozór radosne, nasza broń efektownie odbija promienie słońca, a do tego gra działa idealnie i płynnie. Równie dobrze wypada oprawa dźwiękowa – głosy bohaterów z charakterystycznym akcentem pozwalają wczuć się w akcję, a tu i ówdzie z radioodbiorników dobiega typowa dla takiego regionu muzyka.
Far Cry 6 – na szóstkę?
Jak napisałem we wstępie, seria Far Cry do tej pory miała spore trudności by trafić w mój gust. Nie uważam ją za złą, po prostu nie mogłem się w niej odnaleźć, brakowało mi tego czegoś, co wciągnęło by mnie w daną historię. Z Far Cry 6 już nie ma tego problemu. Mimo, że akcja toczy się na pięknej, kolorowej wyspie, fabuła jest ciężka i poważna, dobrze radzi sobie z tematyką światowych dyktatur i wciąga. A kolejne elementy, takie jak towarzyszące nam postaci, wielkość świata czy ilość aktywności, tylko to pogłębiają.
Ocena: 8/10