Po trzech latach Forza Horizon powraca pod nową postacią. Wracamy na lewą stronę drogi, zapinamy pasy i przenosimy się do barwnego, pełnego widowiskowych wyścigów Meksyku.
¡Viva México!
W przeciwieństwie do twórców większości gier wyścigowych, którzy płynnie przenoszą się pomiędzy torami w Austrii, Abu Dhabi czy Austin, Playground ma w każdej swojej odsłonie Forzy Horizon bardzo ważną decyzję do podjęcia. Deweloper poświęca bowiem całą swoją uwagę jednej lokalizacji i tworzy mapę inspirowaną właśnie nią. W czwórce były to kręte, pokryte często deszczem ulice Wielkiej Brytanii.
Przed oficjalną zapowiedzią piątki gracze spekulowali o bardzo wielu różnych miejscach na świecie. Wśród życzeń graczy dominowała wtedy Japonia. Niektórym pewnie przypominały się sceny z Tokyo Drift, a innym po głowie chodziły miejskie wyścigi w środku betonowej, pokrytej neonami dżungli. Playground postawił jednak na drugi koniec świata i zabrał swoich fanów do Meksyku.
Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że Forza Horizon 5 serwuje graczom kolejną, świetną mapę. Kluczem do sukcesu w tym przypadku jest bez wątpienia różnorodność. Forza Horizon serwuje bowiem nie tylko wyścigi po ulicy czy torach, ale również Cross Country czy nawet Dirt. Możemy w mgnieniu oka przesiąść się z Pagani Zondy do Forda Raptora czy drobnego, zwinnego buggy. Mapa powinna więc wszystkim tym pojazdom oferować tereny, na których mogą błyszczeć.
Tak właśnie wygląda sytuacja w Forzie Horizon 5. Meksyk oferuje pokryte wydmami wybrzeża, gęste lasy i wzgórza, po których wspinamy się do punktów widokowych. Nad całą mapą góruje dodatkowo wulkan, co dodaje całej lokacji klimatu, a kiedy faktycznie wybierzemy się w jego okolice, diametralnie zmienia się krajobraz.
Nie ulega wątpliwości, że jednym z głównych powodów tak pozytywnego odbioru nowej mapy jest oprawa wizualna Forzy Horizon 5. Gra wygląda i brzmi rewelacyjnie. Samochody są niczym wyjęte z rzeczywistości, krajobrazy miejscami zapierają dech w piersiach, a wszystkie te wrażenia potęguje dynamiczna pogoda. Przechodząc standardową kampanię nowej Forzy, doświadczymy gęstej mgły, burz piaskowych i deszczu. Będziemy też czasami obserwować, jak niektóre te zjawiska pogodowe zmieniają się wraz z upływem czasu.
Na nowej mapie, w tak dopracowanej i imponującej oprawie graficznej, wyścigi są jeszcze bardziej satysfakcjonujące. Nie chodzi już nawet o zajęte miejsce w wyścigu, tylko o interakcję pojazdu z otoczeniem i o schnący po deszczu asfalt. Niektóre, kilkuminutowe wyścigi, przygotowane przez Playground potrafiłem kończyć w dziesięć lub piętnaście minut, bo każdy kolejny zakręt prowokował mnie do wejścia w Photo Mode.
Więcej tego samego
Chociaż oprawa graficzna zaliczyła znaczący upgrade, a mapę przeniesiono z Wielkiej Brytanii do Meksyku, podstawy Forzy Horizon 5 pozostają dokładnie takie same. Wciąż zaczynamy grę charakterystycznym wyścigiem, który w ciągu kilku minut każe nam sterować kilkoma rodzajami pojazdów. Znów wjeżdżamy na teren jakiegoś festiwalu, odblokowujemy dziesiątki nowych aktywności i zaczynamy czyścić mapę z wszelkich wyzwań, wyścigów i znajdziek.
W piątce Playground postanowiło dać graczom jeszcze więcej swobody. Progres jest w tej grze ściśle związany z zadaniami. Łącznie jest ich blisko dwa tysiące i wymagają one od nas przeróżnych rzeczy. Od ukończenia jakiegoś wyzwania na konkretną liczbę gwiazdek, przez wygranie wyścigu, aż po zebranie konkretnej liczby pojazdów. Każde ukończone zadanie daje nam punkty, które posuwają do przodu kampanię.
Kiedy zbierzemy określoną liczbę punktów, wchodzimy w kolejny rozdział naszej przygody i możemy odblokować nowe wydarzenie. Są one podzielone na różne kategorie i każde ukończone zadanie zasypuje naszą mapę kolejnymi wyścigami. Rozwijamy się więc w kierunku, który najbardziej nas interesuje i dążymy ostatecznie do tego, żeby wykonać wszystkie wydarzenia i odblokować wszystkie wyścigi.
Część wydarzeń to standardowy już dla Horizon Showcase, gdzie ścigamy się z pociągami, samolotami i bierzemy udział w widowiskowych pojedynkach, które zawsze rozstrzygają się na ostatniej prostej. Pojawił się również nowy rodzaj aktywności – ekspedycje. Wyruszamy tutaj w podróż do konkretnego punktu, żeby wykonać serię drobnych zadań. Lądujemy w jakiejś niewielkiej lokalizacji i jeździmy dookoła w poszukiwaniu interesujących nas rzeczy. Czasem jest to jakieś konkretne zdjęcie do zrobienia, a innym razem zniszczone skrzynki lub banery.
Wszystko to sprowadza się do tego, że Forza Horizon oferuje po prostu nową wersję tego, do czego przyzwyczaiła swoich fanów w poprzednich odsłonach. Bardzo cenię sobie swobodę progresu, ekspedycje są przyjemną odskocznią od zwyczajnych wyścigów, a ulepszona oprawa wizualna sprawia, że wszystko jest jeszcze bardziej ekscytujące.
W dużym stopniu opinia graczy na temat tej gry będzie zależeć w rezultacie od tego, co sądzili do tej pory o serii Horizon. Piątka zdaje się być bowiem zadowolona ze swojej dotychczasowej społeczności i nie robi wiele, żeby przekonać do siebie osoby do tej pory niezdecydowanie. Osobiście zupełnie mi to nie przeszkadza. Horizon znajduje się w ciekawej niszy casualowych, relaksujących wyścigów, które pełnią w moim życiu funkcję podobną do Assassin’s Creeda czy Far Cry’a. Chociaż w Forzie fabuła nie ma żadnego znaczenia, ostatecznie wszystko sprowadza się do czyszczenia mapy z różnego rodzaju aktywności.
W piątce tych atrakcji jest jeszcze więcej. Kiedy odblokowałem wszystkie wydarzenia na mapie, miałem skończonych 500 z ponad 1800 osiągnięć i 100 z ponad 500 dostępnych samochodów. Dalej gra oferuje ten sam system sezonów, które pozwalają nam zdobyć nowe auta i rywalizować z graczami w różnego rodzaju aktywnościach. Przez kolejnych parę lat czekają mnie więc prawdopodobnie setki godzin rozgrywki, spędzone na kończeniu osiągnięć, szukaniu nowych samochodów i ściganiu się z ludźmi w multiplayerze.
Jeżeli do tej pory podobała Wam się Forza Horizon, piątka tylko zwiększy waszą sympatię do tej serii.
Blisko do ideału
Do pewnego momentu Forza Horizon 5 była w moich oczach grą pozbawioną wad. Wszystko ze sobą współgrało, progres przez kampanię jest bardzo satysfakcjonujący, a gra wygląda świetnie. Bardzo szybko uzależniało mnie też szukanie wszelkich znajdziek na mapie i kończenie różnych aktywności. Przez palce przelatywały mi więc godziny spędzane na jeżdżeniu po Meksyku i testowaniu nowych samochodów.
Z czasem Forza daje jednak znać o swoich drobnych mankamentach, które odbierają nieco tej grze od tego perfekcyjnego wizerunku. Technicznie nie miałem na PC większych problemów. Gra ma bardzo dużo ustawień, świetny system benchmarku i w pierwszych godzinach potrafiła tylko męczyć mój procesor, kiedy wjeżdżałem do większych lokacji, których wcześniej nie odwiedzałem. Podczas wyścigów gra działa jednak bardzo płynnie. Moje jedyne zarzuty względem gry na PC dotyczą aplikacji Xboxa, na którą Playground nie ma niestety żadnego wpływu.
Gra ma kilka swoich drobnych mankamentów. Trafiłem na parę crashy, czasami jakieś komunikaty zostawały na ekranie zbyt długo albo musiałem restartować grę, ponieważ cały czas wrzucało mnie do menu głównego. Lepiej wygląda sytuacja na Xbox Series X, gdzie trudno jest trafić na jakiekolwiek błędy. Problem pojawia się jedynie po użyciu funkcji Quick Resume. Powiadomienia przestają się pokazywać i trzeba włączyć grę od nowa, żeby z powrotem połączyć się z internetem. Aktualizacja przed premierą ma podobno 20 GB, więc zakładam, że część tych problemów będzie rozwiązana.
Mój największy zarzut do Forzy Horizon 5 to w rezultacie nie krótka lista drobnych błędów, tylko poziom trudności. Od premiery czwartej odsłony minęły ponad trzy lata. Przez ten czas nie zmieniło się aż tak dużo w grach wyścigowych, ale na pewno poszliśmy do przodu w kwestii AI i poziomu trudności. Forza Horizon w tym elemencie nie zmienia niestety nic. Dalej mamy do wyboru ekran różnego rodzaju ułatwień, których wyłączenie gwarantuje nam dodatkowe kredyty po ukończonym wyścigu. Boty z kolei jeżdżą zgodnie z wybranym przez nas poziomem trudności.
Playground ma w tym elemencie gry trudny orzech do zgryzienia, bowiem boty dostosowują się nie tylko do poziomu trudności, ale również do wybranego przez nas pojazdu. Samochody mają w Forzie konkretną klasę i poziom ulepszenia. Boty trzymają się więc wybranego przez nas poziomu i jeżdżą w samochodach zbliżonych mocą do tego, którym jedziemy my.
Poziom trudności w Forzie, jak na grę skupioną w bardzo dużym stopniu na rywalizacji z AI, jest niestety bardzo niekonsekwentny i nieprzyjemny. W większości przypadków boty odskakują na prostych, po czym podążają domyślną, głupią linią wyścigową, która każe im niepotrzebnie hamować i puszczać gaz, kiedy zakręty tego nie wymagają. Kompetentni gracze będą więc doganiać boty po pierwszej prostej, wyprzedzać je na kilku zakrętach i potem zazwyczaj utrzymywać swoje prowadzenie.
Regularnie zdarzają się jednak również sytuacje, kiedy czołówka z niewiadomych powodów odskakuje na kilka(naście) sekund do przodu i jest niemożliwa do dogonienia na krótkim, kilkuminutowym wyścigu. Po powtórzeniu wyścigu taka sytuacja nie ma miejsca i bez większych problemów wyprzedzamy dokładnie te same pojazdy.
W wielu grach wyścigowych nie byłby to dla mnie większy problem. Znaczącą częścią progresu w Forzach Horizon jest jednak rywalizacja z botami. Chcemy zarabiać jak najwięcej kredytów, odczuwać satysfakcję ze zwycięstw i czuć jakieś wyzwanie podczas jazdy. W Horizon niestety wyścigi są formalnością albo źródłem frustracji. Patrząc na takie gry jak F1 2021, czy nawet Riders Republic, które skutecznie wplotło ostatnio w rozgrywkę multiplayer system duchów, Playground mogło zrobić pod względem poziomu trudności dużo większy postęp.
Drobne błędy i frustrujący momentami poziom trudności nie zmieniają jednak faktu, że Forza Horizon 5 powinna sprostać oczekiwaniom większości fanów serii. Gra wygląda dużo lepiej, dynamiczna pogoda oferuje mnóstwo widowiskowych wyścigów, a w Meksyku szybko zakocha się bardzo wielu graczy. Piąta odsłona serii ma w sobie wszystko, żeby z powrotem przyciągnąć do siebie fanów wyścigów i nie puścić przez kolejne trzy lata.
Ocena: 9/10