Ergonomia
HyperXy to jeden z niewielu modeli, które jestem w stanie nosić przez wiele długich godzin bez wyraźnego zmęczenia i bólu uszu. Podobnie jest w przypadku wersji bezprzewodowej. Uszy mają sporo miejsca w każdej płaszczyźnie, a niska masa sprawia, że nie ma mowy o jakimkolwiek uciskaniu głowy. Jedynym minusem takiego stanu rzeczy jest to, że trochę zbyt luźno na niej spoczywają – nie polecam więc wykonywać w nich gwałtownych ruchów.
Jeśli chodzi o opcje sterowania z poziomu urządzenia, to mamy włącznik, regulację głośności oraz wyciszanie mikrofonu. To ostatnie dokonuje się przez podniesienie mikrofonu do góry. A propos – bardzo przypadła mi do gustu elastyczność jego “ramienia” – można go ustawić w niemal dowolnym położeniu względem naszych ust.
W tym miejscu każdej naszej recenzji pojawia się akapit związany z oprogramowaniem. Tutaj jednak musi być nieco inaczej, ponieważ producent nie przewidział dla nich żadnego software. Jak wspomniałem na początku, instalacja to najprostsze z prostych Plug&Play.Z drugiej jednak strony nie pobawimy się żadnymi ustawieniami. Moim skromnym zdaniem – trochę szkoda.
Drobna uwaga należy się zasilaniu. Z racji, że Cloud Stinger Wireless są bezprzewodowe, zasila je akumulator, który według zapewnień producenta wystarczy na około 17 godzin zabawy. To zadziwiająco mało, biorąc pod uwagę, że akumulator słuchawek takich jak Sennheisery HD 4.50 czy Sony WH-1000XM3 wystarcza na około 25-30 godzin. I to z włączoną redukcją hałasu, której HyperXy nie posiadają, a która “zżera” nieco prądu.
Jako niewątpliwy plus należy policzyć urządzeniu od HyperX jego uniwersalność – nadaje się bowiem zarówno do pracy z komputerami PC, konsolą PlayStation 4 jak i Mac’ami.