Kingdom Come: Deliverance miało być hitem. Oryginalne podejście do tematu RPG początkowo przyniosło zamierzony skutek, ale szybko okazało się, że na dłuższą metę nie działa tak, jak chcieliby tego twórcy. Co zawiniło?
Kingdom Come: Deliverance to gra single player z najlepszym otwarciem na Steamie w tym roku. W pewnym momencie w średniowiecznych realiach wojen husyckich bawiło się aż 96 tys. osób jednocześnie. To wynik lepszy między innymi od Far Cry 5 (92 tys.) oraz Warhammer: Vermintide 2 (73 tys.), przynajmniej jeśli mówimy o Steamie. Jak sytuacja wygląda kilka miesięcy później? Dramatycznie.
Gra straciła aż 95 procent początkowych graczy. Aktualnie w Kingdom Come: Deliverance w tym samym czasie gra o 2 do 4 tys. osób. W skali światowej to tyle, co nic. Dlaczego tak się stało? Po pierwsze, nie jest to gra multiplayer, która przyciągałaby graczy na dłużej. Z drugiej strony Wiedźmin 3 oraz Skyrim cały czas mają większą bazę użytkowników. W polską produkcję regularnie gra 12-20 tys. osób, a w piątą część The Elder Scrolls między 10 a 15 tys. Wniosek jest prosty – jeśli gra jest dobra, to ludzie cały czas będą w nią grali.
No właśnie, czy Kingdom Come: Deliverance było grą dobrą? Czy bardzo realistyczne podejście do wielu zagadnień sprawdziło się w czeskiej produkcji? Patrząc na Metacritic, można przyjąć, że było całkiem nieźle. Recenzenci dali grze średnią ocenę 76 punktów. Użytkownicy byli minimalnie bardziej wyrozumiali, co przełożyło się na notę 7,8 pkt. Jednak nie można zapominać o wielu błędach, z którymi produkcja borykała się od samego początku. Były one systematycznie łatane, ale pierwsze wrażenie nie zawsze było pozytywne. Poza tym dla wielu osób realistyczne mechaniki były z czasem irytujące.
Jestem pewien, że to wszystko sprawiło, że większość graczy ukończyła Kingdom Come: Deliverance i nie ma zamiaru więcej do niej wracać. Dla twórców to spory problem.
Źródło: wccftech