Seria Monster Hunter w tym roku kończy 21 lat. Przez ten czas Capcom miał wiele czasu i sposobności na dopracowanie gry. Czy deweloperzy spisali się podczas tworzenia najnowszej odsłony Monster Hunter Wilds?
Bez wątpienia cała seria Monster Hunter cieszy się wśród graczy dobrą opinią oraz przyciąga rzeszę fanów. Dwiema najlepiej sprzedającymi się odsłonami są World oraz Rise. Jednak obie mogą zostać zdetronizowane za sprawą recenzowanego Monster Hunter Wilds.
Najnowsza odsłona serii jest swego rodzaju kontynuacją, wplatając do gry niektóre rozwiązania i miksując je z tymi znanymi z Rise. Tym razem trafiamy na Zakazane Ziemie, które są oddzielone od reszty cywilizacji od ponad tysiąca lat. Nikt się jednak nie spodziewał, że teren ten jest zamieszkany przez ludzi. Naukowcy badający Zakazane Ziemie trafiają na nieprzytomne dziecko, które jakimś cudem przeżyło atak potwora o nazwie Białe Widmo. Naszym zadaniem będzie dostarczenie dzieciaka do domu oraz zbadanie sprawy siejącego zniszczenie potwora.
Gra wita nas rozbudowanym kreatorem postaci, w którym zajmiemy się dopasowaniem wyglądu naszej postaci oraz kociego towarzysza Koleżkota. Element ten bardzo przypadł mi do gustu, bo mogłem wybrać sobie towarzysza, który przypomina mojego prawdziwego kota. Problem braku możliwości przypisania klasy postaci został rozwiązany w bardzo sprytny i zarazem lepszy sposób. Otóż w grze dostępnych mamy 14 typów uzbrojenia, takich jak młoty, miecze, topory, dwa ostrza, łuki oraz broń strzelająca. Co ciekawe, każda z broni to zupełnie inny zestaw ruchów oraz kompletnie inne podejście do walki. W czasie gry możemy eksperymentować z doborem uzbrojenia i dopasowania stylu walki do naszych upodobań. Można to zrobić na każdym etapie gry, dzięki czemu nie jesteśmy skazani na grę zbyt pochopnie wybraną klasą postaci. Kolejnym ukłonem w stronę gracza jest udostępnienie wierzchowca, którymi są opierzone gady zwane Seikretami. Ich zadaniem jest nie tylko pomoc w szybszym przemieszczaniu się po mapach, ale również ułatwianie pościgu za potworami i przechowywanie dodatkowego kompletu broni. Tak, na pewnym etapie gry możemy dobrać zapasowy zestaw broni, którym może być zupełnie inny sprzęt lub np. zapasowa broń zadająca obrażenia od ognia, gdy podstawową jest broń zadająca obrażenia od wody.
Jeżeli chodzi o fabułę, to jak to w tej serii zwykle bywa – jest. Grze specjalnie nie przeszkadza i nie jest specjalnie wyszukana. Chociaż odnoszę wrażenie, że niemal połowę gry stanowiły różnorakie przerywniki filmowe. Trzeba jednak przyznać, że jeden z fragmentów gry stał się swoistym viralem i w Japonii napędził sprzedaż chlebków naan. W jednym z fragmentów gry trafiamy do rodziny ocalałych postaci, gdzie zostajemy zaproszeni na prawdziwą ucztę. Jednym z dań jest chlebek naan, na którym układany jest roztopiony ser. Muszę przyznać, że wcale nie dziwię się, że większość graczy zgłodniała oglądając tę scenę, bo sam nabrałem wtedy ochoty na pizzę.
Ale wracając do tematu, fabuła pełni tu rolę wprowadzenia gracza do świata i pozwala zapoznać się z postaciami. Jednak prawdziwa gra zaczyna się dopiero po napisach końcowych, gdy zabieramy się za polowanie, nieprzerywane przez kolejne filmiki. Walka, w zależności od wybranego rodzaju broni, potrafi być satysfakcjonująca lub uciążliwa i dość długa. Naszymi przeciwnikami są zarówno znane z popkultury smoki, przerośnięte żaby, małpy oraz pająki i latające węże. Fani serii z pewnością rozpoznają tu też „starych” znajomych. Podczas walki trzeba się stale pilnować i w odpowiednim momencie stosować uniki, żeby z atakującego nie przeobrazić się w ofiarę. Twórcy gry dobrze rozwiązali element wzrastającej trudności kolejnych potyczek. Minusem, dającym element zaskoczenia, jest brak tradycyjnego paska zdrowia potwora, z którym walczymy.
W walce pomoże nam nie tylko nasz koci towarzysz, ale także wspomniany wcześniej wierzchowiec i drugi zestaw broni oraz całkiem pokaźna ilość dodatkowych apteczek, mikstur, bomb i pułapek. Warto jednak pamiętać, żeby przed wyruszeniem w drogę zabrać ze sobą jedzenie. Te możemy przygotować w obozie przed wyprawą. Jedzenie pozwala nie tylko na regenerację zdrowia, ale także tymczasowe poprawienie statystyk.
Każda, nawet najcięższa walka, w końcu się kiedyś kończy. Z pokonanych wrogów będziemy mogli pozyskać materiały potrzebne do stworzenia lub ulepszenia naszej broni. Taki typowy grind wywołujący w graczy syndrom jeszcze jednego polowania. Jak zatłukę jeszcze jednego potwora, to sobie zamienię te dwa miecze na lepsze miecze i zmienię sobie zbroję, a wtedy pójdę zapolować…. Chyba wiecie, co mam na myśli.
Pod tym względem mamy zatem kolejnego dobrze znanego Montera, jednak twórcy poszli także w rozwój, serwując kilka istotnych zmian znacznie poprawiających komfort gracza. Mowa tu choćby o wcześniej wspominanym wierzchowcu oraz drugim zestawie broni, możliwości rozpoczęcia zadania podczas eksploracji terenu zamiast w bazie czy używania skupionych ataków ułatwiających trafienie w rany.
Kolejnymi tego typu wisienkami na tym torcie wiedeńskim są sterowani przez AI pomocnicy oraz zmiany w zbieractwie. Zmodyfikowana została także proca, która teraz działa bardziej jak lasso i pozwala zbierać surowce na odległość bez konieczności schodzenia z wierzchowca. Te z pozoru błahe ułatwienia sprawiają, że ciężko byłoby wrócić do poprzednich odsłon serii, bo zwyczajnie denerwowałby ich brak.
Sporym minusem, który może spowodować, że nowi gracze odbiją się od gry, jest rozbudowany interfejs i mnogość elementów na ekranie, które trzeba obserwować. Nieco zamieszania wprowadza także dodatkowe menu wywoływane przez przytrzymanie L1. Potrzeba chwili, żeby się przyzwyczaić i ogarnąć to wszystko.
Świat w Monster Hunter Wilds został zaprojektowany w dość rozsądny sposób, dając sporo różnorodności. Mapa została podzielona na strefy oferujące graczowi zróżnicowane biomy: pustynia, dżungla, tereny wulkaniczne, każde z typową dla siebie roślinnością oraz zwierzyną. Przemierzając mapę będziecie mogli stanąć na chwilę, by pooglądać widoczki. Nieco gorzej wypadają postacie niezależne, a konkretniej ich wygląd. Te troszeczkę odstają pod względem graficznym od reszty gry.
Zdecydowanie lepiej pod tym względem wypada dopracowana i wpadająca w ucho ścieżka dźwiękowa. Miłym akcentem jest także polskie tłumaczenie kinowe gry. Wybranie polskich napisów oraz japońskiej ścieżki dźwiękowej mocno podbija klimat.
Podsumowanie i ocena
Monster Hunter Wilds zdecydowanie poszło w dobrym kierunku, pchając serię do przodu. Twórcy wprowadzili do gry kilka niewielkich zmian, które w rzeczywistości sprawiają, że nie chce się wracać do poprzednich odsłon serii. W sprytny i prawidłowy sposób wpleciono różne rozwiązania znane z poprzednich części, co sprawia, że gra jest jeszcze lepsza.
Dostaliśmy kolejnego Monster Huntera, który wciąga i pozwala na fantastyczną zabawę przez wiele godzin. O ile sama fabuła gry jest przeciętna, to prawdziwa zabawa zaczyna się po napisach końcowych. Jest to produkcja, która z pewnością spodoba się zarówno wiernym fanom marki, jak i zupełnie nowym graczom, chociaż w ich przypadku konieczne będzie lekkie przyzwyczajenie się do sterowania i odczytywania informacji znajdujących się na ekranie.
Ocena 8/10
Zalety
|
Wady
|