Kilka grzechów głównych
Dlaczego zaczęło być tak źle? W pierwszej kolejności to moim zdaniem wina nieprzemyślanych zmian. Przykład Virtus.pro pokazał, że nie należy przeciągać w nieskończoność roszad w składzie, licząc na cud, ale zmiany kiedy tylko pojawiają się pierwsze niepowodzenia też nie są rozwiązaniem. Podobnie jak tasowanie składem motywowane względami finansowymi. Tutaj znowu powołam się na przykład AGO – przejście Snatchiego do Virtus.pro to najgorsze co spotkało tę formację od momentu powołania tej słynnej formacji CS:GO. Dlaczego? Przed roszadami cechowała ich specyficzna “chemia”, niezbędna w tak zespołowej dyscyplinie jaką jest CS:GO. W slangu esportowców często pojawia się określenie, że w danej drużynie “klika” bądź nie. W ekipie AGO, złożonej w większości z zawodników, którzy pojawili się na scenie dzięki projektowi GO GO CS:GO, przed zmianami bardzo “klikało”. Po odejściu Snatchiego cały ten klimat zniknął i nie był temu w stanie zaradzić nawet ogromny talent SZPERO. Teraz jesteśmy świadkami, jak niegdyś obiecujący skład przegrywa z wielokrotnie wyśmiewanymi Izako Boars. To skrajny przypadek, bo rozpadowi uległ perspektywiczny zespół z drobnymi problemami, ale przedwczesne majstrowanie w składach nie pozostało bez wpływu chociażby na x-kom.
Druga przyczyna problemów to moim zdaniem traktowanie zawodników jak tablic reklamowych. Kontrakty, umowy ze sponsorami, nagrywanie reklamówek i innych filmów służących marketingowi – widzimy to wszycy, a treningi i praca nad tym co najważniejsze, czyli wynikami, schodzi gdzieś na dalszy plan. Najbardziej jaskrawy przykład to akcja reklamowa Virtus.pro dla rosyjskiej sieci Media Markt oraz żenująca poziomem kampania dla Orange. Wyników nie było, ale występ w reklamie musiał być. Podobnie jest w przypadku innych zespołów z krajowej czołówki. Nie jestem naiwny i zdaję sobie sprawę, że utrzymanie drużyny i organizacji kosztuje grube pieniądze, które nie rosną na drzewach. Szkoda jednak, że tak często zapomina się, że bez wyników na turniejach zasięgi – tak cenne dla sponsorów – jeśli nie upadną, to przeistoczą się w potok kpin. A z tym chyba żaden potencjalny sponsor nie chce być utożsamiany. Bowiem gdy w odpowiedzi na słabe wyniki fan danego zespołu dostaje “super fajny filmik reklamowy”, którym organizacja chwali się na lewo i prawo, to coś jest nie tak. Dla niektórych to prawie jak policzek prosto w twarz.
Następna sprawa to liczba turniejów, w których zespoły biorą udział. W momencie gdy przychodzi kryzys, zespół powinien zamknąć się na dobry miesiąc w gaming house i “odrobić” solidny bootcamp. W przypadku wielu naszych ekip CS:GO zamiast takiego treningu, do już i tak napiętego kalendarza dochodzi udział w kolejnych turniejach. Gdzie w tym wszystkim czas na szlifowanie formy i rozwiązywanie problemów? Zamiast niego pojawia się kolejne obciążenie w postaci obowiązku rozgrywania co chwilę kolejnych spotkań, a nawet wielu dalekich podróży. Ciężko wyjść w ten sposób z dołka i nic dziwnego, że potem jedynym wyjściem są zmiany w składzie i budowa wszystkiego od nowa. I tak koło się zamyka.