Strona głównaRecenzjeGryRecenzja Battlefield 6: Powrót, na który czekaliśmy?

Recenzja Battlefield 6: Powrót, na który czekaliśmy?

Po latach eksperymentów, rozczarowań i pewnego kryzysu tożsamości, DICE w końcu wróciło do korzeni. I zrobili to w najlepszy możliwy sposób. Battlefield 6, który trafił na nasze dyski kilka tygodni temu nie jest rewolucją wręcz przeciwnie, to jest powrót do wszystkiego, za co pokochaliśmy tę serię w czasach Bad Company 2 i BF3, podany w absolutnie oszałamiającej, nextgenowej oprawie.

Zapomnijcie o próbach załapania się na bandwagon trendów. Battlefield 6 jest surowy, ciężki, taktyczny i wrzuca nas w sam środek wojny totalnej, która autentycznie wciska w fotel, niczym najlepsze, wojenne filmowe blockbustery.

Kampania: w końcu

Tak, dobrze czytacie. Po fatalnej decyzji o pominięciu „singla” w BF 2042, DICE poszło po rozum do głowy i dostarczyło pełnoprawną kampanię fabularną. I choć nikt nie spodziewał się tu poziomu The Last of Us, to dostaliśmy kawał solidnego, filmowego grania.

Akcja gry rzuca nas w niedaleką przyszłość, do roku 2027. Prywatna korporacja wojskowa Pax Armata (co za subtelna nazwa) przypuszcza zmasowany atak na osłabione siły NATO, w tym na Stany Zjednoczone. My wcielamy się w członka elitarnego oddziału Marine Raiders i bierzemy udział w desperackiej obronie tego, co jeszcze zostało z sojuszu.

Fabuła jest dokładnie tym, czego można oczekiwać – pełna patosu, zwrotów akcji i niemal filmowych kadrów, które zapierają dech w piersiach. Bronimy Nowego Jorku przed inwazją, szturmujemy Gibraltar, walczymy na Saharze. To klasyczny Battlefield w najlepszym wydaniu. Misje są zróżnicowane  od cichych operacji snajperskich, przez potężne bitwy pancerne, aż po intensywne walki w ciasnych, miejskich korytarzach.

Najważniejsze jest jednak to, że kampania w końcu znowu służy jako genialny samouczek przed grą w sieci. Uczy nas obsługi pojazdów, gadżetów i co najważniejsze  myślenia o destrukcji otoczenia jako narzędziu taktycznym. To krótka (ok. 67 godzin), ale cholernie intensywna przygoda.

Multiplayer: Wojna totalna. Na serio.

Ale bądźmy szczerzy, Battlefielda kupuje się dla multi. I tutaj także DICE odrobiło lekcję celująco.

Przede wszystkim  wróciły klasy. Mamy klasycznego szturmowca, inżyniera, wsparcie i zwiadowcę. Każdy ma swoją rolę, swoje “zabawki” i swoje ograniczenia. Koniec z absurdami, gdzie 128 graczy biegało z linką z hakiem i wyrzutnią rakiet. Gra natychmiast stała się bardziej taktyczna. Medyk musi reanimować, Inżynier musi naprawiać pojazdy, a żołnierz oddziałów wsparcia musi sypać magazynkami. Drużyna znów ma znaczenie.

Mapy to absolutne mistrzostwo. DICE zrezygnowało z gigantycznych, pustych połaci terenu z BF 2042, w których snajperzy trafiali nas z drugiego końca mapy. W BF6 też z początku nie będziemy wiedzieli skąd padł strzał, ale wszystko to dzieje się jakoś tak bardziej… sensownie. Nowe lokacje (na premierę dostaliśmy ich osiem) są ogromne, ale zaprojektowane z głową. Każdy kluczowy punkt to przemyślany minilevel. Są tu fantastyczne walki miejskie, są otwarte tereny dla czołgów i są strefy idealne dla piechoty.

A destrukcja… To, co widzieliśmy w Bad Company 2, tutaj zostało podniesione do potęgi. Czołg wjeżdżający w budynek nie tylko robi dziurę  on go równa z ziemią, kawałek po kawałku. Całe fasady walą się na głowy snajperów, a ostrzał artyleryjski potrafi zmienić spokojne przedmieścia w morze ruin. To nie jest już „levolution”, znane z poprzednich odsłon w postaci jednego walącego się wieżowca. To dynamiczna destrukcja, która realnie wpływa na to, co się dzieje na mapie w czasie rzeczywistym.

Strzelanie jest ciężkie i satysfakcjonujące. Czuć odrzut broni i moc pojazdów. Śmigłowce znów są śmiertelną bronią (może nawet trochę zbyt mocną na starcie), a czołgi to stalowe bestie, które wymagają współpracy kilku Inżynierów, by je zdjąć.

Oprócz klasycznego Podboju i Szturmu (tym razem na 100 graczy, co wydaje się złotym środkiem między chaosem a taktyką), dostaliśmy też nowe tryby. Świetnie zapowiada się „Punkt Uderzenia”  taktyczny tryb 4v4, który jest odpowiedzią DICE na Search and Destroy z CoDa. To wolniejsza, bardziej metodyczna rozgrywka dla tych, którzy wolą komunikację od biegania na ślepo. Bardzo ciepło też przyjąłem wiadomość, że w grze  zanim spróbujemy gry na poważnie  można się pobawić z botami.

Portal 2.0 i małe zgrzyty

Wrócił też Portal, znany z BF 2042. I jest jeszcze lepszy. Oprócz zasobów ze starych gier, tym razem dostaliśmy też edytor map. Gracze mogą nie tylko tworzyć własne tryby, ale też modyfikować istniejące lokacje, dodając obiekty i skrypty. Już widzę, co społeczność z tym zrobi.

Czy to oznacza, że jest idealnie? Oczywiście, że nie. Są problemy z balansem (wspomniane śmigłowce), a system progresji jest na początku trochę zbyt wolny i ogranicza dostęp do kluczowego wyposażenia. Zdarzają się też drobne błędy i glitche, choć na szczęście daleko temu do poziomu BF 2042. Widać, że gra była dopieszczana i testowana (bety w sierpniu zrobiły robotę). Także ta cudowna kampania ma swoje słabsze strony  głównie polski dubbing, od którego czasem bolą zęby. Niektóre zwroty brzmią tak, jakby wypowiadało je AI. W jednej z misji zdarzyło mi się też, że skrypt nie odpalił się w odpowiednim miejscu, moi kompani stanęli, a ja kręciłem się w tę i we wtę szukając rozwiązania.

Trochę mógłbym się też przyczepić do oprawy graficznej. Nie zrozumcie mnie źle – otoczenie wygląda fenomenalnie, ale wystarczy odwrócić kamerę w kierunku naszych towarzyszy broni, by… nieco zwątpić. Zdecydowanie projekt postaci nie do końca się DICE udał.

Nowy król strzelanek?

Battlefield 6 to triumfalny powrót serii. DICE w końcu posłuchało graczy. Zrozumiało, że nie musi gonić za Apexem czy Warzone. Musi być po prostu Battlefieldem. Dostaliśmy solidną kampanię, która zaostrza apetyt na więcej strzelania w multi, oraz absolutnie fenomenalny tryb wieloosobowy, który stawia na współpracę, taktykę i niespotykaną nigdzie indziej skalę destrukcji. To gra, która autentycznie męczy, ale w najlepszym tego słowa znaczeniu. Po dwóch godzinach intensywnego Szturmu czułem się, jakbym naprawdę wrócił z pola bitwy. To bez wątpienia najlepsza odsłona cyklu od lat i pozycja obowiązkowa dla każdego fana strzelanek. Fani marki będą zachwyceni, inni po prostu będą się rewelacyjnie bawić.

Ocena: 9/10

Zalety

  • filmowy klimat
  • feeling strzelania i kierowania pojazdami
  • kampania (za sam fakt istnienia)
  • póki co (pomijając jedną skórkę) brak kolorowocyrkowego asortymentu skinów
  • design map
  • różnorodność trybów
  • możliwość gry z botami

Wady

  • drobne glitche
  • długość kampanii
  • system progresu

 

 

Bądź na bieżąco

Obserwuj GamingSociety.pl w Google News.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Treść komentarza
Wpisz swoje imię