Już od prawie roku za Riot Games ciągną się oskarżenia o dyskryminację i molestowanie seksualne w pracy. Firma zamiast je rozwiązywać, zdaje się tylko pogarszać sytuację. Doszło do tego, że ponad 100 pracowników wyszło przed siedzibę Riot w ramach protestu.
Początek historii sięga sierpnia 2018 roku. To właśnie wtedy serwis Kotaku opublikował długi i wyczerpujący artykuł na temat zwyczajów panujących w Riot Games. Firma została oskarżona o dyskryminację pracowników, przede wszystkim kobiet, a także tolerowanie molestowania. W pracy miała panować kultura ziomali. Jednym z głównych winowajców okazał się Scott Gelb, dyrektor ds. operacyjnych. Miał on w pracy pierdzieć na swoich podwładnych, a także uderzać ich w intymne części ciała. Ostatecznie został on zawieszony na 2 miesiące, ale nadal jest pracownikiem firmy.
Minęło kilka miesięcy i niektórzy pracownicy zaczęli mieć dosyć. W firmie panuje ponoć przekonanie, że szefostwo nie robi wystarczająco dużo, aby poradzić sobie z tymi problemami i raz na zawsze ukrócić niepożądane zachowania. Dlatego też kilku obecnych i byłych pracowników postanowiło pozwać Riot Games. Problem polega na tym, że wszyscy mają w kontaktach wpisaną klauzulę, która zobowiązuje ich do rozwiązania sprawy za zamkniętymi drzwiami. Według podpisanych dokumentów nie mogą oni pozwać swojego pracodawcy. Jedyną możliwością jest arbitraż. Riot Games postanowiło z tego skorzystać.
To nie spodobało się reszcie pracowników, którzy po raz kolejny poczuli, że zamyka im się usta, a sprawę zamiata pod dywan. Dlatego też ponad 100 zatrudnionych w Riot Games osób wyszło przed siedzibę firmy w ramach protestu.
– Prosimy Riot Games o całkowite porzucenie przymusowego arbitrażu dla byłych, obecnych i przyszłych pracowników, w tym podwykonawców na kontraktach, a także zrezygnowanie z nich w trwających już postępowaniach – napisali protestujący.
Protest nie był długi, bowiem trwał zaledwie 2 godziny (od 14:00 do 16:00 lokalnego czasu). Szefostwo Riot Games zapewniło, że wszyscy menadżerowie zostali poproszeni o umożliwienie swoim pracownikom wzięcia udziału w wydarzeniu. Firma nie zamierza też tolerować sytuacji, w których pracownicy będą w jakiś sposób karani za protestowanie lub nie. Chociaż tyle…
Podejrzewam, że przy molestowaniu seksualnym taka klauzula nie ma żadnego znaczenia