Po tragicznej premierze Borderlands można się było spodziewać, że film wkrótce trafi na platformy streamingowe. Jednak mało kto spodziewał się, że stanie się to w miesiąc od premiery.
Mimo imponującej obsady i wielu lat prac nad produkcją, film został powszechnie uznany za porażkę. Wpływy z kin wniosły jedynie 16 milionów dolarów globalnie przy budżecie produkcyjno-marketingowym wynoszącym 145 milionów dolarów, i to jeszcze przed odliczeniem części zysków dla kin.
To właśnie ostatnia kwestia ma tu największe znaczenie. Hollywood nie przejmowałoby się, gdyby wszyscy znienawidzili film, pod warunkiem, że przynosiłby on dochody. Taką taktykę przyjął Uwe Boll, który ma na swoim koncie wiele kiepskich adaptacji gier, ale twierdzi, że Borderlands jest tak zły, że teraz wszyscy żałują, że to nie on go reżyserował. Wygląda na to, że sytuacja jest już przesądzona.
Zgodnie z doniesieniami Hollywood Handle, film Borderlands pojawi się na nieokreślonych jeszcze platformach streamingowych 30 sierpnia, czyli 21 dni po swojej premierze, która miała miejsce 9 sierpnia. Warto zaznaczyć, że nie oznacza to, iż film będzie dostępny za darmo na Netflixie; bardziej prawdopodobne jest, że będzie można go wypożyczyć lub kupić na platformach takich jak Prime Video (dystrybutorem jest Lionsgate, który oferuje swoje filmy na różnych platformach).
Decyzja ta sugeruje, że inwestorzy filmu szybko stracili nadzieję na znaczące zyski z jego emisji kinowej i próbują teraz wycisnąć z niego, ile się da, podobnie jak to miało miejsce w przypadku Morbiusa, licząc na to, że ludzie będą chcieli obejrzeć film z ciekawości. Wszystko wskazuje na to, że Borderlands zapisze się jako wielka porażka, z potencjalnymi stratami przekraczającymi 100 milionów dolarów, co z pewnością każe się zastanowić nad przyszłością tej marki.