Triumfalny powrót split-screen
Wcześniej napisałem, że TGT nie do końca można nazwać grą wyścigową, a to z tego względu, że nie wszystkie wyzwania są oparte o ściganie się. Czasem trzeba zrobić najwięcej hałasu swoją bryką, niekiedy znaleźć coś na mapie, innym razem – pomóc koledze (tak, nawet panowie z Top Gear czasem sobie pomagają). I w każdym z tych wyzwań bierze udział gracz. W najnowszym odcinku trzeba było nawet znaleźć ukryty na ekranie element i zrobić mu zdjęcie. Ale wszystko to idealnie zgrywa się z wydarzeniami z aktualnie “ogrywanego” odcinka TGT. Oprócz wyzwań dla pojedynczego gracza możemy też rywalizować ze znajomymi. I tu ciekawostka – gra nie tylko ma opcję multiplayera po sieci, ale też dawno zapomniany przez deweloperów tryb split screen. Tutaj gra ma ode mnie dużego plusa.
Wróćmy jednak do tego, co najważniejsze, czyli jazdy. A ta jest bardzo przyjemna i, choć to może zabrzmieć dziwnie, nieco przypominała ściganie się za czasów pierwszego Need for Speed. Ale to absolutnie nie jest zarzut. Prowadzenie samochodu ma w tej grze po prostu taki staroszkolny feeling, “nie za łatwy, nie za trudny”. Nie jest to taka jazda jak w recenzowanej przeze mnie jakiś czas temu Forza Horizon 4, ale też daje mnóstwo satysfakcji. Może odrobinę brakowało mi większych różnic pomiędzy poszczególnymi samochodami – chyba, że gra posadziła nas za kierownicą Fiata Pandy.
Jeśli zadania zgodne są z treścią danego odcinka, to takie same muszą być lokacje. Tak więc będziemy mieli okazję przejechać się po nowym “torze testowym”, pozwiedzać ulice Detroit, jak również powalczyć z czasem i kolegami na bezdrożach Kolumbii. Otoczenie może nie porywa aż tak jak w FH 4, ale jest wykonane bardzo ładnie i właściwie nie można mu wiele zarzucić. Podobnie jest z modelami pojazdów, które wyjątkowo przyjemnie dla oka wyglądają w trakcie najazdów kamery, gdy z fragmentu wideo przełączamy się na właściwą rozgrywkę. To całkiem fajnie zrealizowany element, który pomaga się wczuć w atmosferę odcinka, powodując, że stanowi on jedną całość z elementami gry. Całości przygrywa nienachalna, właściwie ledwo zauważalna muzyka.