Wśród społeczności gry znowu zawrzało. Epic dokonało kolejnych zmian, tym razem wprowadzając do Fortnite’a boty. Zamiast jednak skupiać się na nieistniejących w tym przypadku problemach, lepiej moim zdaniem spojrzeć na tę zmianę długoterminowo.
Aktualizacja 10.40
Epic zmiany wprowadziło w swoim standardowym stylu, nikogo o niczym nie informując. Na chwilę przed planowanym patchem pojawił się krótki post zapowiadający wprowadzenie do Fortnite’a skill-based matchmakingu oraz botów. Autor wpisu wyjaśnił krótko, że ma to na celu pomóc mniej doświadczonym graczom w zrozumieniu podstaw gry.
We're making improvements to matchmaking beginning in update v10.40.
Read more about it here: https://t.co/HTlVQ8XovT
— Fortnite (@FortniteGame) September 23, 2019
Chociaż większość społeczności competitive na boty zareagowała po prostu kilkoma krótkimi żartami, w pełni zdając sobie sprawę, że oni raczej nie spotkają w swoich lobby postaci kontrolowanych przez komputer, znalazło się sporo graczy krytykujących tę decyzję. W moim odczuciu jest to jeden z najlepszych pomysłów Epic i jeżeli będzie działać zgodnie z założeniami, może bardzo pozytywnie wpłynąć na liczbę graczy.
Wyjątkowo wysoki skill ceiling
W esporcie są takie dwa, ładne angielskie terminy: „skill ceiling” oraz „skill floor”. Mówiąc krótko, maksymalne i minimalne możliwości. Większość graczy rozpoczynających swoją przygodę z Fortnitem pewnie stoi na podłodze i zaczyna powoli wspinać się po ścianie, żeby w końcu dotrzeć aż do samego sufitu. Problem zaczyna się jednak w momencie, kiedy gracz wiszący pod sufitem spotka się z tym, który dopiero co przystanął sobie na podłodze.
Fortnite pod tym względem jest wyjątkowo problematyczny. W dziewięciu przypadkach na dziesięć, kiedy wejdziecie teraz do gry, jako niedoświadczeni i nieświadomi niczego gracze, i traficie na kogoś z tysiącem godzin na liczniku, nie zadacie mu ani jednego punktu obrażeń. Taki przeciwnik obuduje Was w kilka sekund, postawi na głowie pułapkę i pozbawi jakiejkolwiek motywacji do dalszej gry. W Fortnite różnica pomiędzy sufitem a podłogą jest na tyle duża, że tego typu starcia są wyjątkowo bolesne.
Wystarczy spojrzeć na innych reprezentantów battle royale, żeby zdać sobie sprawę, jak nietypowa jest sytuacja Epic Games. Kiedy włączycie pierwszą grę w PlayerUnknown’s Battlegrounds czy Blackout, przy odrobinie szczęścia można skończyć mecz po ładnych kilkunastu minutach. Zobaczycie przeciwnika, oddacie jakiś strzał. Rywal odwróci się na pięcie, wpakuje w Was kilka celnych pocisków i wyrzuci prosto do ekranu startowego. Pomyślicie sobie jednak: „Udało się chwilę przeżyć. Może następnym razem będzie lepiej!”.
W Fortnite szczęście ma w przypadku mniej doświadczonych graczy marginalne znaczenie, a sama gra wiąże się aktualnie z mnóstwem skomplikowanych mechanik, których nikt nie tłumaczy osobom dopiero rozpoczynającym swoją przygodę z tym tytułem. Niech weterani przypomną sobie, jak wyglądały ich pierwsze sezony w tej grze, kiedy wygrywały mechaniczne umiejętności, a budowania używało się wyłącznie do szybszego wchodzenia pod górę.
Podstawowe założenia skill-based matchmakingu
Nie próbuję jednak sugerować, że żadna gra nie wymaga takich umiejętności, jakich potrzeba do gry w Fortnite’a. Niemalże każda gra ze swoją sceną esportową musi radzić sobie z podobnymi problemami. Dlatego właśnie powstał skill-based matchmaking. Założenie jest proste: ukryty wewnątrz gry mechanizm ocenia nasze umiejętności, na ich podstawie wyznacza MMR (Matchmaking Rating) i sprawia, że rywalizujemy wyłącznie przeciwko graczom na podobnym poziomie.
Just a friendly reminder that this is possible again since bouncers returned, rt to help a friend glide higher 😀 pic.twitter.com/Iu9z0aQPSz
— Myth @ TCON (@TSM_Myth) September 25, 2019
Niemalże perfekcyjnym systemem pod względem wprowadzania do gry nowego gracza jest ten z League of Legends. Chociaż wielu regularnych graczy pewnie płacze teraz ze śmiechu, w praktyce udane zaprojektowanie rujnuje wyłącznie społeczność. LoL nie tylko odblokowuje gry rankingowe na 30 poziomie, czyli po ładnych kilkudziesięciu rozegranych meczach, ale również stopniowo odblokowuje swoją zawartość. Zarówno pod względem dostępnych trybów gry, jak i bohaterów. Nowicjusze mają mnóstwo czasu, żeby zobaczyć, na czym polega gra, zaznajomić się z dziesiątkami różnych postaci i zrozumieć podstawy większości z nich.
W takim sprawnie działającym mechanizmie jedynym problemem zdają się być smurfy. Na horyzoncie rozwiązania niestety żadnego nie widać.
Boty subtelniejszym starciem z rzeczywistością
Do dzisiaj pamiętam, jak pierwszy raz na Zachodzie pojawiło się PUBG Mobile. Po Twitterze zaczęły krążyć dziesiątki postów zatytułowane: „Moja pierwsza gra w PUBG na telefonie”. Ludzie zgarniali po kilkanaście zabójstw, ogłaszali się królami gier mobilnych, a potem śmiali się z ich poziomu trudności. Niezręczna cisza nastąpiła w momencie, gdy okazało się, że początkowe lobby w popularnej teraz mobilce są wypełnione botami.
W PUBG Mobile boty nie miały jednak specjalnego zastosowania. Funkcjonowały głównie jako swojego rodzaju tutorial. Można było pozmieniać sobie ustawienia w trakcie gry, nauczyć się podnosić przedmioty z ziemi, a nawet jeżeli spotkaliście się z kimś twarzą w twarz, rzadko kiedy kontrolowanemu przez komputer rywalowi udało się oddać chociażby jeden strzał.
Celem Epic zdaje się być jednak sztuczna inteligencja, która adaptować będzie bardziej zaawansowane mechaniki Fortnite’a. Nie będziemy więc trafiać na chodzące z głową w chmurach postaci, tylko AI potrafiące sensownie budować, wykorzystujące większość dostępnych w grze możliwości i faktycznie demonstrujące nowym graczom to, ile do zaoferowania ma Fortnite.
Nie każdy zaczyna bowiem grę w nowy multiplayer od przejrzenia tutoriali, zasubskrybowania dziesięciu najpopularniejszych YouTuberów i przejrzenia kilku streamów na Twitchu, żeby zrozumieć podstawy znalezionego tytułu. Smutna prawda jest taka, że jeżeli ktoś do tej pory włączył Fortnite’a z miejsca i chciał sprawdzić, na czym polega ten cały fenomen, zobaczył przed swoim nosem kilka drewnianych ścian przeciwnika, dostał w twarz pułapką i wrócił do grania w coś, co sprawia wrażenie choć odrobinę sensownego.
Konsekwencje wprowadzonych zmian
Biorąc pod uwagę, że mówimy w tym przypadku o Epic Games, czuję się zobowiązany, żeby zaznaczyć, że w swoich dzisiejszych wywodach biorę pod uwagę wyłącznie sytuację, w której wszystkie nowe pomysły zostały wprowadzone z głową i działają wedle swoich założeń.
Nie muszę chyba jednak tłumaczyć, co może oznaczać dla Epic mniejsza bariera wejścia w Fortnite’a. Mniej zniechęconych ludzi oznacza większą liczbę graczy. Większa liczba graczy to więcej pieniędzy. Więcej pieniędzy to z kolei rozwój całej gry, sceny esportowej oraz rozpowszechnianie fenomenu, jakim już zdążył stać się Fortnite. W rezultacie, jeżeli nowy matchmaking będzie działał porządnie, zadowoleni powinni być też ci, którzy kilka dni temu zgłosili się pierwsi do narzekania.
Osobiście cieszę się po prostu, że ktoś w Epic bierze również pod uwagę tego typu problemy i nie skupia się wyłącznie na części marketingowej oraz wpychaniu graczom kolejnych, kolorowych skinów do broni. Scena esportowa dalej pozostawia wiele do życzenia, a na każdy wprowadzony skill-based matchmaking przypada pięć innych głupot, ale wciąż potrafi to we mnie obudzić optymistę. Chociaż na kilka chwil…