Jedna z najbardziej intrygujących i wyjątkowych gier tego roku właśnie ujrzała światło dzienne. Niestety widowiskowe cutscenki poszły w odstawkę, a w jego miejsce trafił pusty, powtarzalny otwarty świat i bardzo nierówny system walki.
Kolorowa pustka
Chociaż niedawne gameplay trailery jasno dały do zrozumienia, że Biomutantowi daleko będzie do rewolucji w gatunku open worldów, przez długie miesiące miałem spore oczekiwania względem tej gry. Produkcja 101 Experiment w oczach wielu miłośników Far Cry’a czy Assassin’s Creeda wyglądała, jakby miała wprowadzić nieco świeżości. Zwiastuny pokazywały kolorowy, charakterystyczny świat z dziwnymi, futrzastymi stworzeniami w roli głównych bohaterów.
Biomutant wrzuca nas w świat zniszczony przez ludzi. Nasz gatunek doprowadził do własnego końca, a w jego miejsce trafiło coś w rodzaju wściekłych chomików władających sztuką Wung-Fu. Wcielamy się w jednego z ocalałych stworzeń, tworzymy swoją postać i przechodzimy przez krótkie intro prezentujące nam ten postapokaliptyczny świat. Naszym zadaniem w tej historii jest uratowanie drzewa będącego źródłem życia i pokonanie czterech Worldeaterów, bossów strzegących poszczególnych skrajów ogromnej mapy.
W pierwszych minutach zostajemy przedstawieni z bardzo prostym systemem dobra i zła. Decyzje podejmowane podczas gry i wybrane opcje dialogowe wpływają na charakter naszej postaci. Wspieramy naszą ciemną lub jasną stronę, zdobywając tym samym ekskluzywne dla tej mechaniki punkty i rozwijając głównego bohatera w konkretnym kierunku.
„Pustka” w tytule tego segmentu dotyczy niestety zarówno samego otwartego świata, jak i historii przedstawionej przez Biomutanta. Fabuła jest w tej grze głównie pretekstem do wysłania nas w świat i zmuszenia do wykonywania różnych zadań. Gra jest w dodatku niemalże pozbawiona voice actingu. Wszystkie postaci spotykane w grze mówią w niezrozumiałym języku. Rozmowy tłumaczy nam w rezultacie narrator. Najpierw NPC mamrocze coś pod nosem, a potem narrator wyjaśnia, co dana postać miała na myśli. Ten zabieg robi się męczący po pierwszych kilku rozmowach i całkowicie zniechęca do eksplorowania świata. Postaci tracą charakter, a zdobywane od nich zadania męczą dużo bardziej, kiedy ich wręczaniu nie towarzyszy żadna wzbudzająca wyrzuty sumienia historia.
Szybko okazuje się, że pusty jest również sam otwarty świat Biomutanta. Wystarczy cofnąć się do kilku ostatnich open worldów pokroju Assassin’s Creeda czy Ghost of Tsushimy, żeby zrozumieć, jak powinno budować się takie gry. Największą zaletą tego gatunku jest ich nieprzewidywalny charakter i życie tętniące z przedstawionego świata. Wdajemy się w bójki z przypadkowymi ludźmi, spotykamy nieznajomych w potrzebie i zbaczamy z głównej ścieżki, żeby zbadać okolice i sprawdzić, co kryje się za jakimś wzgórzem lub głębiej w nieznanej nam jaskini.
Puste wydają się nawet decyzje podejmowane podczas gry. Oczywiście wpływa to na mechaniczną warstwę gry i zmusza nas do zastanowienia. Nigdy nie są to jednak decyzje podyktowane emocjami, jakie wzbudza w nas historia, tylko chęcią jak najszybszego przebrnięcia przez dialogi. W wielu miejscach wybór pomiędzy dobrem a złem zwyczajnie nie ma sensu. Kilkukrotnie podczas gry łapałem w siatkę stworzenia latające po mapie. Za każdym razem mogłem je pogłaskać, zostawić w spokoju albo z jakiegoś dziwnego powodu, zabić. To samo tyczyło się ratowanych w zadaniach pobocznych NPC. Mogłem przebiec dwa kilometry tylko po to, żeby wybawić z opresji jakiegoś nieznajomego i wpakować kulkę między jego oczy.
Mimo ogromnego świata i otwartych przestrzeni, Biomutant wydaje się do bólu liniowy. W ciągu pierwszych kilku godzin dwukrotnie trafiłem na tę samą lokację przekopiowaną niemalże 500 metrów dalej, czekającą na mnie po prostu z nowym lootem do zebrania. Po pięciu godzinach z Biomutantem wiedziałem już, że fabuła mnie nie interesuje, zadania poboczne nie wnoszą do gry nic nowego, a eksploracja mija się z celem.
Drobne perełki we frustrującym systemie walki
Przy bliższym poznaniu Biomutant staje się jeszcze bardziej męczący. Z czasem okazuje się bowiem, że 101 Experiment miało kilka bardzo dobrych pomysłów, które znacząco urozmaicają rozgrywkę. Gra zaczyna zawodzić tylko miejscami, a gracz zaczyna żałować, że te kluczowe elementy nie zyskały więcej uwagi twórców.
Najlepszym elementem Biomutanta jest bez wątpienia rozwój postaci. Zaczyna się on już od początkowej customizacji, gdzie zależnie od wybranych statystyk zmienia się wygląd naszego bohatera. Inwestycja w siłę i witalność uczyni z naszego chomika potężnego futrzaka o imponujących mięśniach. Wysoka zwinność i prędkość poruszania się znacząco go z kolei skurczą. W połączeniu z kilkoma klasami postaci oraz ich ekskluzywnymi pasywkami daje to sporą możliwość customizacji i tworzy nawet potencjał na ponowne przejście gry, strzelcem o maksymalnym poziomie szczęścia albo zwinnym zabójcą z dwiema broniami białymi w rękach.
Po kilku godzinach spędzonych z grą zaczynamy poznawać również dalsze elementy rozwoju postaci. Odkrywają się przed nami liczne opcje odblokowywane za pomocą zdobywanych co level punktów lub paru innych walut wręczanych nam podczas eksploracji. Grę kończymy w rezultacie nie tylko z mieczem i pistoletem w ręku, ale również z zestawem aktywnych umiejętności. Płynne władanie bronią oraz zasobem Ki wydawanym na nasze skille potrafi dostarczyć sporo satysfakcji. Szczególnie kiedy stajecie przed znacznie silniejszym od siebie wrogiem i unikacie jego ciosów, zgrabnie rotując pomiędzy różnymi umiejętnościami.
Podstawa walki to znany fanom open worldów system, który towarzyszył chociażby Mad Maxowi, dawnemu projektowi jednego z założycieli studia 101 Experiment. Jesteśmy otoczeni przeciwnikami, a do dyspozycji mamy broń białą, palną i aktywne umiejętności. Unikamy ciosów rywali, wyprowadzamy combo ekskluzywne dla danego rodzaju broni i staramy się walczyć z przeciwnikami wyprowadzającymi ataki ze wszystkich stron.
Niestety nawet tak prosty w założeniach system ma w Biomutancie swoje problemy. Główną przyczyną frustrującego systemu walki jest brak możliwości lockowania kamery. Po wciśnięciu któregoś z ataków nasz bohater doskakuje to jednego z pobliskich rywali i wyprowadza wybrany cios. Regularnie podczas serii ataków postać potrafi obracać się w innym kierunku i zamiast wykończyć rywala o najmniejszym pasku zdrowia, zaczyna bić kogoś innego. Po kilku combo wyprowadzonych w trzy różne cele gra zaczyna frustrować, a wysiłek włożony w rozwój postaci przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie.
Spore problemy widać nawet w balansie poszczególnych broni i zaprojektowaniu postaci. Chociaż w grach single player ma to dużo mniejsze znaczenie, wszelkie karabiny, bumerangi i pistolety są w Biomutancie sposobem na ominięcie większości zagrożeń. Już pierwszego bossa udało mi się pokonać, trzymając się od niego z daleka. Stałem 50 metrów od wielkiego potwora, strzelałem ze swojego pistoletu i patrzyłem jedynie, jak spada mu pasek zdrowia. Nie próbował do mnie doskoczyć, nie szarżował i nie skakał po arenie. W końcu po prostu padł, nie zadając mi żadnych obrażeń i otworzył przejście do kolejnego etapu gry.
Mechaniczną część Biomutanta próbuje ratować jeszcze system craftingu. Większość znajdowanych podczas lootowania przedmiotów można modyfikować. Dwuręczny miecz wzbogacimy o kolce zwiększające penetrację pancerza, a spodnie o kilka dodatków pozwalających przeżyć dodatkowe ciosy rywali. Jest to prosty i czytelny sposób, który daje sporo satysfakcji i zachęca jednocześnie do eksploracji. Dzięki rozwiniętemu craftingowi każda znaleziona w skrzynce rzecz może się do czegoś przydać.
Niestety nawet solidny crafting i ciekawe sposoby na rozwój postaci nie są w stanie uratować reszty Biomutanta. System walki jest bardzo męczący, fabuła nie wnosi zbyt wiele do gry, a stworzonemu światowi daleko do tego, co widywaliśmy na zwiastunach. Rozgrywka bardzo szybko sprowadza się do bezmyślnego biegania po pustym świecie za znacznikami rozsypanymi po wielkiej mapie. Gra regularnie wysyła nas na misje oddalone od nas o całe kilometry, sztucznie wydłużając czas potrzebny na wykonanie prostych zadań.
Mimo kilku ciekawych rozwiązań i bardzo oryginalnego settingu Biomutant to duży zawód i gratka głównie dla zapalonych fanów open worldów, którzy lubią czasami włączyć sobie jakiś podcast i zrelaksować się, szukając skrzynek na mapie lub wykonując zagadki. Niezależnemu studiu nie można odmówić stworzenia wyjątkowego świata, który na pewno na długo zapadnie w pamięci graczy. Sporo w kontekście zakupu gry blisko premiery zmienia również fakt, że Biomutant dostępny jest w ramach EA Play. Produkcję 101 Experiment spokojnie ogracie w ciągu miesiąca i zapłacicie za nią niecałe 60 złotych.
Ocena: 5/10