Wstęp
Cyberpunk 2077 – gra reklamowana jak żadna inna, wyczekiwana… i której premiera zakończyła się katastrofą jak żadna inna… ale czy na pewno?
Recenzja powstała w oparciu o wersję na konsolę Xbox Series X.
Poniższa recenzja powstawała stosunkowo długo z dwóch powodów. Po pierwsze, rozmachem i rozbudowaniem śmiało może konkurować z Wiedźminem 3. Informacje podawane przed premierą, jakoby główny wątek dało się ukończyć w kilkanaście godzin, są prawdziwe, ale… częściowo. Główny wątek jest bowiem podzielony na trzy, wzajemnie się przeplatające historie. Do tego dochodzą długie motywy fabularne, powiązane z kilkoma postaciami NPC-ów spotykanych po drodze oraz oczywiście, jak na grę z otwartym światem przystało, całe dziesiątki, jeśli nie setki zadań pobocznych i znaczników na mapie. Tak więc próba przejścia gry jedynie pod kątem głównego story byłaby po prostu krzywdą wyrządzoną temu tytułowi i jego twórcom. A oni i tak nie mają ostatnio łatwego życia.
Drugi powód czasochłonności tej recenzji to to, że właściwie do końca biłem się z myślami co do oceny, jaką powinienem jej wystawić. Bo Cyberpunk 2077 jest jak Dr Jekyll i Mr Hyde – to gra o dwóch kompletnie różnych obliczach, których nie da się ze sobą łatwo pogodzić.
2077 – prawie jak 2020 tylko gorzej?
Jest rok 2077. Świat jest już po kilku wielkich wojnach, ale nie wszędzie jest aż tak źle, jak można by przypuszczać. Na przykład Night City, które jest domem naszego bohatera. Bo wszędzie poza jego granicami widzimy post-apokaliptyczne pustkowia, zamieszkałe jedynie przez Nomadów – ludzi, którzy zamiast życia w mieście, pod okiem korporacji, wybrali wolność za cenę wiecznej tułaczki z miejsca na miejsce. W innych regionach świata jest ponoć nawet jeszcze gorzej – na terenach Polski temperatury oraz zanieczyszczenie powietrza przekraczają normalne wartości o kilka tysięcy procent.
Postać, którą prowadzimy przez ten świat to V – może to być przedstawiciel korporacji, nomada lub “dzieciak ulicy” – czyli po prostu członek jednego z gangów, których w Night City jest tyle, ile korporacji. V to takie połączenie człowieka bez historii – bo nie ma imienia, a nawet jego wygląd możemy dość dokładnie skonfigurować według swoich preferencji w edytorze – z postacią, który jednak jakąś tam przeszłość ma. Poznajemy ją w rekordowo długim prologu, którego przejście może nam kilka ładnych godzin. A autorzy gry mieli chyba plan na jeszcze dłuższe rozwinięcie tej historii, o czym wspomnę nieco później.
Gra powstawała przez 8 lat, z czego cztery – jak mówią przedstawiciele CD Projekt RED – to prace koncepcyjne, prowadzone wspólnie z Mikiem Pondsmithem, autorem uniwersum i papierowej gry RPG Cyberpunk 2020, na których oparto to, co dzieje się na naszych ekranach. Osobiście w dzieło Pondsmitha nie grałem, ale z tego, co twierdzą ludzie bardziej obeznani w tej tematyce, gra CD Projekt RED jest wierna jego twórczości i pełna smaczków. A jak odnajdą się w niej przeciętni gracze?