Need for Speed: Heat stracił już jakikolwiek hype wokół siebie, a fani zaczęli wypytywać o kolejną odsłonę serii. Zanim nowy, tajemniczy projekt Criterion ujrzy jednak światło dzienne, EA postanowiło wrócić do przeszłości i w miejsce starego Hot Pursuit wrzucić odświeżoną wersję gry.
Przyjemny powrót do przeszłości
Pamiętam, jak pierwszy raz grałem w Need for Speed: Hot Pursuit, jeszcze jako nastolatek, miłośnik Top Gear i gier wyścigowych. Pamiętam tę nieszczęsną trasę pełną wysokich drzew, która doprowadzała mnie do szału. Zarówno jako policjant, jak i uczestnik nielegalnych wyścigów, skasowałem na niej kilka pięknych samochodów.
Need for Speed: Hot Pursuit to świetna odsłona serii. Po raz pierwszy w historii NFS-a zobaczyliśmy znany motyw wyścigów z dwóch perspektyw, kierowcy oraz policjanta. Najpierw wsiadamy do jakiegoś Nissana albo Mitsubishi, pędzimy do mety z zawrotną prędkością po krętych ulicach, niszcząc przy okazji wszystkich, którzy staną na naszej drodze. Chwilę później sytuacja się odwraca, zakładamy na głowę policyjną czapkę i próbujemy skasować łamiących prawo uczestników wyścigów.
Gameplay sprawił mi zaskakująco dużo przyjemności. Paradoksalnie, z wiekiem Need for Speed robił się coraz bardziej arcade’owy. Hot Pursuitowi wciąż daleko jest oczywiście do symulatora. W zakręty wchodzimy pełną prędkością, delikatnie wciskając tylko przycisk hamulca. Auto staje bokiem i driftem pokonuje cały zakręt, ładując przy tym pasek nitro. Nie ma to więc wiele wspólnego nawet z aktualnym gameplayem Forzy Horizon, nie mówiąc o Gran Turismo czy jeszcze bardziej „symulatorowych” wyścigach.
Gra sprawia sporą frajdę. Samochodów jest dużo i chociaż gra nie oferuje charakterystycznych dla nowych Need for Speedów modyfikacji, nie ma to na dłuższą metę większego znaczenia. Można cofnąć się na chwilę do roku 2010 i przypomnieć sobie, co wtedy uważało się za supersamochody. W czasach kiedy królowało Lamborghini, a elektryki i hybrydy były dalekie od przejęcia tego prestiżowego rynku.
Remaster czy kopia oryginału?
Po kilku godzinach przeżyłem już w głowie wszystkie swoje wspomnienia sprzed 10 lat i zdałem sobie sprawę, że w sumie ten remaster nie był mi za bardzo potrzebny do szczęścia. Zaczęły się odzywać wszystkie te bardziej męczące elementy, o których zdążyłem już zapomnieć.
Poziom trudności jest strasznie męczący. Kiedy prowadzę wyścig, cały czas ktoś trzyma się na moim ogonie. Jeśli popełnię jakiś błąd, przeciwnik mnie wyprzedza, ale zaraz potem zwalnia, żebym przypadkiem nie stracił go z oczu. Pomyłki nie mają większego wpływu na końcowy wynik wyścigu. Póki na ostatnią prostą zachowamy trochę nitro, można ze złotym medalem skończyć praktycznie każdą rywalizację. Jedynym sprawiedliwym trybem pozostaje próba czasowa, gdzie do pobicia najlepszego wyniku faktycznie potrzebna jest pewna, pozbawiona większych błędów jazda.
Po kilkudziesięciu wyścigach, Need for Speed: Hot Pursuit Remastered staje się nużący. Otoczenie zaczyna się powtarzać, trasy przypominają siebie nawzajem, a poziom trudności rujnuje przyjemność z gry. Momentami czułem się jak w The Crew, gdzie 30-minutowy wyścig przez całe Stany Zjednoczone spędziłem z kilkoma botami na swoim ogonie, których utrzymywał przy mnie wyłącznie rubber banding.
Kariera nie oferuje żadnej fabuły i w praktyce stanowi po prostu zbiór ponad setki różnych wyścigów. W połączeniu z Autologiem, który faktycznie wrócił i teraz wspiera cross-play, dostajemy po prostu zestaw wyzwań, gdzie do pobicia jest jakiś czas albo kilku przeciwników. W najlepszym przypadku traficie na kilku znajomych, którzy na którejś z tras nieco wyżej postawili poprzeczkę.
Boli również fakt, jak niewiele zmian czuć w Remasterze względem oryginału. Gra jest brzydka i chociaż działa płynnie, nie różni się wiele od tego, co mogliśmy ograć jeszcze kilka tygodni temu. Oczywiście nie jest to Remake i nie spodziewałem się tutaj żadnych rewelacji. Jest to jednak zdecydowanie za mało, żeby przyciągnąć z powrotem weteranów, którzy grali w produkcję Criterionu 10 lat temu.
Need for Speed: Hot Pursuit Remastered to w rezultacie całkiem ciekawa opcja dla osób, które ominął oryginał albo tych kojarzących serię tylko z najnowszych odsłon. Macie okazję zobaczyć, jak NFS wyglądał kiedyś. Dałbym tej grze jeszcze jedną szansę, gdyby dobrze działała na Switchu, gdzie brakuje aktualnie solidnych wyścigów. Wystarczy wtedy wrzucić na swoją listą znajomych kilku aktywnych graczy i korzystać z szerokiego wachlarza możliwości Autologa. Jeżeli jednak graliście w oryginał i liczyliście na powrót do przeszłości, Remaster niczym Was nie zaskoczy.
Need for Speed: Heat stracił już jakikolwiek hype wokół siebie, a fani zaczęli wypytywać o kolejną odsłonę serii. Zanim nowy, tajemniczy projekt Criterion ujrzy jednak światło dzienne, EA postanowiło wrócić do przeszłości i w miejsce starego Hot Pursuit wrzucić odświeżoną wersję gry.
Przyjemny powrót do przeszłości
Pamiętam, jak pierwszy raz grałem w Need for Speed: Hot Pursuit, jeszcze jako nastolatek, miłośnik Top Gear i gier wyścigowych. Pamiętam tę nieszczęsną trasę pełną wysokich drzew, która doprowadzała mnie do szału. Zarówno jako policjant, jak i uczestnik nielegalnych wyścigów, skasowałem na niej kilka pięknych samochodów.
Need for Speed: Hot Pursuit to świetna odsłona serii. Po raz pierwszy w historii NFS-a zobaczyliśmy znany motyw wyścigów z dwóch perspektyw, kierowcy oraz policjanta. Najpierw wsiadamy do jakiegoś Nissana albo Mitsubishi, pędzimy do mety z zawrotną prędkością po krętych ulicach, niszcząc przy okazji wszystkich, którzy staną na naszej drodze. Chwilę później sytuacja się odwraca, zakładamy na głowę policyjną czapkę i próbujemy skasować łamiących prawo uczestników wyścigów.
Gameplay sprawił mi zaskakująco dużo przyjemności. Paradoksalnie, z wiekiem Need for Speed robił się coraz bardziej arcade’owy. Hot Pursuitowi wciąż daleko jest oczywiście do symulatora. W zakręty wchodzimy pełną prędkością, delikatnie wciskając tylko przycisk hamulca. Auto staje bokiem i driftem pokonuje cały zakręt, ładując przy tym pasek nitro. Nie ma to więc wiele wspólnego nawet z aktualnym gameplayem Forzy Horizon, nie mówiąc o Gran Turismo czy jeszcze bardziej „symulatorowych” wyścigach.
Gra sprawia sporą frajdę. Samochodów jest dużo i chociaż gra nie oferuje charakterystycznych dla nowych Need for Speedów modyfikacji, nie ma to na dłuższą metę większego znaczenia. Można cofnąć się na chwilę do roku 2010 i przypomnieć sobie, co wtedy uważało się za supersamochody. W czasach kiedy królowało Lamborghini, a elektryki i hybrydy były dalekie od przejęcia tego prestiżowego rynku.
Remaster czy kopia oryginału?
Po kilku godzinach przeżyłem już w głowie wszystkie swoje wspomnienia sprzed 10 lat i zdałem sobie sprawę, że w sumie ten remaster nie był mi za bardzo potrzebny do szczęścia. Zaczęły się odzywać wszystkie te bardziej męczące elementy, o których zdążyłem już zapomnieć.
Poziom trudności jest strasznie męczący. Kiedy prowadzę wyścig, cały czas ktoś trzyma się na moim ogonie. Jeśli popełnię jakiś błąd, przeciwnik mnie wyprzedza, ale zaraz potem zwalnia, żebym przypadkiem nie stracił go z oczu. Pomyłki nie mają większego wpływu na końcowy wynik wyścigu. Póki na ostatnią prostą zachowamy trochę nitro, można ze złotym medalem skończyć praktycznie każdą rywalizację. Jedynym sprawiedliwym trybem pozostaje próba czasowa, gdzie do pobicia najlepszego wyniku faktycznie potrzebna jest pewna, pozbawiona większych błędów jazda.
Po kilkudziesięciu wyścigach, Need for Speed: Hot Pursuit Remastered staje się nużący. Otoczenie zaczyna się powtarzać, trasy przypominają siebie nawzajem, a poziom trudności rujnuje przyjemność z gry. Momentami czułem się jak w The Crew, gdzie 30-minutowy wyścig przez całe Stany Zjednoczone spędziłem z kilkoma botami na swoim ogonie, których utrzymywał przy mnie wyłącznie rubber banding.
Kariera nie oferuje żadnej fabuły i w praktyce stanowi po prostu zbiór ponad setki różnych wyścigów. W połączeniu z Autologiem, który faktycznie wrócił i teraz wspiera cross-play, dostajemy po prostu zestaw wyzwań, gdzie do pobicia jest jakiś czas albo kilku przeciwników. W najlepszym przypadku traficie na kilku znajomych, którzy na którejś z tras nieco wyżej postawili poprzeczkę.
Boli również fakt, jak niewiele zmian czuć w Remasterze względem oryginału. Gra jest brzydka i chociaż działa płynnie, nie różni się wiele od tego, co mogliśmy ograć jeszcze kilka tygodni temu. Oczywiście nie jest to Remake i nie spodziewałem się tutaj żadnych rewelacji. Jest to jednak zdecydowanie za mało, żeby przyciągnąć z powrotem weteranów, którzy grali w produkcję Criterionu 10 lat temu.
Need for Speed: Hot Pursuit Remastered to w rezultacie całkiem ciekawa opcja dla osób, które ominął oryginał albo tych kojarzących serię tylko z najnowszych odsłon. Macie okazję zobaczyć, jak NFS wyglądał kiedyś. Dałbym tej grze jeszcze jedną szansę, gdyby dobrze działała na Switchu, gdzie brakuje aktualnie solidnych wyścigów. Wystarczy wtedy wrzucić na swoją listą znajomych kilku aktywnych graczy i korzystać z szerokiego wachlarza możliwości Autologa. Jeżeli jednak graliście w oryginał i liczyliście na powrót do przeszłości, Remaster niczym Was nie zaskoczy.
6/10
Zalety
|
Wady
|
Witam. Mam obie wersje tej gry. Zgodze się z autorem że oprucz nowych aut i tras w zasadzie nic nowego nie ma. Ale najbardziej boli mnie fakt że nie ma moich ulubionych superaut czyli SLR 722i oraz SLR STIDLING MOSS. Tego pierwszego można było odblokować w wersji z 2010r . Jeśli jest taka możliwość w remastered to bede bardzo wdzięczny za odpowiedź. Dzięki i pozdrawiam. Moj login w grze to mariuszg25