Kamery grzeją się już na planie zdjęciowym Monster Hunter. Na razie jednak, utrwalone obrazy nie mają nic wspólnego z fantastycznym światem gry…
60 milionów dolarów nie wydaje się zbyt wielkim budżetem, jak na hollywoodzką produkcję. Szczególnie, gdy mówimy o wielkich, cyfrowych dinozaurach, sporej ilości efektów specjalnych i drogich kontraktach z gwiazdami kina. Pieniądze to jednak nie wszystko, czego dowodem jest wiele dobrych filmów nakręconych ze znacząco mniejszym zapleczem pieniędzy. Przykładem jest tu pierwsza część Resident Evil, której reżyser (Paul W.S. Anderson) pracuje aktualnie na planie zdjęciowym Monster Hunter.
Czy jest szansa na kolejny udany „gamingowy” projekt, tym razem na podstawie najpopularniejszej japońskiej gry na Steam? Mam pewną teorię wobec jakości filmów Paula W.S. Andersona. Bazując na jego CV, można zauważyć, że rozumie świat gier, ale tylko do pierwszej odsłony cyklu. Tak było z Resident Evil i Death Race, gdzie skupiał się na utrzymaniu klimatu zamiast na efekciarstwie.
Może do końca przyszłego roku będziemy mogli sprawdzić, jak teoria ma się do praktyki. Tymczasem nasza wiedza o kinowej wersji Monster Hunter ogranicza się do obsady, w której, rzecz jasna, nie mogło zabraknąć żony reżysera – Milli Jovovich. Owa aktorka udostępniła na swoim koncie Instagram kilka zdjęć z planu, gdzie jest wszystko oprócz krainy dinozaurów.
Wojskowe ciuchy i współczesne oprzyrządowanie mogą być mylące. Sceneria bliższa Call of Duty lub Battlefield, aniżeli polowaniu na dinozaury. Aczkolwiek jest to wpisane w założenia scenariusza, bowiem amerykańscy żołnierze przeniosą się przez portal do fantastycznego świata, w którym rządzą prehistoryczne potwory.
Premiera Monster Hunter jest jeszcze tajemnicą. Nie spodziewałbym się wycieczki do kina wcześniej jak pod koniec 2019.