Strona głównaRecenzjeGryScott Pilgrim vs. The World: The Game - Complete Edition - świetna...

Scott Pilgrim vs. The World: The Game – Complete Edition – świetna gra w starym, dobrym stylu

Znacie uczucie, kiedy gra, po której niczego się nie spodziewaliście, okazuje się niespodziewanie wciągająca? Dokładnie tak jest z Scott Pilgrim vs. The World: The Game — Complete Edition.

W 2010 roku do kin trafił film Scott Pilgrim vs. the World, bazowany na serii komiksów pod tym samym tytułem, autorstwa Bryana Lee O’Malley. Krótko potem na konsole PS3 i Xbox 360 trafiła gra – też o tym tytule – a recenzowana dzisiaj przeze mnie wersja to w zasadzie jej remaster, uzupełniony o zawartość z dodatków.

Fabuła rodem z kina lat 80

Fabuła gry, komiksów i filmu jest niemal identyczna – główny bohater, Scott Pilgrim, zakochuje się w niejakiej Ramonie. Jednak umówienie się z nią na randkę nie jest takie proste, bowiem chce nas przed tym powstrzymać siedmiu jej byłych chłopaków oraz całe zastępy ich kumpli. W naszej misji chcą nam przeszkodzić nawet, nie wiedzieć czemu… kierowcy autobusów i inne, wydawałoby się, całkowicie przypadkowe postaci. Czy ta fabuła ma sens? A kogo to obchodzi jeśli świetnie się gra?

Tytuł pozwala nam grać w co-opie na jednej konsoli (rzadka rzecz w dzisiejszych czasach), możemy też wybrać jedną z kilku postaci, bo gra nie narzuca nam, że musimy ją przechodzić Scottem. Z racji, że jest to Complete Edition, do wyboru mamy także postaci z DLC do oryginalnego tytułu, czyli Knivesa Chau oraz Wallace Wellsa.

Czy są na sali fani retro?

Scott Pilgrim vs. The World: The Game — Complete Edition to najbardziej klasyczne z klasycznych, chodzone mordobicie. Jeśli w zamierzchłych czasach graliście w tytuły takie jak Double Dragon, tracąc dziesiątki złotych na automatach w wakacyjnych kurortach czy też łamiąc joysticki w domowym zaciszu – Scott Pilgrim vs. The World to dokładnie ten sam typ gry. Nasz bohater przemierza miasto, idąc od lewa do prawa, obijając po drodze setki przeciwników. Co jakiś czas trafia na bossów na różnym poziomie trudności, oraz oczywiście wspomnianych wcześniej byłych chłopaków Ramony. Rozgrywka do bólu prosta, klasyczna, bez odkrywczych elementów, ale… do licha, jakże ona jest w swojej prostocie genialna oraz przyjemna!

Gra pozwala na niszczenie wielu elementów otoczenia oraz wykorzystywanie porzuconych przez przeciwników elementów “oręża” w walce. Ba, to samo można zrobić także za pomocą walających się tu i ówdzie koszy na śmieci, worków, znaków drogowych, a nawet… ogłuszonych przeciwników. Czasem na drodze napotkamy na ogromną dziurę, nic więc prostszego jak wrzucić do niej leżącego na chodniku przeciwnika, by mieć z nim spokój raz na zawsze. A tłuczenie ich po głowach butelkami i kijami do baseballa będzie naszym chlebem powszednim (taaak, wiem jak to brzmi…). Z pokonanych oponentów wylatują monety o różnych nominałach, które co jakiś czas możemy wymienić na nowe umiejętności naszej postaci i przedmioty do leczenia. Zresztą, jak to zwykle w takich grach bywało, bohater ma kilka żyć, więc trzeba mocno pokpić sprawę, żeby pozbyć się ich wszystkich. Co jakiś czas na poziomach znajdziemy drzwi i przejścia do bonusowych leveli, gdzie chodzi tylko o zbieranie monet. Jednym słowem, jest to niesamowicie satysfakcjonujący i dający masę frajdy typ rozgrywki. Mam w zasadzie tylko jedną uwagę – poziomy są nieco zbyt długie, jeśli więc ktoś liczy na szybką partyjkę między innymi zajęciami domowymi, może mieć problem.

Scott-Pilgrim-vs-The-World-2

Graficznie autorzy również przenoszą nas o 30 lat wstecz – i żeby było jasne, to nie jest zarzut. Grafika jest stylizowana na pixelozę dominującą w latach 80, wyglądającą tak uroczo, że już po chwili przestaje się zwracać uwagę na to, że gra nie wygląda jak typowa produkcja XXI wieku. To, co widzimy na ekranie jest oczywiście całkowicie dwuwymiarowe, ale ma wystarczającą liczbę detali by nie odrzucać. Udźwiękowienie gry również pasuje klimatem do tamtych czasów – odgłosy ciosów, rzucanych przedmiotów, przejeżdżających pojazdów czy w końcu muzyka w menu – wszystkie te elementy to takie sympatyczne połączenie starego „plumkania” i współczesnej jakości.

Więcej takich gier!

Jak już wspomniałem na początku – jestem w szoku jak taka prosta w założeniach gra, z niedzisiejszą grafiką, może wciągnąć. Klasyk mówił, że najbardziej lubimy te piosenki które już znamy. Ja lubię gry z nowymi mechanikami i pomysłami na siebie (chociaż Death Stranding było pod tym kątem już sporym przegięciem), ale Scott Pilgrim vs. The World: The Game przypomniało mi czasy kiedy w grach chodziło nie o wydumane pomysły i poprawność polityczną, a po prostu o dobrą zabawę. Jeśli w grach szukacie podobnych elementów – to będzie zdecydowanie tytuł dla Was. Poza tym ma zachęcającą cenę – kosztuje poniżej 70 złotych. Idealnie też sprawdzi się jako gra imprezowa, do ogrania w kilka osób na jednej konsoli.

Ocena: 8/10

Zalety

  • prosta, wciągająca i dająca masę rozrywki
  • grafika niby retro, ale ładna
  • tania
  • można grać w kilka osób na 1 konsoli

Wady

  • fabuła nie powala
  • poziomy są nieco za długie

Bądź na bieżąco

Obserwuj GamingSociety.pl w Google News.

Zbigniew Pławecki
Zbigniew Pławecki
Redaktor, specjalista ds. esportu

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Treść komentarza
Wpisz swoje imię