Nowy dopiero co pokonał rządowych agentów, nazistowskiego Szefa zombie i księżniczkę Kenny, a już musi stanąć przed kolejnym wyzwaniem. Tym razem już nie jako odważny rycerz, ale superbohater, który moce czerpie ze swojej… dupy.
Koniec z zabawą w smoki, elfy, rycerzy, magów i księżniczki. Czas na nowych bohaterów. Czas na superbohaterów, którzy muszą poradzić sobie z nowym zagrożeniem. W Miasteczku South Park w tajemniczych okolicznościach znikają koty. Za jednego z nich wyznaczono nagrodę w wysokości 100 dolarów. Taka kwota pozwoliłaby bohaterom rozwinąć franczyzę filmów i seriali, która śmiało mogłaby konkurować z Marvelem lub DC. Jednak sprawa jest dużo bardziej zagmatwana niż w pierwszej chwili się wydaje.
South Park: Fractured but Whole to bardzo luźna kontynuacja Kijka Prawdy. Po raz kolejny wcielamy się w nowego dzieciaka, którego nadprzyrodzone moce okażą się kluczowe do rozwikłania zagadki znikających kotów. Akcja dzieje się zaraz po zakończeniu jedynki i na pierwszy rzut oka wszystko wygląda tak samo. Wystarczy jednak chwila, aby przekonać się, że Fractured but Whole wprowadza mnóstwo nowych rozwiązań i dużo świeżości.
Mechanika gry
Najważniejsze zmiany dotyczą systemu walki. Plansza została podzielona na kwadraty, po których poruszają się bohaterowie i przeciwnicy. W zależności od ataku możemy zadawać obrażenia tylko jednemu oponentowi, rywalom ustawionym w linii lub całej grupie, stojącej obok siebie. Walki stały się przez to dużo bardziej taktyczne. Wymagają od nas nie tylko dopasowania odpowiednich umiejętności, ale też wybierania najlepszych kompanów i kombinowania w trakcie samych starć. Ciekawie prezentują się również walki ze specjalnym celem, np. pojedynek z Ręcznikiem, w którym trzeba podpalać stosy medycznej marihuany.
Sporo zmieniło się też w naszych umiejętnościach. Punktów nie zdobywamy już za pomocą elementów ubioru. Fatałaszki nadal możemy zbierać i zmieniać, ale ma to wymiar wyłącznie kosmetyczny. Swoje moce zwiększamy teraz dzięki artefaktom. Tymi może być dosłownie wszystko od fidget spinnera przez klamerki, na wibratorze matki Cartmana lub Dużego Geja Ala kończąc. Umieszczamy je w specjalnych slotach. Im wyższy poziom zdobywamy, tym więcej slotów mamy dostępnych. System jest bardzo prosty. Artefakty możemy znajdować lub craftować, dzięki przepisom. Ważną rolę odgrywają również modyfikacje DNA, do których dostęp uzyskujemy nieco później.
Nie sposób też nie wspomnieć o prostych zagadkach, które czekają na nas w Miasteczku South Park. W rozwiązywaniu ich pomagają nam kompani z drużyny, których z czasem odblokowujemy. Na początku rozgrywki nie będziemy mogli np. pozbyć się lawy, blokującej niektóre przejścia, ale w końcu stanie się to możliwe. Wykorzystamy do tego nie tylko odpowiedniego kolegę i jego moce, ale także własną dupę, a konkretnie to pierdy.
Tak, pierdy nadal odgrywają niezwykle ważną rolę w samym mechanizmie gry, jak i fabule. Dzięki nim możemy latać, niszczyć elektronikę, przewracać ciężkie przedmioty, a nawet… zaginać czasoprzestrzeń. Na przykład Kapitan Cukrzyca, po zjedzeniu słodkości, wpada w szał, który daje mu ogromną moc fizyczną. Niestety, skończyła mu się insulina. Na nasze szczęście nienawidzi pierdów, więc po wezwaniu go wystarczy puścić mu kilka bąków w twarz, aby wpadł w podobny szał i przestawiał dla nas najcięższe przedmioty. Ale nie ma co za dużo zdradzać. Tym bardziej, że w odkrywaniu umiejętności zwieraczy głównego bohatera pomaga sam Morgan Freeman, który okazuje się być kimś w rodzaju guru pierdzenia.
Główny bohater
Nowy dzieciak, w którego się wcielamy, po raz kolejny odgrywa kluczową rolę w historii. Na początku gry wybieramy jedną z dostępnych klas. Te, chociaż nazywają się nieco inaczej, są charakterystyczne dla superbohaterów. Mamy blastera, czyli użytkownika posługującego się ogniem, gadżeciarza, czyli odpowiednika Iron Mana, eksperta w sztukach walki, któremu najbliżej chyba do Irona Fista i wiele, wiele innych. Każda z tych klas ma inne ataki lub umiejętności, opierające się na innych statystykach. Kombinacja odpowiednich, bo z czasem zyskujemy dostęp do kolejnych klas, w połączeniu z kombinacjami DNA może dać mordercze połączenie. Oczywiście każdy bohater musi mieć też słabość, którą w końcu też wybieramy.
Ale najważniejsze są umiejętności Nowego. Od początku wiadomo, że coś się święci. Rodzice ciągle się kłócą i swoje problemy topią w kolejnych kieliszkach wina lub ciasteczkach z marihuaną. Jednak wyraźnie widać, że przez cały czas coś ukrywają. Co? Tego dowiecie się grając w South Park: Fractured but Whole. Oprócz tego są też wspominane już pierdy, które otwierają przed nami ogrom możliwości. Pod względem produkcji gazów nasz bohater jest wyjątkowy.
Przy okazji poznajemy całą historię tajemniczego dzieciaka. Dzięki rozmowom ze szkolnym pedagogiem wybieramy jego płeć, rasę, pochodzenie i upodobania seksualne. Nawet jeśli zdecydujemy się na postać cisseksualną (czyli chłopca, który czuje się chłopcem), heteroseksualną o pochodzeniu Amerykańskim, to wcale nie uchroni nas to przed kłopotami. Wręcz przeciwnie, South Park wyśmiewa nawet normalność, co prowadzi do pojedynków z pijakami, którzy nie chcą „tego typu ludzi” w swoim mieście.
Hołd dla fanów serialu
South Park: Fractured but Whole to pozycja obowiązkowa dla fanów serialu. Każdy z nich poczuje się jak w domu. Grafika została żywcem wycięta z animacji i prezentuje się wyśmienicie. Można się poczuć, jakby oglądało się odcinek specjalny South Park, a nie brało udział w grze.
Produkcja nie cierpi z powodu cenzorskich zapędów. Ubisoft blisko współpracował z twórcami serii – Treyem Parkerem i Mattem Stonem. Dzięki temu gra utrzymana jest w prześmiewczym, kontrowersyjnym i nader obrzydliwym klimacie, tak uwielbianym przez miliony ludzi na świecie. Oczywiście mniejszości seksualne, nauczyciele, aktorzy czy wyznawcy różnych religii mogą się oburzać z powodu treści zawartych w grze, ale to tylko pokazuje, jak bardzo nie rozumieją tych treści. South Park: Fractured but Whole nabija się ze wszystkich i ze wszystkiego. Nie oszczędza nikogo i nikogo nie wyróżnia. Ale tak naprawdę twórcy wyśmiewają przede wszystkim dwie rzeczy – cenzurę i nadmierną poprawność polityczną.
Momentami gra toczy się w oparach absurdu, kiedy chociażby pomagamy małej żabce dostać się do nieba, aby tam wspomóc mamę żabkę w drodze ku światłości. Tak, wiem jak to brzmi, ale przysięgam, że pisząc ten tekst jestem w pełni zdrowy na umyśle i nie odurzyłem się żadnymi substancjami. Z drugiej strony chwilami przywodzi na myśl dzieciństwo, w którym dziewczynki były „bleh” i wystarczył kawałek gałęzi, aby wierzyć, że właśnie dzierży się w dłoni potężną broń palną. Nie brakuje też sytuacji, w których South Park potrafi chwycić za gardło, gdy Nowy Dzieciak ze smutkiem zjada kolację w tle słysząc kłótnie rodziców lub wymyka się w nocy widząc ojca zalanego w trupa na kanapie w salonie. Fractured but Whole to prawdziwy rollercoaster wszystkich znanych człowiekowi uczuć, chociaż zdecydowanie najwięcej tutaj rozbawienia, obrzydzenia i pospolitej, czystej frajdy.
Podsumowanie
Jeśli nie graliście w Kijek Prawdy i chcielibyście wziąć się za Fractured but Whole, to nic nie stoi na przeszkodzie. Zapewniam jednak, że pierwsza część nie zestarzała się ani o jotę i jest równie dobra, jak w dniu premiery. Warto najpierw poznać wydarzenia, które wydarzyły się przed zaginięciem Mruczka, wycenionego na 100 zielonych. A gdy już, po kilkudziesięciu godzinach, przyjdzie czas na drugą odsłonę serii, to przekonacie się, że wiele można zrobić jeszcze lepiej i ciekawiej. Bo taka właśnie jest gra South Park” Fractured but Whole – po prostu lepsza, ale jednocześnie w żadnym elemencie nie jest gorsza. Zapewnia tonę świetnej zabawy z niewybrednym humorem w tle i to przez kilkadziesiąt godzin.
Jestem przekonany, że recenzowana gra ma wszystko, aby zawalczyć o miano tytułu roku, chociaż w jednej z kategorii. Obawiam się jednak, że tematyka i poprawność polityczna sprawią, że zostanie pominięta. A szkoda, bo świat pokazałby, że wciąż ma poczucie humoru i nadal można śmiać się ze wszystkich i ze wszystkiego, nawet z Kraboludzi.
Ocena: 9/10
[pm]+Wszystko!– Interfejs w trakcie walk[/pm]
Źródło: wł.