Przyznam szczerze, że po zabugowanej i średnio wciągającej “podstawce” oraz jeszcze bardziej odrzucającym Gniewie Druidów, straciłem nadzieję, że z Assassin’s Creed Valhalla uda się jeszcze wykrzesać coś ciekawego. Okazało się jednak, że Ubisoft najlepsze zostawił na koniec, pod nazwą Oblężenie Paryża.
Francja i Paryż przedstawione w najnowszym dodatku do Assassin’s Creed Valhalla – Oblężenie Paryża – dalekie są od romantycznych i kolorowych wizji z innych gier i dzieł sztuki i kultury. Kolorowych pól i winnic jest tu zaledwie garstka, a zdecydowanie przeważają mrok, szarość i wszechobecne uczucie przygnębienia. Nic dziwnego – krajem rządzi szalony król, a jakby tego było mało – trawi je pewna plaga (oczywiste są tu skojarzenia z historyczną zarazą czarnej ospy). W ten mroczny klimat idealnie wpasowuje się nowy typ “przeciwników” – stada szczurów, które co prawda spotkamy zaledwie kilka razy, ale które mocno uprzykrzą nam życie. Nie da się ich zabić, można je tylko na chwilę przegnać do kratek ściekowych, które następnie trzeba czymś zablokować – inaczej gryzonie wrócą i dotkliwie nas pogryzą.
Jak to się właściwie stało, że Eivor znalazł się we Francji? To kolejna kraina, którą Normanowie postanowili przysposobić jako swój dom. Co prawda sam Eivor i jego klan nie mieli takiego zamiaru, bo im wciąż dobrze jest w Anglii, ale zrobiła to inna grupa Wikingów. Pech chciał, że przy okazji zginął brat jarla owego klanu, Zygfryda. Zygfryd zaczął pałać żądzą zemsty, która daleko wykraczała poza to, czego zwykle dokonywali w takich sytuacjach Wikingowie. Za cel obrał sobie nie tylko zabójcę brata – rządzącego Paryżem hrabiego Odona, czy Króla Francji, którego Odon był podwładnym, ale też każdego Francuza i Paryżanina, którzy stanęli mu na drodze. I w środku tego bałaganu, na prośbę członków klanu, pojawia się Eivor, cały na… ekhm, w moim przypadku brunatno. Zresztą ma w tym też swój prywatny interes oraz interes całego swojego klanu.
Po tym, jak Gniew Druidów okazał się być niemal tym samym co podstawowa zawartość gry, tyle, że w bardziej skondensowanej formie, byłem pełen obaw co do Oblężenia Paryża. Ku mojemu zaskoczeniu okazało się, iż były one całkowicie niesłuszne. Nie ma już bowiem ani tajemniczych zakonów, których członków musimy eliminować jednego po drugim, ani elementów zarządzania miastem / wioską / punktami kupieckimi, ani wrażenia wykonywania w kółko tych samych krótkich, średnio osadzonych w fabule misji. Historia opowiedziana w Oblężeniu Paryża to jedna przygoda, z początkiem i końcem oraz sensownie ze sobą powiązanymi wydarzeniami po drodze. Jest ona zresztą powiązana z wydarzeniami z historii Francji (jak wspomniana plaga ospy), więc jeśli ktoś interesuje się tą tematyką – odnajdzie tam sporo znajomych elementów i postaci. Jednak nawet bez nich dodatek daje sporo frajdy i… po prostu wciąga.
Serię Assassin’s Creed od dawna cechowała spora dowolność jeśli chodzi o wykonywanie misji. W Oblężeniu Paryża powrócono do tego stylu – kilka razy gra sugeruje wręcz wprost taką możliwość. Szkoda tylko, że im dalej, tym znowu bardziej liniowa się staje – czuję w tym spory, niewykorzystany potencjał. Co prawda zakończenie znowu daje nam wybór, ale niektórzy mogą poczuć się w tym momencie oszukani – bardziej “słuszna” i “poprawna politycznie” opcja jest łatwiejsza, a bardziej “niepokorna” – wymaga mnóstwa zachodu. Niby większa wraz z nim satysfakcja z dopięcia swego, ale wyraźnie widać jakie było zamierzenie twórców gdy w ten sposób projektowali finał historii Eivora we Francji.
W porównaniu z poprzednimi epizodami Valhalli, częściej też mamy możliwość eliminacji przeciwników na danym obszarze jak w starszych grach z serii – po cichu. Przypomnę, że podstawka oraz pierwszy dodatek preferowały walkę w stylu “wejścia razem z drzwiami i futryną”, pasującą do klimatu Wikingów, ale nijak nie licującą z charakterem serii. W Oblężeniu Paryża mamy do czynienia z mniejszymi grupkami przeciwników i obszarami do oczyszczenia na raz, lepiej więc sprawdza się skrytobójstwo. To dla mnie też spory plus, bo zdecydowanie bardziej pasuje mi styl walki ze starych Asasynów.
Graficznie ciężko w przypadku Oblężenia Paryża mówić o jakiś zmianach. Dodatek to nowa historia, ale wygląd świata nie zmienił się szczególnie od czasów premiery Valhalli. Można to uznać za pewien minus, może Francja powinna znacznie bardziej różnić się od Anglii, ale przyznam szczerze, że w trakcie rozgrywki nie odczuwałem tego jako jakiś szczególny problem. To, co natomiast coraz bardziej zaczynam zauważać, to irytująco sztuczne i drewniane animacje niektórych postaci, na przykład NPCów, z którymi podejmujemy rozmowę – chociażby sklepikarzy. Dodano im dwie linijki bliżej nieokreślonego tekstu, przy którym dziwacznie gestykulują, a ich mimika nijak nie pasuje do tego co mówią – albo wręcz nie ma jej wcale. Muszę to niestety uznać, za mocno wybijający z immersji element gry, a im więcej czasu się z nią spędza, tym bardziej rzuca się w oczy.
Najpoważniejszym minusem gry zaś jest… sam nie wierzę, że to piszę – jej długość. Podstawka i Gniew Druidów były (szczególnie sumarycznie) zbyt długie i nużące. Oblężenie Paryża jest natomiast za krótkie. Historia jest na tyle wciągająca, że te 6-10 godzin, w czasie których można skończyć dodatek, to zdecydowanie za mało. Mi zajęło to jakieś 3 wieczory.
Jeżeli seria znowu pójdzie w kierunku obranym przez Oblężenie Paryża to dla mnie będzie to powrót na właściwe tory, który sprawi, że z chęcią sięgnę po kolejne gry. Jeśli natomiast w kolejnej historii Ubisoft zdecyduje się na powielanie utartego schematu z podstawki – chyba zrobię sobie dłuższą przerwę od kolejnych Asasynów. Póki co jednak – wszystko wydaje się zmierzać w końcu we właściwym kierunku.
Ocena: 8/10