Stagnację na rynku multiplayerów przerywa Chivalry 2. Po dziewięciu latach od premiery pierwszej części twórcy powrócili z sequelem, który teraz wchodzi również w świat konsol nowej generacji, gdzie od dłuższego czasu królują Fortnite i Warzone.
Chociaż krótką cutscenką, zaraz po pierwszym uruchomieniu gry, Chivalry 2 rozrysowuje tło fabularne, prosty konflikt pomiędzy zakonami rycerzy, historia nie ma tutaj większego znaczenia. Produkcja Torn Banner Studios to ponownie doświadczenie stworzone wyłącznie z myślą o multiplayerze. Możecie oczywiście samotnie przejść krótki tutorial i potrenować system walki przeciwko AI, ale ostatecznie chodzi o rywalizację online i pojedynki na ogromnych mapach, z dziesiątkami przeciwników na mapie.
Aktualnie w grze dostępne są trzy tryby gry, 64-osobowy, 40-osobowy i klasyczne FFA, czyli walka na mniejszej arenie, gdzie każdy jest zdany na siebie. Podobnie jak w pierwszej odsłonie gry, Chivalry 2 dalej skupia się na zwykłych deathmatchach oraz trybach z konkretnym celem do wykonania. W sequelu zadanie definiują mapy. Łącznie jest ich aż osiem i każda z nich oferuje nieco innych rodzaj gameplayu. Zostajemy podzieleni na stronę atakującą i broniącą. Ofensywa ma cel do wykonania, a defensywa musi im w tym przeszkodzić. Najczęściej są to punkty do przejęcia, postaci do wyeliminowania albo wózki do przepchnięcia.
Cele w Chivalry to dalej jedynie pretekst do tego, żeby pozwolić graczom pojedynkować się gigantycznymi mieczami czy toporami na dużych mapach. Głównym bohaterem gry cały czas pozostaje dopracowany, angażujący system walki, który twórcy określają mianem „first person slashera”.
System walki w Chivalry jest bardzo bliski perfekcji, przynajmniej u swoich podstaw. Torn Banner Studios udało się stworzyć mechaniki stosunkowo proste do wyjaśnienia za pomocą krótkiego tutoriala. Grę rozpoczynamy od samouczka, w którym narrator przedstawia nam podstawowe założenia sytemu walki. Większością broni możemy wyprowadzić trzy różne ataki. Każdy z nich da się ładować, zwiększając tym samym obrażenia, ale często wydłużając animację. Dowiadujemy się o blokowaniu, parowaniu, kontrowaniu i unikach. Kończymy tutorial ze znajomością podstaw i poczuciem, że jesteśmy w stanie spróbować swoich sił w walce z innymi graczami.
Wystarczy jeden, 30-minutowy mecz na większej mapie, żeby przekonać się, ile skilla wymaga ta gra i jak płynnie potrafią poruszać się niektórzy gracze. Niezależnie od trybu, walka online stawia przed graczem dodatkowe wyzwania. Przez pierwsze parę godzin uczyłem się tylko kontrolować swoje otoczenie i regularnie rozglądać się dookoła siebie, zamiast skupiać się na jednym przeciwniku. Bardzo często moje pojedynki z rywalem kończyły się drugą osobą wbijającą mi miecz w plecy, zanim w ogóle zdążyłem zauważyć jego obecność.
Obrona okazała się w moim przypadku dużo trudniejsza niż atak. Rozmiar map i liczba przeciwników na mapie wymusiły na mnie nauczenie się lepszego manewrowania pomiędzy rywalami. Ciągłe blokowanie szybko prowadzi do przełamania i jeżeli nie wyprowadzałem żadnego kontrataku, traciłem równowagę i ginąłem po serii szybkich ciosów. Uniki z kolei szybko pochłaniają staminę, co utrudnia przejście do ofensywy.
Wszystkie te wyzwania i rosnący poziom trudności w wyniku spotykania coraz to bardziej doświadczonych graczy, zwiększa tylko satysfakcję, kiedy wreszcie kończy się długą, 25-minutową mapę z pozytywnym K/D. System walki od zawsze był perełką Chivalry i w dwójce jest dokładnie tak samo. Dodatkowo podział na klasy gwarantuje nie tylko różnorodność i możliwość urozmaicenia pojedynków broniami dodatkowymi czy umiejętnościami specjalnymi, ale czyni z niektórych map krajobraz rodem z hollywoodzkich produkcji. Czekając na odrodzenie, oddalałem czasami kamerę i patrzyłem z dystansu na całą mapę. Widziałem łuczników na murach strzelających do znajdujących się pod nimi rycerzy, widziałem dziesiątki graczy przepychających się pomiędzy sobą i walczących wokół kilku kluczowych punktów na mapie. Miałem wrażenie, jakbym stanął na chwilę na planie Braveheart.
Moim jedynym zarzutem w stronę Chivalry 2 jest liczba contentu. Nie przeszkadza mi pozornie niewielka liczba map, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że kolejne mapy są już w planach, a mecze są długie i nawet przy całym wieczorze spędzonym przy konsoli, nie odczuwałem znużenia. Od czasu premiery pierwszego Chivalry w świecie multiplayerów zmieniło się jednak dosyć sporo i produkcje tworzone z myślą wyłącznie o rywalizacji online potrzebują więcej motywacji do regularnej gry. Na ten moment Chivalry 2 oferuje trzy tryby gry, możliwość customizacji poszczególnych klas postaci i walutę premium, której nie można na nic wydać. Mam nadzieję, że z czasem pojawią się jakieś zadania dzienne lub tygodniowe, sezony i Battle Passy. Kiedy odblokuję interesujące mnie bronie dla większości klas i nabiorę trochę doświadczenia w walce, mogę stracić aktualną motywację i odwrócić się w kierunku gier pokroju Call of Duty, które odrobinę świeżości wprowadza niemalże w każdym tygodniu.
Chivalry 2 zapowiada się na świetny multiplayer. System walki stawia graczom potężne wyzwanie, szczęście nie ma w pojedynkach większego znaczenia, a rosnący skill rywali zmusza do ciągłego uczenia się i adaptowania do różnych styli gry. Jeżeli twórcy zadbają o regularne aktualizacje i znajdą sposób, żeby utrzymać przy sobie zebraną wokół premiery społeczność, zyskamy solidną alternatywę do współczesnych gier online.
Ocena: 8/10