Strona głównaRecenzjeGryDetroit: Become Human - recenzja wersji PC

Detroit: Become Human – recenzja wersji PC

Studio Quantic Dreams po raz kolejny podjęło się zadania opowiedzenia trudnej, skomplikowanej historii prostymi środkami. Wiele schematów będzie dla graczy znajomych z poprzednich produkcji QD, pojawią się też nowości. Ale czy jako całość ma to sens?

Słowem wstępu i wyjaśnienia – nie jest zapewne dla nikogo tajemnicą, że Detroit: Become Human swoją premierę na konsoli PlayStation 4 miało w maju 2018 roku. Ale ponad 1,5 roku przyszło graczom pecetowym czekać na konwersję i to w oparciu o nią powstała niniejsza recenzja. Postanowiłem podejść do niej od początku do końca tak, jakby fabuła nie była mi wcześniej znana, bo stwierdziłem, że spore grono naszych czytelników nigdy w Detroit: BH nie grało. Nie chciałem po prostu pójść na skróty i zostawić czytelników zagubionymi.

QTE nowym point’n’click?

Połowa lat 90’ ubiegłego wieku to w branży gier spora popularność dwóch gatunków – tzw. filmów interaktywnych oraz przygodówek point’n’click. Rola gracza w grach osadzonych w pierwszym gatunku sprowadzała się do podejmowania kluczowych dla fabuły decyzji, pomiędzy którymi oglądał on nagrane wcześniej sekwencje wideo, często z udziałem prawdziwych aktorów. W drugim klikaliśmy kursorem po całej lokacji, próbując połączyć wszystko ze wszystkim i w ten sposób popchnąć jakoś fabułę do przodu. Grając w kolejne tytuły Quantic Dream nie sposób oprzeć się wrażeniu, że jego pracownicy przy każdym mocno inspirowali się tamtymi czasami.

Detroit-Become-Human-13

Różnica polega na tym, że połączono te dwie najbardziej charakterystyczne cechy obu gatunków i klikanie po lokacji zastąpiono quick time eventami. A ich ilość w przypadku Detroit: Become Human rozmnożono po prostu do granic absurdu, opierając o nie niemal każdą czynność, jaką wykonują bohaterowie. Aż dziwne, że nie kazano im chodzić z wykorzystaniem QTE, choć… jeden fragment wymaga czołgania się w ten sposób.

Blade Runner kontratakuje

Założenie twórców na pierwszy rzut oka wydaje się zrozumiałe. Zacznijmy jednak od rysu fabularnego całej historii. Mamy rok 2038,  w USA zapanowała moda na posłuszne ludziom androidy. Produkująca je firma wypuściła  serię, kilkudziesięciu modeli – z których każdy został zaprogramowany do nieco innych celów. Rozgrywkę oparto o losy trojga z nich, których zbudowano do wykonywania dość prozaicznych, codziennych czynności. Dwa spośród nich – Kara i Markus – zajmują się domami, choć mają zgoła odmiennych “panów”, Connor natomiast jest rodzajem detektywa, zajmującego się głównie sprawami, w które zamieszane są inne androidy. Nic więc dziwnego, że w przypadku dwójki pierwszych bohaterów, w rozgrywce dominują codzienne czynności, jak sprzątanie i przygotowywanie posiłków, a u Connora są to czynności z “miejsc zbrodni” – szukanie i analiza śladów, prowadzenie negocjacji i pomoc innym przedstawicielom prawa.

Detroit-Become-Human-5

O ile jednak w przypadku tego trzeciego jest to całkiem wciągające, bo nierzadko gracz sam musi pomyśleć jak poprowadzić temat by rozwikłać zagadkę danego przestępstwa, o tyle w przypadku pozostałej dwójki rozgrywka przez pewien fragment jest niestety dość nużąca. I nie ma tu znaczenia, czy czynność wykonalibyśmy za pomocą kliknięcia i wybrania opcji z menu, czy za pomocą gestu myszy i QTE – któreś z kolei sprzątanie butelek, ścielenie łóżka czy podanie obiadu po pewnym czasie zwyczajnie męczy. Zanim jednak fabuła nabierze prędkości, to takich czynności będziemy musieli wykonać całkiem sporo.

Troje buntowników

Czy to jednak oznacza, że Detroit: Become Human jest nudne jako całość? W żadnym razie! Moja uwaga dotyczyła tylko QTE, natomiast fabuła poprowadzona została po prostu fenomenalnie. Dzięki temu, że mamy 3 głównych bohaterów, wydarzenia z roku 2038 obserwujemy co chwilę innymi oczami, a każdy z bohaterów ma inne rozterki i dylematy. Wspólna dla całego tego świata jest tylko jedna podstawa – androidy, stworzone jako tania siła robocza, zaczynają walczyć o swoją wolność i “człowieczeństwo”, a protesty społeczne ludzi, którym odebrały pracę absolutnie nie ułatwiają im tej walki.

Detroit-Become-Human-3

Inaczej z przeciwnościami losu i nietolerancją społeczeństwa będzie walczyła Kara, która mieszka w patologicznym domu, inaczej Markus z domu artysty, a inaczej Connor, którego obserwujemy jako rozdartego między służbą prawu, a chęcią pomocy buntującym się androidom. W dodatku autorzy ukryli w grze niespodziewany element burzenia 4. ściany, który ma związek z postacią naszej wirtualnej asystentki w głównym menu. Ale na czym on dokładnie polega – nie zdradzę, sami odkryjcie.

Nie taka do końca sztuczna inteligencja

Klimat gry wzmacnia oprawa graficzna, która mimo konsolowego rodowodu, jest bardzo wysokiej jakości. Na pewno spora w tym zasługa faktu, że Detroit nie jest tytułem starym. Gry Quantic Dreams często urzekały przede wszystkim wykonaniem postaci, tak było chociażby w recenzowanym przeze mnie jakiś czas temu Beyond: Two Souls, ale w Detroit: Become Human graficy poszli jeszcze dalej. Chwilami łapałem się na tym, że nie byłem do końca pewny, czy dana sekwencja powstała przy wykorzystaniu grafiki komputerowej czy z udziałem prawdziwych aktorów. Szczególnie androidy mają w sobie to coś, co z jednej strony jest nieco sztuczne – tak jak powinno być w przypadku przedstawicieli A.I. – a z drugiej widać tę ich namiastkę człowieczeństwa i emocji, które prowadzą do określonych wydarzeń w grze.

Detroit-Become-Human-10

Poza tym gra pełna jest detali i smaczków, które natychmiast przenoszą nasze skojarzenia do innych dzieł popkultury dotyczących tej tematyki. Jak chociażby mroczna atmosfera i deszcz, które w sekwencjach z Connorem narzucają skojarzenia z Blade Runnerem. Muzyka i efekty dźwiękowe również w odpowiedni sposób budują nastrój, nie przeszkadzając i nie zwracając na siebie przesadnej uwagi.

Wolność wyboru

Oprócz QTE, muszę niestety trochę ponarzekać na czasami pozorny wybór ścieżki, jaką możemy podążać. Trójka naszych bohaterów staje w pewnych momentach przed wyborami czy być posłusznymi swoim panom, czy się zbuntować. Czasem wybór wydaje się być oczywisty, czasem jest nieco bardziej dwuznaczny moralnie. Niestety, opcja bycia posłusznym wygląda w pewnych sytuacjach tak, jakby została upchnięta na siłę, bo to otwarty bunt pociąga za sobą najbardziej rozbudowane konsekwencje. Więc wybór istnieje, niemal zawsze jest to nawet kilka ścieżek (pod koniec każdego rozdziału możemy zobaczyć podsumowanie, ile opcji ominęliśmy), ale tak naprawdę “pełne” jest tylko jedno. Z drugiej jednak strony trzeba oddać twórcom sprawiedliwość, że konsekwencje niektórych naszych decyzji mogą się na nas odbić dopiero po kilku godzinach gry, więc rozgrywka może nas w wielu momentach zaskoczyć.

Detroit-Become-Human-4

Ostatnia wada, która chyba irytowała mnie najbardziej, to praca kamery, nad którą ciężko zapanować. Podobny problem był już w Beyond: Two Souls, niestety w Detroit: BH nie udało się go wyeliminować. Jest ona szczególnie irytująca, kiedy nasza postać musi przejść przez drzwi, których nie widzimy bo są “za kamerą” – po prostu nie możemy w nie trafić.

Podsumowanie

Pora podsumować moją przygodę z androidami w Detroit. Problemy z kamerą czy uporczywe trzymanie się autorów gry QTE wyraźnie rzucają się w oczy i bywają naprawdę irytujące, ale wszystko wynagradza nam fabuła. To ona i chęć poznania dalszych losów naszych bohaterów, są tym co trzyma nas przy ekranie mimo chwilowej irytacji. Bardzo dobrze, że z historią tą mogą teraz zapoznać się gracze pecetowi, a dzięki solidnemu wykonaniu takich elementów jak grafika czy muzyka – dostali oni grę, której naprawdę warto się bliżej przyjrzeć. Nie jest to tytuł ultra długi, bo na kilkanaście godzin gry (chyba, że zaczniemy wracać do pominiętych wyborów), ale zdecydowanie nie będą to godziny zmarnowane.

Ocena: 8/10

Zalety

  • fabuła
  • animacje twarzy
  • klimat Blade Runnera
  • polski voice acting
  • kilka ścieżek fabuły do wyboru
  • re-playability
  • bardzo udany port z konsoli

Wady

  • QTE przy nawet najbardziej prozaicznych czynnościach
  • praca kamery
  • skutki jednych wyborów są bardziej dopracowane, innych mniej

Bądź na bieżąco

Obserwuj GamingSociety.pl w Google News.

Zbigniew Pławecki
Zbigniew Pławecki
Redaktor, specjalista ds. esportu

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Treść komentarza
Wpisz swoje imię