Strona głównaRecenzjeRecenzja słuchawek Logitech G231 Prodigy

Recenzja słuchawek Logitech G231 Prodigy

Każda przygoda ze sprzętem komputerowym pozostawia trwały ślad na ich użytkownikach. W przypadku słuchawek Logitech są to donośne bity, które nie pozwalają przestać grać.

Ile to już razy na naszej głowie lądował zestaw dźwiękowy nie potrafiący zaspokoić gamingowych doznań? Ile czasu i pieniędzy zmarnowaliśmy na headsety próbując odnaleźć ten jeden właściwy? Wie tylko ten, kto próbował odnaleźć przyzwoitą parkę membran. Jest to swoista droga do zatracenia w fontannie dźwięków, lecz na końcu której jesteśmy w stanie dostrzec różnice pomiędzy słuchawkami dobrymi i tym, które nie powinny nigdy więcej przyciskać małżowin usznych. Oczywiście, można uniknąć maratonu analiz wydając kilkaset złotych na przenośny sprzęt audio, ale jako osoby wyposażone w zdrowy rozsądek powinniśmy kierować się zasadą opłacalności zakupu. Tym bardziej jest to działanie słuszne, gdy po włożeniu do kieszeni ręki otwiera się scyzoryk i paszcza węża pilnująca miedziaków.

Nawet przy ograniczonym budżecie można wyhaczyć markowy zestaw nie podrażniający bębenków słuchowych oraz portfela. Co byście powiedzieli na wydatek rzędu niecałych 200 zł? Za dużo, za mało? Pytanie pozostawiam otwartym dla każdego, tymczasem udowodnię Wam dlaczego warto zainteresować się słuchawkami Logitech G231 Prodigy reprezentującymi ten właśnie przedział cenowy.

 

Wygląd i wykonanie

Coraz częściej zwracamy uwagę nie tylko na jakość dźwięku urządzeń grających, ale też ich wygląd zewnętrzny. Jest to zachowanie naturalne, bowiem to co nam się spodoba chcemy mieć we władaniu. Nie inaczej jest ze słuchawkami i mam pewność, że przechadzając się sklepowymi uliczkami pudełko z „cudeńkiem” Logitech nie pozostałoby niezauważone. Niczym skarb ukryty pod tekturowym więzieniem czeka na swojego odkrywcę. Po dostaniu się do środka nie oślepił mnie blask złota, lecz zafascynował przyjemny dla oka design. Nauszniki skrojone dość niestandardowo, odbiegające od klasycznych, okrągłych obudów. Poduchy pozbawiono delikatnej skóry, a zamiast niej naciągnięto na gąbkę materiał o fakturze drobnej siatki. Szkoda, że osłonka jest dziurkowana, gdyż o wiele trudniej wyczyścić powierzchnię z kurzu. Na przekór złego, pielęgnację ułatwia wyciągnięcie poduszkowej warstwy. W tym celu wystarczy odkręcić dwie śrubki.

Kolejną niespodzianką było montowanie słuchawek na obrotowym zawiasie, pozwalającym obrócić nauszniki o 90 stopni w jedną stronę. Umożliwia to równoległe ułożenie słuchawek wewnętrzną częścią do blatu biurka. Nauszniki można nie tylko przekręcić względem pierwotnej pozycji, ale także przechylić o niewielki kąt. Pomaga to dopasować słuchawki do niemal każdego kształtu głowy. Problemu również nie będzie stanowić jej wielkość. Do dyspozycji użytkowników oddano teleskop, który zwiększa długość kabłąka o 5 cm z każdej strony. Jako jedyny element urządzenia został wykonany z metalu (jak się domyślacie, w przeważającej większości słuchawki składają się z tworzywa sztucznego). U jego podnóża zainstalowano piankę w kolorze pomarańczowym, która według mnie jest za wąska i zbyt sztywna.

Słuchawki uzupełnia wbudowany mikrofon. Jest niezwykle elastyczny i daje się w pełni manipulować. W sytuacjach, gdy jest niepotrzebny możemy go złożyć, zapominając o jego istnieniu. O wiele bardziej rzuca się w oczy kolorystyka urządzenia. Dostarcza jednak wyłącznie pozytywnych wrażeń wizualnych. Dominuje tu matowy grafit, przez który przebija się jaskrawy oranż. Na upartego można powiedzieć, że nawiązuje do stylistyki gry Half-Life, ale to tylko jedna opinia fana gry . Co ważne, obudowa nie zbiera odcisków, pozostając do samego końca nienaruszona przez ludzką rękę.

Małe uwagi mam do wytrzymałości konstrukcji. O ile zastosowany tu plastik wygląda na dość solidny, to jednak konstrukcja lubi trzeszczeć. Na szczęście odzywa się tylko, gdy mamy skłonności do nerwowego kręcenia głową w czasie gry. Słuchawki mają po prostu za dużo elementów ruchomych. Koniec końców, pozorną wadę sprzętu przysłania zadowalający stopień tłumienia zewnętrznego hałasu. Tutaj granica izolacji waha się do około 10 dB.

Istotną informacją dla potencjalnych nabywców będzie wielkość nauszników. Choć nie mogę pochwalić się ogromnymi uszami, to myślę, że powierzchnia wokółuszna jest na tyle duża, że zmieszczą się w niej największe aparaty słuchu gacków. Ich nietoperze zapędy także nie będą wielkim ograniczeniem. Przed przerwaniem połączenia będzie chronić przewód w oplocie o długości 2 m zakończony złączem mini-jack 3,5 mm. Służy nie tylko do przekazywania sygnału. Na wysokości około 50-60 cm od łączenia z nausznikiem znajdziemy na nim pilot do obsługi głośności i przełącznik do ściszania mikrofonu.

Ponieważ sygnał ze słuchawek i mikrofonu jest przekazywany za pomocą jednej wtyczki, producent dorzucił do zestawu rozgałęźnik wydzielający osobno dźwięk do odtwarzania i nagrywania. W mojej wersji testowej takowego nie znalazłem, ale pozwoliło mi to sprawdzić, czy system będzie mógł wykryć na jednej linii dwa urządzenia. Okazało się, że na laptopie poszło to gładko, z kolei na stacjonarce działał albo mikrofon, albo słuchawki, nigdy jednocześnie.

 

Specyfikacja

Nie można odmówić słuchawkom G231 Prodigy braku oryginalnego stylu. Ma go aż nadto żeby rozdzielić dla innych modeli. Aczkolwiek nie kupimy urządzenia tylko przez pryzmat jego powabu, prawda? Powierzchowne piękno musi skrywać artystyczną duszę wypełnioną technologicznymi dobrodziejstwami. Wpierw omówimy sobie jak to wygląda na papierze, by po wszystkim przejść do praktycznych testów.

Sercem nauszników są membrany neodymowe o średnicy 4 cm. W celach rozrywkowych potrafią przygrać z mocą do 90 dB. Można więc postawić hipotezę mówiącą o tym, że hałasują na poziomie ulicznego ruchu. Ich impedancja jest typowa dla urządzeń przenośnych – 32 omy. Docelowo sprawdzą się i do laptopów, i do komputerów stacjonarnych. Z kolei o paśmie przenoszenia nie warto nawet się rozwodzić. Zakres częstotliwości odtwarzanego dźwięku wynosi tu 20 Hz – 20 kHz. Z tego też powodu żaden dźwięk nie powinien umknąć naszym uszom, choć z racji wieku niektórzy z Was mogą mieć kłopoty z dźwiękami o falach wysokich powyżej 19 kHz.

W kolejce do opisu stoi mikrofon. Ani za krótki, ani za długi, ale za to o uczciwej czułości 40 dBV/Pa. Sygnał z zewnątrz zbiera w formie jednokierunkowej i metodą pojemnościową, co znaczy, że łapie szersze pole dźwięku kosztem wyższego współczynnika szumu. Ten ostatni możemy wyregulować po aktywacji opcji usunięcia echa i zakłóceń dostępnych spod poziomu ustawień urządzenia do nagrywania.

 

Praktyczne testy

Znacie wymowną ciszę tuż przed rozpoczęciem burzy? Kiedy dookoła zbiera się ciężkie powietrze mające za chwile implodować niczym po jądrowym wybuchu? Ta niepewność jakości dźwięku słuchawek po podłączeniu mini-jacka przez jakiś czas wisiała nade mną, lecz gdy zabrzmiały pierwsze dźwięki zrozumiałem, że moje obawy były kompletnie niepotrzebne. Zacznijmy może od najniższych tonów, które jakby nie patrzeć w dużym stopniu decydują o randze zastosowanych membran. Tutejsze basy nie są tak soczyste, jak odtwarzane przez kilkunastowatowy subwoofer, jednakże czuć w słuchawkach wyraźne dudnienie. Oddaje dość głęboką barwę i znośnie rezonuje. Co równie istotne uderzenia dźwięku są czyste i nieprzekłamane. Po przeciwnej stronie amplitudy tony wysokie. Nieco ustępują miejsca potężnym bitom, acz membrany radzą sobie nawet z piskliwym wokalem, nie generując przy tym nieznośnego charczenia. Dźwięki gitarowe najcieńszych strun wiolinowych są niemalże idealne, z drobnymi kruczkami. Jeśli zestawić ze sobą wysokie i niskie dźwięki, bas nieco zabiera tła, zmniejszając czytelność tych pierwszych. Gorzej wypada natomiast zakres dźwięków przejściowych, oktawy środkowej. Dźwięki z tego poziomu są trochę płaskie i brak im muzycznej ekspozycji. Dlatego też audiofile nie będą skakać z radości. Podobne im osoby muszą poszukać droższego zestawu.

Co zaś tyczy się grupy graczy, ci nie powinni narzekać. W grach od zawsze przeważają skrajne dźwięki, budujące atmosferę rozgrywki. Tak więc po założeniu headsetu Logitech usłyszymy klarowny podział. Tam, gdzie spokój przerywa nagły wybuch, bębenki zostaną zaatakowane donośnymi basami. Świszczące w powietrzu kule będą przeszywać powietrze z równie ostrym brzmieniem. A jeszcze propos wystrzałów, słuchawki wyczulone są na kierunek pochodzenia dźwięku, więc do sieciowych gier FPS będą wręcz najodpowiedniejsze. Przeciwnik nie ma szans zajść nas od tyłu, choć trzeba przyznać, że bez dobrej reakcji gracza headset choćby za milion dolarów nie uratuje skóry.

Skoro o gierczeniu mowa, wypadałoby wspomnieć o wygodzie korzystania. Nauszniki są duże i nie drażnią małżowin. Można więc spędzić w nich kilka godzin pod rząd nie odczuwając dyskomfortu. Jedyne obiekcje mam do pianki zainstalowanej na kabłąku. Uprzedzam, że jest to opinia nieobiektywna – gąbka ściśle przylega do głowy utrzymując słuchawki w stałej pozycji. Generalnie byłoby to ich zaletą, gdyby nie wąska powierzchnia gąbki, która wywołuje większy nacisk w punkcie stykania głowy z kabłąkiem. Zdążyłem już przyzwyczaić się do szerokich obręczy wyścielonych miękkim materiałem, więc nie specjalnie podeszło mi podparcie oferowane w Logitech G231 Prodigy.

Z ciekawości, dodatkowo sprawdziłem jakiej jakości dźwięk otrzymam w trybie wirtualizacji sygnału. Zestaw Logitech nie ma sprzętowego wspomagania systemu 7.1, aczkolwiek można uzyskać na nim kinowy efekt. Nie odczuwa się szerokiej przestrzeni dźwięków, echo nie jest ostro zarysowane, lecz korzystając z ustawień symulacji odtwarzania wypada to całkiem nieźle w filmach.

Mimo że słuchawki znajdują się w centrum uwagi gracza, to nie można wykluczyć z testów dołączonego do nich mikrofonu. Ten nie należy do najlepszych, ale nie śmiałbym porównać go do majków używanych w zestawach po 50 lub 100 zł. Możemy zmniejszyć mu poziom nasłuchiwania, a i tak przytuli trochę szumu. Zaznaczę jednak, że nie ma on postaci trzeszczących zakłóceń, a jednostajnego sygnału. Możecie przekonać się o tym odpalając poniższą próbkę zapisu.

 

Jak na tego typu wbudowany mikrofon, głos zbiera całkiem porządnie, co nie znaczy, że idealnie. Osobiście dostrzegam niewielką różnicę w charakterze tonu wokalu. A poza tym, dobrze rokuje jego czułość. Przechwytuje ciut hałasu z pomieszczenia, pamiętajmy jednak o tym, że jest to pojemnościówka i takie jej uroki. Do rozmów w grach, Skype i innych voicechatów będzie w sam raz i spokojnie zastąpi niedrogie mikrofony zewnętrzne. Czy nada się również do nagrywania muzyki? O tym nawet nie myślcie.

 

Podsumowanie

Bez wyrzutów sumienia mogę zaszufladkować testowany zestaw słuchawkowy Logitech. Jest to sprzęt stricte gamingowy o optymalnej jakości dźwięku i mikrofonie o ograniczonym przeznaczeniu. Słuchawki wyglądają naprawdę ładnie, przywołując na myśl wszystko to, co związane z graniem. Poziom wygody i odtwarzania dźwięków jest w nich na tyle dobry, że w pełni można poświęcić się ulubionej rozgrywce. Po założeniu ich na głowę nie poczujecie nic więcej, niż tylko emocje uwalniające się z każdą kolejną nutą dźwięków – a to przecież chyba jest najważniejsze, by następujące po sobie sekundy nakręcały do dalszej gry.

Ocena: 7+/10 

[pm]+dobra jakość dźwięku
+długi przewód w oplocie
+nietuzinkowy design
+wygodne w codziennym użytkowaniu
+nienajgroszy mikrofon
+słuchawki na każde uszy
+cena
-nijakie dźwięki z poziomu oktawy środkowej
-trzeszcząca obudowa
-pianka pod kabłąkiem mogłaby być nieco szersza
-brak klasycznego systemu wirtualizacji przestrzennej dźwięku 7.1
[/pm]

Źródło:

Bądź na bieżąco

Obserwuj GamingSociety.pl w Google News.

Grzegorz Rosa
Grzegorz Rosa
Redaktor, szef działów gry i audio

1 KOMENTARZ

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Treść komentarza
Wpisz swoje imię