Strona głównaRecenzjeGryZostań trybikiem państwa totalitarnego w Beholder 2

Zostań trybikiem państwa totalitarnego w Beholder 2 [recenzja]

Dylematy, wszędzie dylematy

Jeśli miałbym się pokusić o sklasyfikowanie Beholdera 2 jako gatunku, to najbliżej mu chyba do przygodówek point’n’click, z ogromnym naciskiem na dialogi z napotykanymi postaciami. To od nich otrzymujemy kolejne zadania, które mają popchnąć fabułę do przodu. Innym, bardzo istotnym elementem gry jest wykonywanie obowiązków zawodowych Evana. Codziennie powinniśmy przeznaczyć jakiś czas na to by zasiąść w naszym stanowisku i przyjmować zgłoszenia petentów. Na podstawie ich informacji decydujemy, do którego z ministerstw skierować daną sprawę, jaki jest jej typ (prośba, skarga, informacja i donos) i do którego pokoju powinien się udać dany delikwent. Za obsługę zgłoszeń otrzymujemy pieniądze, a za wyrobienie dziennej “normy” – bonus. Tak zdobyta gotówka przyda nam się do rozwiązywania niektórych zadań oraz do zwykłego opłacania rachunków. A tych jest sporo i są dość wysokie. Cały mechanizm rozgrywki został oparty o kilkugodzinne doby, które kończymy wraz z pójściem spać. Codziennie dostajemy do rozdysponowania od 8 do nawet kilkunastu godzin, które musimy podzielić między pracę i czynności związane z fabułą gry.

Wspomniałem już, że w grze bardzo ważne są dialogi. To często za ich pomocą dokonujemy wyborów, które mogą mieć wpływ na dalsze losy bohatera. Pomóc koledze z pracy czy zostawić go samemu sobie? A innego wystawić na publiczne pośmiewisko, czy zostawić w spokoju i tym samym utrudnić sobie drogę do celu jakim jest rozwiązanie śmierci ojca? Takich decyzji w grze podejmujemy mnóstwo, a niektóre mogą nawet doprowadzić do naszego smutnego końca. Samych zakończeń gra ma kilka, a jeden fałszywy krok może sprawić, że nie zobaczymy nawet jej 20%. Możemy na przykład wpaść w ręce przedstawicieli prawa i słuch o nas na zawsze zaginie.

Szare życie urzędnika

Cała ta mroczna, orwellowska historia została doprawiona ciekawą oprawą audiowizualną. Jeszcze bardziej niż w poprzedniej części mroczna grafika, niemal jedynie w odcieniach szarości i budząca podobne odczucia muzyka idealnie pasują do opisywanej historii i świata przedstawionego. W ciekawy sposób zaprezentowano obywateli tego miejsca – jako czarne ludziki, ze świecącymi, wręcz jarzącymi się oczami. Wyglądają przez to trochę jak zombie śledzące każdy nasz ruch. Choć z drugiej strony nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że stylem wykonania są bardzo podobni do bohaterów gier takich jak Party Panic, różni ich tylko brak koloru. W żaden sposób jednak nie psuje to rozgrywki.

Spis treści

Bądź na bieżąco

Obserwuj GamingSociety.pl w Google News.

Zbigniew Pławecki
Zbigniew Pławecki
Redaktor, specjalista ds. esportu

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Treść komentarza
Wpisz swoje imię