Kwestie ważne i ważniejsze
I na koniec – podejście zawodników. Tutaj szerzej sprawę przedstawiał już Damian w swoim felietonie, z wieloma postawionymi tam tezami się zgadzam, wspomnę jeszcze tylko o jednej kwestii. Jestem w stanie wybaczyć esportowcom pewne drobne złośliwostki i żarty, popularnie określane jako “friendly banter”. Moim zdaniem nie są one tak szkodliwe dla wizerunku drużyny jak kiepskie wyniki i najwyższa pora, by specjaliści od marketingu – którzy „dorastali” i pracowali w nieco innych standardach, zrodzonych chociażby w piłce nożnej – w końcu to zauważyli. Pozwólmy czasem zawodnikom być sobą, o ile ich zaczepki nie są skierowane do osób, które nie „łapią” tego typu poczucia humoru. Takie zachowania są częścią esportu od jego zarania i to one łamią barierę pomiędzy zawodnikiem, a widzem. W piłce nożnej mamy „niedoścignionych idoli i gwiazdy”, w esporcie ludzi, którymi sami możemy być, jeśli tylko się postaramy. Esportowcy to „kumple”, „ziomki, którym się udało”, szczególnie przy dzisiejszym znaczeniu mediów społeczniościowych. To powoduje, że są w nich o wiele bardziej prawdziwi, niż gdy biorą udział w „ustawianych” i sztucznych do bólu akcjach reklamowych, od których poziomu żenady czasem aż zęby bolą. Szczególnie jeśli w tym samym czasie odrabiają porządnie swoją pracę na serwerze i przykładają się w treningach oraz są ważnymi postaciami swoich zespołów. Jeszcze raz podkreślę – mam na myśli jedynie „banter” w stosunku do osób, które czują ten klimat, a nie szeroko rozumiane chamskie i toksyczne zachowania. Takim sytuacjom mówię zdecydowane nie i w pełni popieram podejście North do tego typu sytuacji.
Tak to w skrócie wyglądało w zeszłym roku. Jakkolwiek nie znam wszystkich kulis działania organizacji esportowych, to pewne rzeczy rzucają się od razu w oczy. Żeby nie było tak całkiem pesymistycznie i beznadziejnie, to chciałbym docenić pewien element rozwoju polskiej sceny, czyli liczba i poziom wydarzeń, które się pojawiły. Trzeba mieć tylko do ich organizacji właściwe podejście, bez rzucania się od razu “z motyką na słońce”, o czym pisałem w poprzednim felietonie. Jedno jest pewne – polscy fani zdecydowanie mają w czym wybierać. Oby w 2019 roku polskie zespoły znowu zaczęły dawać swoim kibicom powody do zadowolenia, nie tylko na polskim, ale i zagranicznym podwórku.