Premiera xCloud głośnym echem rozniosła się po branży gamingowej. Internet błyskawicznie obiegły zdjęcia Forzy Horizon i Gearsów ogrywanych na niewielkich smartfonach. Postanowiliśmy podłączyć nasze telefony do mobilnego kontrolera Razera, odpalić nową usługę Microsoftu i sprawdzić, czy faktycznie doświadczenie stacjonarnych platform można teraz zmieścić w kieszeni jeansów.
Jak zacząć swoją przygodę z xCloud?
Głównym wymaganiem usługi Microsoftu jest Xbox Game Pass Ultimate. Musimy więc wyposażyć się w droższą wersję popularnego abonamentu. Miesiąc aktywnej subskrypcji wyniesie nas niecałe 55 złotych. Na szczęście pierwszy miesiąc Ultimate kosztuje zaledwie 4zł. Za niewielką cenę dostajecie szansę przetestowania wszystkich funkcji przez 30 dni, co pozwala poznać możliwości usługi i zdecydować się, czy chcecie dalej inwestować w zawarte w niej atrakcje.
Oprócz aktywnego abonamentu Ultimate potrzebny jest również telefon z Androidem 6.0 lub wyższym. Według najnowszych plotek xCloud na iOS ma jednak zawitać w przyszłym roku. Możliwe więc, że użytkownicy iPhone’ów czy iPadów nie będą musieli długo czekać na ogrywanie hitów Xboxa na swoich telefonach.
Jak możecie się pewnie domyślać, niezbędny jest szybki i stabilny internet. Osobiście testowałem xCloud na światłowodzie 1GB/s i nie miałem z usługą większych problemów. Wymagania są jednak stosunkowo wysokie, a wszelkie problemy z połączeniem skutkują potężnymi lagami. Nawet kiedy telefon chwilowo przełączył się na 2,4 GHz, w rogu ekranu wyskoczył komunikat, żeby dla dobra rozgrywki wrócić na 5 GHz. Zanim zaczniecie zastanawiać się nad zakupem abonamentu, warto najpierw zadbać o jakość swojego internetu.
Później pozostaje już tylko ściągnięcie aplikacji Xbox Game Pass. Jeżeli macie jakiekolwiek problemy z uruchomieniem xCloud, przez cały proces rejestracji i pierwszego uruchomienia usługi przeprowadzi Was poradnik Zbyszka. Powinniście znaleźć tam odpowiedzi na swoje wszelkie wątpliwości.
Proste i przyjemne użytkowanie
Nigdy nie lubiłem grać na telefonie. Mam duże ręce, ekran jest niewielki, a podróże komunikacją miejską zazwyczaj umila mi Kindle. Pamiętam jednak pojedyncze przypadki, kiedy moją uwagę przyciągał jakiś tytuł. Znajomy wspominał o swoim nowym odkryciu na przerwie w liceum czy na studiach. Kindle szedł wtedy w odstawkę, a na graniu w mobilne hity łapałem się nawet w mieszkaniu, siedząc przy biurku obok mojego komputera i konsoli.
Większość tych gier łączyła jedna cecha wspólna – składały się z krótkich sesji i często trafiały się momenty, żeby je odłożyć i wrócić do nich później. W przeciwieństwie do głośnych tytułów AAA na PC czy PS4, gry mobilne nie trzymały mnie w miejscu przez długie godziny.
Chociaż dzięki xCloudowi zyskujemy dostęp do bardzo szerokiej biblioteki gier, również tych dużych i wymagających nieco więcej czasu, sesje wciąż wydawały się bardzo luźne i niezobowiązujące. Aplikacja działa bardzo sprawnie, włącza się błyskawicznie, a od uruchomienia gry dzielą nas raptem trzy stuknięcia w ekran telefonu. Regularnie gasiłem swój telefon, kiedy absorbowało mnie coś innego, żeby po kilku minutach, a czasem nawet godzinach, wrócić do tego samego miejsca.
Imponująca biblioteka gier
Najważniejszym i zdecydowanie najbardziej imponującym elementem xCloud są oczywiście gry. Aplikacja działa dobrze, wygląda bardzo przejrzyście, ale to biblioteka robi największe wrażenie. Już sam Xbox Game Pass od długich miesięcy kusi posiadaczy konsoli Microsoftu oraz PC. W ramach abonamentu otrzymujemy dostęp do ponad 100 tytułów, od nowych, głośnych AAA aż po klasyki Xboxa.
Możliwość ogrania części z nich na ekranie swojego telefonu pozwala zdać sobie sprawę, jak błyskawicznie rozwija się aktualnie technologia. XCloud sprawdza się doskonale jako uzupełnienie gamingowego setupu. Podczas tego tygodnia spędziłem z usługą Microsoftu sporo czasu. Przejrzałem bibliotekę Game Passa, wybrałem kilka tytułów, które ostatnio mi umknęły i zacząłem grać. Pobrałem większość z nich na swój komputer, a kiedy przychodził wieczór i nie chciałem już siedzieć przy biurku, rozgrywkę kontynuowałem na kanapie lub w łóżku. W ciągu kilku minut byłem w stanie wyłączyć komputer, uruchomić aplikację na telefonie i tym samym tytułem cieszyć się przed telewizorem.
Najwięcej czasu spędziłem oczywiście w grach wyścigowych. Korzystając dodatkowo z dostępu do Razera Kishi, sprawdziłem Forzę Horizon 4 i Forzę Motosport 7. Zaskakująco przyjemny na ekranie telefonu okazał się również Doom, czego zupełnie się nie spodziewałem, włączając grę po raz pierwszy.
Biblioteka xCloud to jeden argument, który całkowicie przekonał mnie do regularnego grania na telefonie. Posiadacze Nintendo Switcha pewnie dawno przestali już traktować swoje smartfony jako źródło tego typu rozrywki. Przez ostatnie lata należałem właśnie od tych szczęśliwych fanów nowego handhelda. XCloud na telefony wprowadza jednak gry, o których nie marzyliśmy nawet w najśmielszych snach. Zapomnijcie o emulatorach Game Boy Advance, dziwnych, koreańskich pay to winach czy tragicznych kopiach popularnych gier, którymi zapchany jest Google Play Store.
Teraz możecie rozłożyć się wygodnie na kanapie, wyjąć telefon z kieszeni i włączyć No Man’s Sky, Mortal Kombat X czy NieR: Automata. Telefon stał się właśnie sposobem na ogrywanie popularnych premier bez martwienia się o miejsce na dysku czy koszt nowego tytułu.
Razer Kishi doskonałym kompanem xCloud
Testowałem kilka mobilnych kontrolerów na swoim Samsungu S8+. Kiedy światło dzienne ujrzał PUBG Mobile, nie byłem przekonany do dotykowego sterowania, więc zacząłem rozglądać się za padem. Niektóre z nich były całkiem komfortowe, zbliżone do zwykłych kontrolerów. Każdy z nich miał jednak własne problemy, które szybko czyniły go zbędnym, a najlepszym rozwiązaniem ostatecznie okazywał się Dualshock.
Na ratunek fanom mobilnego grania przyszedł ostatnio Razer, wypuszczając swój kontroler Kishi. Rozwiązuje on wszelkie problemy, które kiedykolwiek miałem z graniem na telefonie. Zamiast wzorować się na padach od PS4 czy Xboxa, Razer zasugerował się wyglądem i komfortem, jaki gwarantuje graczom Nintendo Switch, co już po pierwszych kilku minutach użytkowania okazuje się strzałem w dziesiątkę.
Analogi są wyjątkowo przyjemne, strzałki działają bez żadnych problemów, a wszystkie przyciski znajdują się w zasięgu ręki. Co najważniejsze, podczas gry nie czuć żadnych większych opóźnień, co w wielu przypadkach znacząco wpływało na przyjemność czerpaną z gameplayu. Przyzwyczaić trzeba się jedynie do triggerów, które swoją jakością i charakterystycznym wykonaniem odbiegają od tego, do czego przyzwyczaiły Was Dualshocki czy kontrolery od Xboxa. Poza tym Kishi w połączeniu z xCloudem sprawdza się wyśmienicie, pozwala zabrać palce z ekranu i cieszyć się pełnym obrazem, odkrywając bibliotekę Microsoftu.