Testy w grach
W naszych głowach kłębi się wiele kosmatych myśli, a najważniejszą z nich jest ostry, pozbawiony wszelkich zabezpieczeń… GAMING. I dlatego tę fazę testów w skali oceny urządzenia traktujemy jako pierwszorzędną. To dzięki niej udowadniamy, czy dany sprzęt faktycznie nadaje się do grania w wymagające tytuły. Czy Lenovo Legion Y720 zalicza się do wspomnianej kategorii urządzeń? Oczy-kurde-wiście!!! W końcu mamy tu gorący trójkącik w postaci GTX 1060, i7-7700HQ i 32 GB RAM. W rozdzielczości Full HD i w maksymalnych detalach graficznych posłały na deski niemal każdą grę, odbierając im resztki fps-ów. Pokazujemy to na przykładzie prawdziwych walk z 7 grami reprezentującymi różne gatunki rozgrywki. Poświęciliśmy dla nich indywidualnie około 30-45 minut z FRAPS-em w tle. Kto jest ciekawy, o jakiej skali płynności mowa, niechaj zapozna się z poniższymi wykresami.
Jak to zwykł mawiać Hitchcock, film winien zaczynać się od trzęsienia ziemi, a potem napięcie ma w nim nieprzerwanie rosnąć, tak i my podeszliśmy do reżyserii testów, które inaugurowała sieciowa strzelanka. Counter-Strike jako jeden z nielicznych absorbuje moc procesora, więc jest idealnym dlań przeciwnikiem. 140 kl/s w trakcie meczu nieco zaskakuje, bowiem Y520 wypluł na ekran 150, nadto zaliczając spadki do granicy 90 kl/s. Tak czy siak, w grze możemy liczyć na stałą płynność obrazu.
W następnym odcinku odwiedziliśmy samego diabła i jego infernalnych pomocników. Oddawali dla niego demoniczne życie przy średnich 91 kl/s. Sporadycznie zdarzało się jednak, że ich krew spływała po ekranie wolniej, niż zwykle. 45 kl/s pojawiało się tak szybko, jak znikało, by Doom ponownie wskoczył na wyższy bieg fps-ów.
Jak się okazało, nawet najnowsza gra z naszego zestawienia nie mogła narzucić swojego tempa Legionowi. Oczywiście, w trakcie spacerków po gęsto zarośniętym potworami lesie atakowały nas niewielkie spadki klatek, ale nie zakłócało to w żaden sposób rozgrywki. „Boskie światło” wskazywało wtem drogę ku maksymalnej płynności, nieraz przekraczając 70 kl/s.
Od momentu otworzenia domu Państwa Bakerów nie było mowy o większych problemach z płynnością gry. Czy to szlajając się po zalanej piwnicy, czy też objadając przy stole z całą rodzinką wariatów, ponad 60 kl/s jest dla tego sprzętu po prostu gwarantowane. O ile sama gra potrafiła chwilami przestraszyć, to już przesunięcie suwaków w kierunku maksymalnych detali nie budziło w nas grozy.
Rządza fps-ów była w nas silna, więc postanowiliśmy zatrzymać nasz pociąg w okolicach Mordoru. Na miejscu powitała nas banda przepięknych orków zapraszająca do soczystej potyczki. Niezależnie od krajobrazu i urody przeciwników można było liczyć na 60 kl/s. Aczkolwiek było ich znacznie więcej, toteż wycieczkę do Mordoru zaliczamy do bardzo udanych.
Jak to możliwe, że wydana w 2013 roku gierka tak straszliwie poniżyła recenzowany sprzęt, w którym przesiadują wydajne podzespoły? Odpowiedź jest dość prosta – za prędkość gry odpowiada ustawienie graficzne, a dokładniej mówiąc skala armii. Gdy chcemy przeprowadzać bitwy w największym wymiarze oddziałów, wówczas jest tak dużo postaci i szczegółów do wyrenderowania, że biedaczek nie ma szans zachować twarzy. To i tak nie jest najgorszy wynik, gdyż na Y520 z GTX 1050 Ti można liczyć co najwyżej na 17-30 kl/s. W tym przypadku, 720 legionistom podczas wielkich bitew udaje im się zabić średnio 35-37 fps-ów.
Lara Croft na koniec testów podniosła nas na duchu i przytuliła do piersi, obdarowując 58 kl/s. Podkreślamy, że podziwialiśmy jej uroki w pełnej krasie – z maksymalnymi ustawieniami, a nawet aktywnym filtrem HBAO+. Najwolniej przedzierała się w otoczeniu śniegu, ale gdy tylko założyła bardziej obcisły ciuszek, nagle z większą werwą bawiła się w archeoloszkę i odkrywała przed nami tajemnicę zaginionych fps-ów.