Strona głównaRecenzjeGryStar Wars Squadrons - wracamy w kosmos

Star Wars Squadrons – wracamy w kosmos [recenzja]

Porządnych space-simów brakuje, symulatorów w świecie Star Wars nie ma w ogóle. Czy Star Wars Squadrons będzie tym, czego potrzebuje gatunek?

Fanom latania w kosmosie, szczególnie tym starszym, po pierwszych zapowiedziach Star Wars: Squadrons od razu stanęły przed oczami tak kultowe gry, jak X-Wing, czy X-Wing vs. TIE Fighter – pozycje absolutnie obowiązkowe. Biorąc pod uwagę, że Electronic Arts ma ostatnio całkiem niezłego nosa do gier w uniwersum Gwiezdnych Wojen – bo Jedi: Fallen Order dobrą grą jest, co starałem się udowodnić w recenzji – miałem nadzieję na solidną dawkę latania i “robienia piu piu”. Czy się zawiodłem?

Krótki lot

Pierwsza niepokojąca informacja dotarła do mnie jeszcze przed uruchomieniem gry. Okazało się, że Star Wars: Squadrons ma bardzo krótką kampanię singleplayer. Sprawdziłem to organoleptycznie – singla można bez większego wysiłku ukończyć w czasie poniżej 10 godzin. Nawet, jednak jeśli przyjmiemy, że EA (znowu) chciało postawić na multiplayer – też nie do końca się udało. Na chwilę obecną Squadrons oferuje bowiem graczom zaledwie dwa tryby rozgrywki po sieci. Pozwólcie jednak, że do multiplayera jako takiego przejdę w swoim czasie, a teraz skupię się na kampanii dla pojedynczego gracza.

Gdzie się podziała Star Warsowa epickość?

Kampania owszem jest krótka, ale dość przyzwoicie zbudowana. Przyzwoicie, to znaczy całość trzyma się kupy, jest sensownym ciągiem zdarzeń – aczkolwiek nie powiedziałbym, żeby nie wiadomo jak porywała. Przyczyn tego stanu rzeczy upatruje w dwóch kwestiach. Po pierwsze, nie mamy osobnej fabuły dla strony Imperium i Nowej Galaktyki, tylko co kilka misji przeskakujemy pomiędzy frakcjami. Sprawia to, że ciężko wczuć się w jednego czy drugiego bohatera i zaburza immersję. Dzieje się tak nawet pomimo faktu, że teoretycznie gra pozwala nam dla obu stron stworzyć własne postaci (nadać im imiona i nieco dopasować wygląd). Problem w tym, że tak stworzonych bohaterów widzimy potem i tak tylko na awatarze z poziomem postaci w multiplayerze – akcję w wątku fabularnym obserwujemy ciągle z perspektywy pierwszej osoby, poza tym obie nasze postaci są wybitnie milczące.

Druga kwestia, która zaburza odczuwanie pełni emocji związanych z grą to to, co dzieje się pomiędzy misjami. Nie licząc niektórych cutscenek, zazwyczaj przerwy spędzamy na kilku, na siłę skleconych rozmowach z członkami naszych eskadr oraz odprawie przed kolejną misją. Te rozmowy i nasi koledzy i koleżanki po fachu… to chyba jedni z najgorzej napisanych NPC-ów w grach. Cechuje ich płaskość niczym bocznych paneli TIE Fightera. Są tak bardzo “kliszowi” i tak bardzo wpisują się w aktualną interpretację Gwiezdnych Wojen przez Disneya, że to aż wylewa się z ekranu. Na szczęście rozmowy z nimi są całkowicie opcjonalnymi zapchajdziurami.

Latamy i robimy Piu, Piu!

Na szczęście esencja gry, czyli latanie i kosmiczne bitwy są zrobione naprawdę świetnie. Widać w nich, że ktoś miał na to konkretny pomysł i chciał dodać coś oryginalnego. Po pierwsze, przed większością misji możemy wybrać jakim statkiem chcemy lecieć i nie jest to wybór jedynie kosmetyczny, sprowadzający się do widoku z innego kokpitu. Każdy pojazd naprawdę zachowuje się inaczej i myślę, że bardzo szybko znajdziecie wśród nich swoje ulubione. Po drugie, mamy sporo możliwości konfigurowania dodatkowego uzbrojenia, a nawet opcji pancerza czy silników. Tu także każda podjęta decyzja przekłada się na konkretne różnice w grze. Osobiście najczęściej sięgałem po pojazdy najbardziej zwrotne i szybkie, dodatkowo wzmacniając możliwości ich silników, ale jeśli wolicie grać wolnymi, za to potężnie opancerzonymi – nic nie stoi na przeszkodzie.

To, co się dzieje po wylocie z hangaru to również poezja. Nierzadko w misjach przyjdzie nam się mierzyć z kilkunastoma lub kilkudziesięcioma przeciwnikami, a do tego trzeba będzie lawirować pomiędzy okrętami flagowymi obu stron, asteroidami, gwiezdnym złomem i innymi przeszkodami. Ten aspekt wykonano bezbłędnie, a dodatkowy plus należy się autorom za spore możliwości dopasowania sterowania – grałem w wersję konsolową, a tutaj to wcale nie jest takie oczywiste.

Dość oryginalnym elementem Star Wars: Squadrons, wskazywanym w wielu recenzjach, na który ja także zwróciłem uwagę, jest system dystrybucji energii. Pojazdy Nowej Republiki pozwalają na przekazanie większości mocy na broń, silniki lub osłony, zwiększając tym samym możliwości danego elementu. Pojazdy Imperium pozwalają niemal na to samo, ale pomiędzy silnikami a bronią – nie mają bowiem aktywnych tarcz. To zmusza między innymi do ciągłego pilnowania tego, co jest w danej chwili ważniejsze dla danej misji.

Ładny ten kosmos

Kolejny atut to oprawa graficzna. Kolory kosmosu to niezwykle wdzięczny temat dla gier i w Star Wars: Squadrons oddano to znakomicie. Podobnie jak wygląd statków, szczególnie tych większych i bardziej potężnych. Jedyne, czego mi brakowało to groźba zderzenia z takim kolosem – powodowałoby to, że w trakcie potyczek gracz musiałby dodatkowo uważać. Aktualnie zderzenie z innym statkiem czy asteroidą nie czyni właściwie żadnych szkód. Dźwiękowo – też nie ma na co narzekać, a lot TIE Fighterem, wydającym z siebie charakterystyczne wycie, jest doświadczeniem jedynym w swoim rodzaju. Swoją drogą, gra została również przygotowana z myślą o zestawach VR i z tego, co słyszałem z opinii osób posiadających taki sprzęt – wrażenia są rewelacyjne. Pochwała należy się też za optymalizację gry, która mimo masy wybuchów, przelatujących promieni laserów i różnej maści statków, znajdujących się na ekranie, trzymała na moim Xbox One X płynne 60FPS.

Wcześniej wytknąłem grze, że na chwilę obecną ma zaledwie dwa tryby rozgrywki wieloosobowej – to niestety prawda.Gramy w Potyczkach albo Bitwach Flot. Potyczki to nic innego jak zwykły team deathmatch, gdzie walczymy o jak największą ilość zestrzeleń. Bitwy Flot to walka “na przewagi”, gdzie stopniowo przebijamy się przez linie wroga, by w końcu dotrzeć i zniszczyć jego okręt flagowy. Możemy tutaj także grać z pozycji obrony, musimy wtedy odpowiednio dopasować wyposażenie naszego pojazdu. To jeden z tych trybów, w którym widać, że autorzy mieli naprawdę pomysł jak podejść do gry, bo jest wciągający, wymaga umiejętności latania, ale też odpowiedniego zaplanowania co bierzemy ze sobą na misję i jakim statkiem chcemy lecieć. Niestety, na chwilę obecną to tyle – mam nadzieję, że z czasem trybów w multiplayerze będzie znacznie więcej.

Star-Wars-Squadrons-11

Przy okazji multiplayera, ale też generalnie rozgrywki, jeszcze jedna uwaga. W trybie rozgrywki wieloosobowej mamy oczywiście do odblokowania mnóstwo elementów kosmetycznych dla naszego statku, włącznie z zawieszkami i hologramami w kokpicie. Co ważne – nie ma tu żadnych mikrotransakcji, wszystko odblokowujemy za postępy w grze. Jedyna uwaga, jaką mogę mieć do elementu levelowania postaci to fakt, że poziomy zdobywa się tylko w multi – szkoda, że nie dano nam możliwości zdobywania doświadczenia również za przechodzenie misji w trybie fabularnym.

To bardziej nowa czy stara trylogia?

Czy gra jest zatem warta polecenia? Jeśli jesteś fanem kosmicznych symulacji i walk jeden na jeden – i tak nie masz innego wyjścia, chyba że po raz 50 odpalisz coś starego. Jeśli poza tym wolisz potyczki multiplayer od wątku fabularnego, tym bardziej powinieneś zagrać w Star Wars: Squadrons. Jeśli zaś jest na odwrót i bardziej cenisz sobie kampanię, myślę, że i tak grze należy dać szansę. Wypożycz ją od kumpla, poszukaj w jednym z abonamentów, w skrajnym przypadku poczekać na promocję – ale zagraj. Uczucie związane z lataniem kultowymi pojazdami jest naprawdę świetne.

Ocena: 8/10

Zalety

  • Pierwszy space-sim od dłuższego czasu…
  • …i od razu bardzo dobrze zrobiony
  • System dystrybucji energii
  • Wybór statków i uzbrojenia przed misją
  • Świetna oprawa graficzna i optymalizacja
  • Brak mikrotransakcji

Wady

  • Ciężko o immersję
  • Dialogi między misjami i postaci „kolegów”
  • Krótka kampania singleplayer
  • Skromny multiplayer (2 tryby)

Bądź na bieżąco

Obserwuj GamingSociety.pl w Google News.

Zbigniew Pławecki
Redaktor, specjalista ds. esportu

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Treść komentarza
Wpisz swoje imię