Jak z prostej gry o lataniu stateczkiem zrobić coś dużo bardziej rozbudowanego? Deep Silver i Fishlabs prezentują to na przykładzie gry Chorus.
Nara była niegdyś członkinią tajemniczego Kręgu, organizacji działającej niemal jak sekta, która przyczyniła się do śmierci miliardów ludzi. Nasza bohaterka sama przyczyniła się do unicestwienia całej planety – i to był punkt zwrotny w jej życiu. Najpierw zniknęła, a jakiś czas później pojawiła się w Enklawie, miejscu zbierającym wszystkich, którzy chcą walczyć z Kręgiem. W walce pomaga jej Opuszczony, niewielki, jednoosobowy statek, który zdaje się czasem żyć własnym życiem – a na pewno będzie miał nam sporo do powiedzenia. To znaczy, nie on, a operująca nim Sztuczna Inteligencja.
Powyższy opis może sugerować, że mamy do czynienia z jakąś potężną space operą, w rodzaju Mass Effecta. Jeśli jednak spojrzymy na Chorusa bez zwracania uwagi na towarzyszącą mu fabułę, zobaczymy “prostą” grę o lataniu statkiem, obserwowaną zza jego silników.
Chorus – nie tylko latanie
Naszą bohaterkę widzimy tylko kilka razy, w trakcie cut scenek, ale nigdy nie sterujemy nią bezpośrednio. Jednak absolutnie nie można tego poczytać grze za wadę, z prostego powodu – “stateczki” to gatunek, który zdawał się być dawno zapomniany, więc pojawienie się nowej gry tego typu niesamowicie mnie cieszy. Posucha dotyczyła całego gatunku space-simów, jedyną nadzieję w ostatnich latach dawały Everspace i Star Wars Squadrons, jednak ostatnie Gwiezdne Wojny były niesamowicie krótkie i zostawiły po sobie spory niedosyt. Po nich natomiast znowu nad gatunkiem zapadła cisza.
Ale latanie jest tu bardzo ważne
O ile można w ogóle w ten sposób dzielić gry o lataniu w kosmosie, Chorus jest dużo bardziej arcade’owy od Star Wars. Latanie jest niezwykle przyjemne, a sterowanie padem – intuicyjne… no, może poza hamowaniem pod lewym analogiem – odruchowo zawsze najpierw wciskałem LT, który w tej grze odpowiada za… dopalacz. Sporo frajdy daje możliwość ciągłego rozwijania Opuszczonego i wyposażania go w nowe rodzaje broni czy systemy obrony. Wzmocnienia i ulepszenia możemy albo zakupić w naszej bazie, albo znaleźć na polu walki i gwarantuję Wam, że nigdy nie będą one jedynie kosmetyką. Każdy typ przeciwnika (a jest ich całkiem sporo) wymaga trochę innego podejścia, a co za tym idzie płynnego przełączania się między uzbrojeniem. W walce i misjach pomoże nam nie tylko wyposażenie naszego statku, ale też zdolności, którymi dysponuje główna bohaterka, na przykład specjalny zmysł, który pomaga odnajdywać cele misji. Jeśli natomiast chociaż na chwilę przyjdzie nam pilotować inny statek, od razu poczujemy różnicę – czy to w uzbrojeniu, czy samych możliwościach latania.
Trochę w Chorus zabrakło mi w walkach poczucia uczestniczenia w epickim starciu, jakie nie raz towarzyszyło mi w Squadrons. Nasza bohaterka nie zawsze walczy z małym oddziałem piratów, czasem są to duże bitwy z udziałem krążowników po obu stronach konfliktu. I mimo, że teoretycznie mamy wsparcie towarzyszy broni, w takich bitwach miałem wrażenie, że i tak jestem sam, a inne statki w tych samych “barwach” są tylko ozdobnikiem latającym w tle.
Największym, pozytywnym zaskoczeniem był dla mnie świat. Chorus to open world, tyle, że umieszczony w kosmosie. Mamy oczywiście główny wątek fabularny i związane z nim misje, ale po drodze będziemy spotykać mnóstwo NPC, którzy będą nam zlecać opcjonalne zadania. Przydają się one do zbierania waluty oraz dodatkowego wyposażenia i są ich – jak na open world przystało – dziesiątki. Całość została wykonana niezwykle szczegółowo i świetnie prezentuje się w 4K wypluwanym przez złącze HDMI Xboxa Series X. Lokacje nie są przesadnie kolorowe, widać dobrze odwzorowane tekstury kosmicznych skał i różnych konstrukcji.
Złoty środek między Piu Piu a fabułą?
Co do zaś samego głównego wątku… tutaj mam nieco mieszane uczucia. Z jednej strony dobrze, że autorzy pokusili się o nieco inne niż zwykle podejście do takiej gry i dodanie jej jakiejś głębi, z drugiej – po jakimś czasie mnie osobiście fabuła przestała jakoś specjalnie interesować i skupiłem się na lataniu i robieniu “piu piu”. Może byłoby inaczej, gdyby nie aktorka wcielającą się w Narę, która nie pozwalała mi na immersję – jej dialogi brzmiały jak odczytywane przez megafon ogłoszenia na dworcu. Co ciekawe, kwestie dialogowe Nary dzielą się na dwa typy – zwykłe wypowiedzi oraz rozmyślania bohaterki – ten drugi typ jest przedstawiony w zdecydowanie bardziej naturalny sposób.
Czy zatem w Chorusa warto zagrać? Jeśli jesteście fanami latania w kosmosie to jak najbardziej, tyle, że… z odpowiednim nastawieniem. Moim zdaniem, żeby wyciągnąć z gry jak najwięcej, wątek fabularny należy potraktować jako ciekawostkę, ale nic poza tym. Po prostu latamy od misji do misji, bijemy niemilców i wtedy bawimy się najlepiej. Kwestie dialogowe powodują, że trochę trudno dać się pochłonąć fabule, a szkoda byłoby z tego powodu popsuć sobie odbiór całej gry. No i jest to pierwsza, może poza Elite, gra z tak fajnie zbudowanym, otwartym, kosmicznym światem.
Ocena: 7/10