Wstęp
Najnowsza część trzeciej sagi Gwiezdnych Wojen dostępna jest w kinach od 14 grudnia. Najlepiej obejrzeć ją jak najszybciej. U nas w redakcji, kto mógł to już był. Stało się to dobrym tematem do dyskusji. Zdania temat filmu są różne. Żeby nie było stronniczej recenzji, każdy wrzucił swoje trzy grosze na ten temat. Możecie przeczytać je poniżej. Zapraszamy Was do lektury oraz komentowania, opiszcie nam swoje wrażenia z filmu.
Na początku miałem pisać bez żadnych spoilerów, ale fuck it. Będą spoilery wielkie jak w BMW z wiejskiego tuningu. Teraz oficjalnie żeby nie było, że nie ostrzegałem.
!SPOILER ALERT!
Udało mi się przekonać moją ładniejszą połowę, aby wybrać się do kina w niedzielę a nie jak wcześniej planowaliśmy w środę. To była dobra decyzja. Oczywiście jak zwykle wszystko nie może iść gładko i rezerwacja poszła w kosmos, a miejsca były już zajęte. Musiałem wybrać inne, ale dzięki temu nikt nie siedział obok i nie mlaskał. Potem z kolei problem z płatnością, bo przecież w kinie Internetu NIET i kuponów nie odpalisz. Dalej to już z górki pół godziny reklam i czas na film. Swoją drogą, to sporo firm podpięło się pod Gwiezdne wojny, konsole, wiadomo Battle Front 2, ale maszynki do golenia? Zwłaszcza, że u Luka morda zarośnięta jak u żula spod sklepu.
Film „Ostatni Jedi” mogę śmiało uznać za jeden z najlepszych w całej serii Gwiezdnych Wojen. Oczywiście nie jest pozbawiony wad, mi to jednak prze przeszkadza. Trzeba się też definitywnie odciąć od tego co było w grach i książkach. Oficjalnie tamte wydarzenia nie miały miejsca. Jedyna słuszna prawda to jest to, co wydarzyło się w filmach. W tej części na ekranie praktycznie ciągle coś się dzieje i jest tam z jakiegoś powodu. Może i znanego tylko reżyserowi ale jednak. Zaczyna się tradycyjnie, napisy lecące w przestrzeń, a potem scena ze statkami walczącymi w kosmosie. Dwie i pół godziny minęły, a ja nawet na moment nie oderwałem oczu od ekranu. Oglądałem naprawdę z zapartym tchem, sceny akcji i sceny śmiechu przeplatały się ze scenami smutku, była też odrobina zniesmaczenia. Po jaką cholerę Kylo Ren zdejmował maskę, że o koszulce nie wspomnę? Nie chodzi mi tu o zerwanie z dziedzictwem starej trylogii i podobieństwa Rena do Vadera. Młody Solo ma ryj szpetny i apetyt mi odbiera. Jak go widzę to „mnie” gniją ziemniaki w piwnicy. Najgorsze jest jednak to, że nie mogę tej sceny już odzobaczyć. Jako potomek Anakina jest on główną postacią sagi, więc nie ma co liczyć na to, że już go nie pokażą. Nie mogę też łudzić się, że dla równowagi w kolejnej części zostaniemy wynagrodzeni sceną z Rey bez koszulki. A’propos cycków, to były cycki, nagie cycki w liczbie sztuk cztery. Ale nie ma co się podniecać kosmiczne zoofile, należały do samicy(?) zwierzątka wyglądającego trochę jak morświn albo mors, taka kosmiczna krowa. Luke bezceremonialnie podszedł sobie do niej, wydoił cyca z zielonego mleka, upił parę łyków z butelki i poszedł w swoją stronę. Absolutnie obrzydliwe i niepotrzebnie. Ludzie gadają, że to nawiązanie do niebieskiego mleka z czwartej części. Dla mnie to taka akcja promująca picie mleka dla zdrowych kości. Na tym jednak nawiązania do poprzednich części się nie kończą.
Wielokrotnie w czasie oglądania miałem lekkie wrażenie, że chyba gdzieś to już widziałem. Przykładowo zatopiony X-Wing na Ahch-To. Były też inne sytuacje wyglądające trochę schematycznie albo absurdalnie. Pomimo tego film niejednokrotnie mnie zaskakiwał, głównie za sprawą zwrotów akcji, było to pozytywne. Kilka scen, zwłaszcza tych końcowych spowodowało, że jestem bardzo ciekaw, co będzie dalej. Niby wiadomo, bo będzie jak zawsze. Jasna strona i rebelia zwyciężą z Nowym porządkiem, ale w jaki sposób dojdzie do zwycięstwa? Był też mały szczegół, który może zostać wykorzystany w kolejnej trylogii, o ile ta będzie się działa w czasach po zakończeniu trzeciej trójki. Chodzi o dzieciaka, który sobie zamiata stajnie wykorzystując Moc. Też bym tak chciał, zamiast latać z odkurzaczem to myk, myk i posprzątane. Oznacza to, że rośnie kolejne pokolenie sprzątaczy obdarzonych mocą, albo kolejnych Jedi. A jak przy Mocy jesteśmy, bardzo dobrym posunięciem był powrót do korzeni i wyjaśnienie czym ona jest. Znowu jest to otaczająca wszystko energia, a nie jakieś malaryczne pasożyty pływające we krwi. Reżyser zerwał z tą bzdurą z pierwszej części.
W końcu też doczekałem się pokiereszowanej facjaty Snoka w pełnej krasie, a nie gigantycznego hologramu. Dla mnie gość wygląda jakby mu wycięli część żuchwy a dodatkowo miał dziurę w tchawicy jak po wycięciu przełyku, o szlafroczku Hefnera nie wspominam. Typ się sypał niczym Dart Sion z KOTOR’a 2. Nie owijając w bawełnę, koleś się rozpadł na dwie części niczym Darth Maul w Mrocznym Widmie. Pomógł mu w tym miecz świetlny w brzuchu. Szkoda tylko, że ostatecznie nie odpowiedział na pytanie „Kim ty, k..urcze jesteś pajacu?”. Koleś znikąd. Co do innych dziwnych podobieństw postaci, to kryształowe lisy skojarzyły mi się z Jolteonami, czyli ewolucyjną formą Eevee z Pokemonów. Wesołego akcentu do filmy dodały Porgi, wielkookie latające świnki morskie, ze swoimi słodkimi mordkami. I były one zdecydowanie lepsze jako „śmieszna atrakcja” niż Ewoki czy Jar Jar Bings. Ten ostatni powinien zarobić mieczem świetlnym w nerę w pierwszej minucie po spotkaniu.
Jestem pod dość dużym wrażeniem tego jak cała technika animacji komputerowej poszła do przodu. Wyrenderowane postacie bardzo dobrze wtapiały się w sceny i praktycznie nie mógłbym się przyczepiać do niczego poza ręką Snoka, która w jednym momencie była słabo nałożona na resztę filmu i wyglądało to dość tandetnie. Trochę jak stare filmy na blue boksie. Mam też wrażenie, że reżyser Rian Johson troszeczkę zatracił się w twórczości R.R. Martina, bo w tej części trup ściele się bardzo gęsto. Co prawda licznik zgonów nie da wyniku z Nowej nadziei, bo tam całe Alderaan poszło z dymem, ale i tak było tego sporo i widowiskowo. Krwawa łaźnia bardzo mnie zaskoczyła a dodatkowo pozostawiła uczucie smutku i straty, po niektórych postaciach. Zginął admirał Ackbar, w pułapce jaką zastawiło Impeeee… znaczy Nowy porządek. Biedaka wyssało w przestrzeń kosmiczną i tyle go widzieli :-(. Nie zrezygnowano też z tradycji grubego pilota X-Winga, który szybko ginie. Wiem jedno – jak ktoś gruby pilotuje maszynę to znaczy, że zaraz zginie. Analogicznie jak czarnoskórzy w horrorach, zawsze któryś ginie jako pierwszy, alternatywa to cycata laska. A jak jesteśmy jeszcze przy zgonach to ciekawi mnie jak w kolejnej, IX części zostanie rozwiązany problem z Leią graną przez zmarłą rok temu Carrie Fisher. Podobno na jej miejsce ma być inna aktorka, a w post produkcji mają nałożyć jej komputerowo twarz Carrie. Ta zresztą też dała popis umiejętności i po tym jak Acbara i kilka osób wyssało w przestrzeń kosmiczną, Leia pobawiła się w Supermana i pofrunęła sama do statku. Kolejna dużą stratą była śmierć Luka, chłopina zrobił swoje i pozostał po nim tylko płaszcz tak jak po Obi Wanie, znaczy połączył się z mocą. W kolejnej części będzie prawdopodobnie występował w postaci astralnej. Zupełnie jak Yoda, który pojawił się na kilka minut, żeby pobawić się w nazistę i podpalić bibliotekę. Taki trochę infantylny szaleniec. Jednak lata spędzone w samotności na Dagobah odcisnęły na nim swoje piętno.
Troszeczkę odbiegłem od tematu, a muszę wspomnieć coś o muzyce. Ta jak zwykle skomponowana przez Johna Williamsa jest świetna tak jak poprzednio. Tyle w temacie :-). Podsumowując, film wywarł na mnie bardzo dobre wrażenie i polecam go wszystkim fanom Gwiezdnych Wojen. Tylko nie analizujcie tak wszystkiego co zobaczycie, bo znowu komuś od tego dupsko pęknie. Jestem bardzo ciekawy kolejnej części z reżyserskim powrotem J.J. Abramsa. Niestety przyjdzie na nią czekać kolejne dwa lata. Na pocieszenie już za rok spin-off z młodym Indianą Jonsem tfu… Hanem Solo. Pakujcie dzieci zabawki i marsz do kina na Ostatniego Jedi! Nie zawiedziecie się.
TLDR: „Ostatni Jedi” – Polecam. Dziękuję dobranoc.
Marcin „SoSlowGamer” Czajka