To, że spotkania Virtus.pro mają z reguły dość niespodziewany przebieg wie każdy, kto ogląda je od dłuższego czasu. Ale tak kuriozalnego meczu jak pierwsze starcie dwumeczu z x-kom chyba jednak nikt się nie spodziewał.
Bardzo długo zapowiadało się na to, że Inferno będzie miało dla VP identyczny przebieg jak pierwsze starcie z mousesports. Ku zdumieniu chyba wszystkich obserwujących, zawodnicy x-kom niezwykle łatwo zdobywali kolejne rundy, niemalże deklasując bardziej doświadczonych i utytułowanych kolegów. W końcu przewaga urosła do stanu 11:1 i wydawało się, że jest już praktycznie po meczu, a zwycięstwo x-kom jest tylko formalnością. Wtedy to jednak Virtusi w końcu się przebudzili i zaczęli seriami zdobywać kolejne rundy, w tym – co można uznać niemal za historyczne wydarzenie – pierwszą od początku turnieju pistoletówkę. Ta pozwoliła im kontynuować comeback także w drugiej połowie, w której graczom x-kom udało się zdobyć zaledwie jeden punkt. Ostatecznie Inferno skończyło się wynikiem 16:12, a VP byli już pewni awansu do kolejnej fazy turnieju, natomiast zawodnicy x-kom – tego, że wracają do domu. Ale do rozegrania była jeszcze jedna mapa, Mirage.
Tutaj role całkowicie się odwróciły i to Virtus.pro od samego początku dominowali na mapie, zaczynając od zdobycia kolejnej pistoletówki. Tym razem to Virtusi objęli gigantyczne prowadzenie, doprowadzając do wyniku 11:1, a chwilę później zamykając pierwszą połowę 13:2. Tym samym zdobycie brakujących im do zwycięstwa trzech punktów było już tylko formalnością, szczególnie przy wygranej kolejnej pistoletówce. Na Mirage zobaczyliśmy wynik 16:2 dla VP.
Kolejna okazja do zobaczenia Virtus.pro w tym turnieju już w niedzielę, kiedy to zostaną rozegrane oba półfinały oraz wielki finał. Jakie szanse dajecie tam Polakom?
Źródło: wł.