Wstęp
Wielokrotnie zastanawianiem się czy zakup laptopa do grania ma sens? Jeszcze kilka lat temu zestawienie tych dwóch słów mogło wywoływać lekki uśmieszek politowania. Dzisiaj już nie byłbym taki ostry w osądach. Na rynku mamy dostępnych wiele mocnych laptopów, które poradzą sobie z nowymi tytułami. A tym razem na moje biurko trafił prawdziwy drapieżnik, Acer Predator Helios 500.
Może i zabrzmię trochę jak stary piernik, ale co tam, powiem to, nastały piękne czasy. Gracze nie muszą już szukać kompromisów pomiędzy wydajnością komputera stacjonarnego a kompaktową i w miarę mobilną konstrukcją laptopa. Uzbrojeni w odpowiednią ilość gotówki możemy stać się posiadaczem gamingowego laptopa, na którym będziemy mogli wymiatać w najnowsze tytuły bez konieczności obniżania jakości detali i w 20 FPS.
Jednym z przykładów takiego sprzętu jest Predator Helios 500 firmy Acer. Model ten trafił do mnie na biurko w celu dokładnego zbadania i przetestowania jego możliwości w praktyce. Tego typu wyzwania zawsze sprawiają wiele radości a często również zaskakują w bardzo miły sposób. A jak w testach wypadł Predator? Tego dowiecie się z dzisiejszego testu. Zapraszam do lektury.
Śliczny i wydajny lapek to fakt, ale powiedzmy sobie szczerze – nie wierzę w bajki że ten procek nie powoduje thermal throttla powyżej 80 stopni. Mam podobnego P17-75em (tam siedzi i7-7700) i przy niektórych tytułach trzeba lecieć na medium / high max a i tak robi się piekarnik a granie kiedy na polu jest przykładowo 30 stopni to nie lada wyczyn, a taka podstawka czy frostcore to must have (przynajmniej trochę wyrównuje temperatury i odkrywa dolne otwory „wisząc” nad stolikiem.
I od razu zaznaczam że jest utrzymany w najlepszym możliwym stanie już 2 lata, zero brudu a pasta dobrej jakości).
Posiadanie takich maszynek to sporo wyrzeczeń, a w rękach osoby niedbającej to on pożyje góra 1.5 roku.