Wygląd i wykonanie

Strona głównaRecenzjeRecenzja słuchawek Logitech G633 Artemis Spectrum RGB 7.1

Recenzja słuchawek Logitech G633 Artemis Spectrum RGB 7.1

Wygląd i wykonanie

Na pierwszą randkę ze słuchawkami Logitech G633 umówiłem się bezpośrednio u mnie. Bez kolacji, bez niczego podjechała przyzwoitka i podrzuciła je do mnie. Byłem tak przejęty, że posprzątałem nawet na biurku, a w laptopie zrobiłem wolne miejsce na złączu USB i mini-jack. Kiedy tylko wpadły w moje ręce, bestialsko rzuciłem się na nie, rozbierając ze wszystkich zbędnych tekturowych ciuchów. I wreszcie je zobaczyłem, całkiem nagie, surowe w swoim materialnym obliczu. Jakby to żartobliwie powiedzieć – większych nie widziałem! Są naprawdę duże w porównaniu do wcześniej recenzowanych zestawów.

Cechą szczególną jest interesujący profil nauszników. Brak tu kobiecych krągłości, jakie spotkaliśmy w ramach zalotów do Razer 7.1 V2. Obudowa nauszników jest wydłużona, wręcz dopasowana do kształtu uszu. Po wewnętrznej krawędzi nauszników nałożono gąbczaste poduchy obleczone wytrzymałą siatką z nieznanego mi materiału. Te w łatwy sposób można ściągnąć i w razie potrzeby wyczyścić z kurzu i innych specyfików.

Zewnętrzną warstwę obudowy nauszników pokrywa wąski, przezroczysty pasek, przez który przebija się podświetlenie RGB. Powyżej transparentnych linii konstrukcja nieco zwęża się, a na jej szczycie można zauważyć trzy wydrążone wzorki oraz literkę G, oznaczającą markę producenta (która również przepuszcza światło).

Nauszniki mimo konkretnych rozmiarów (około 8 x 11 cm) można w dużym zakresie wyregulować względem kształtu głowy i sposobu ich noszenia. Dzięki ruchomemu zawiasowi możemy przekręcić je o 90 stopni w jednej płaszczyźnie, a także przechylić, aby bez rozciągania kabłąka ustawić je równolegle do siebie. Przy dopasowaniu słuchawek do głowy nie można zapomnieć o odpowiedniej regulacji wysokości pałąka. Tutaj teleskop wysuwa się na 4,5 cm, więc raczej nikt nie powinien mieć problemów z wygodnym ułożeniem nauszników. Nie trzeba się także martwić o nacisk na górną część głowy. Zastosowana u podstawy kabłąka pianka jest bardzo delikatna. I choć wcześniej narzekałem na zbyt wąską wyściółkę w modelu Logitech G231 Prodigy, tak tutaj mam wrażenie, że jest odrobinę szersza i elastyczniejsza.

Dużej funkcjonalności sprzętu akompaniuje nowoczesny wygląd, acz o barokowym zacięciu nie ma mowy. Miłym dla oka są gładkie wykończenia krawędzi i matowa czerń nauszników, która dobrze prezentuje się z błyszczącymi zawiasami. Modernistycznego designu urządzenia nie psuje widok wystającego ze słuchawki mikrofonu. Producent skrzętnie ukrył go w lewym nauszniku, pozwalając graczowi zdecydować kiedy będzie potrzebny. Otoczony jest nie jedną, a dwiema izolacjami – główną plastikową o sztywnej strukturze i bodajże nylonem lub gumą, która to warunkuje przybliżenie go jak najbliżej do ust. O jego aktywności informuje niewielka dioda iskrząca się kolorem czerwieni.

Korzystając z wbudowanych przycisków na nauszniku, możemy wyłączyć go bez spoglądania na pulpit. Należy tylko trafić na ten jeden właściwy prztyczek spośród 6 wystających elementów zamontowanych z tyłu słuchawki. Pozostałe z nich służą do obniżenia hałasu, przełączenia aktywnej linii komunikacji USB/mini-jack i trzech dowolnie zaprogramowanych przez użytkownika funkcji. Kwestią zasadniczą jest podłączenie zestawu przez przewód USB, bowiem tylko wtedy będziemy mogli sparować urządzenie z oprogramowaniem Logitech Gaming Software.

Wspomniany przewód został dostosowany do obsługi zarówno PC jak i konsol. Z pewnością jego najważniejszą zaletą jest daleki zasięg, gdyż rozwija się na odległość 3 metrów. Aczkolwiek wbrew regułom bezpieczeństwa Szwajcarzy zamiast opleść kabel transmisyjny, jedynie ogumili go i tym samym narazili na przetarcia. Kompletnym jego przeciwieństwem jest przewód zakończony końcówką 3,5 mm. Ten ma raptem tradycyjną długość 1,8 m, za to opleciono go wytrzymalszym materiałem oraz dodano mu pilot do regulacji głośności, włącznik mikrofonu i przycisk do przełączania utworów. Ciekawostką jest to, że posiadając dwa przewody możemy wydzielić jeden na transmisję dźwięku z gry a drugi na muzykę odtwarzaną np. ze smartfonu.

I właśnie podczas testowania kombinacji połączeń, do moich uszu dotarły dźwięki, których wolałbym nie usłyszeć. Macając palcami wierzch obudowy prawej słuchawki, ta zaczęła w panice skrzypieć. Dokładnie rzecz ujmując, chrobocze w miejscu poniżej linii podświetlenia. Napierając kciukiem na powierzchnię można wyczuć złe spasowanie elementów. Podobne odgłosy cierpienia wydobywają się spod łączenia zawiasu ze słuchawką. Jak za tak wysoką cenę urządzenia, jest to raczej wada, w moim przekonaniu, niedopuszczalna.

Błogosławieństwem na zastany problem jest dobra izolacja nauszników. Ściśle przylegają do głowy, osłaniając małżowiny w całości. Myślę, że niezależnie od ich rozmiaru, słuchawki przykryją każdą parkę uszu z rozmachem ograniczając dostęp dźwięków z zewnątrz. Zaskakująca w tej sytuacji jest masa słuchawek. Duże rozmiary nauszników nie narzucają zbyt wielkiego obciążenia dla szyi. Tutaj jest to około 330 g.

Spis treści

Bądź na bieżąco

Obserwuj GamingSociety.pl w Google News.

Grzegorz Rosa
Redaktor, szef działów gry i audio

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Treść komentarza
Wpisz swoje imię

Spis treści