W weekend na Netfliksie pojawił się Arcane, długo wyczekiwana przez fanów League of Legends animacja, spod skrzydeł Riotu. Dostaliśmy kolejny świetny produkt, który bez wątpienia przyczyni się do kolejnych gier tego wydawcy.
Doskonała rozrywka i gratka dla fanów League of Legends
Arcane od pierwszych minut pilota maluje dosyć prosty i zrozumiały konflikt pomiędzy bogatą strefą Piltover nazwanym hucznie „miastem progresu”, a Zaun, domem dla kryminalistów i typów spod ciemnej gwiazdy. Z czasem relacje pomiędzy mieszkańcami poszczególnych stref zyskują drugie dno, robią się bardziej skomplikowane, a na głównych bohaterów całego tego zamieszania wyrasta szajka młodej Vi.
Arcane prowadzi jednocześnie bardzo wiele różnych wątków. Każdy kolejny odcinek zagłębia nas coraz bardziej w bogaty, pełny kontrastów świat, pełny nie tylko bogaczy i przestępców, ale jak się szybko okazuje, również magii. To narastający konflikt pomiędzy Vi a Jinx wychodzi jednak na pierwszy plan. Obserwujemy poczynania grupy młodych bohaterów, którzy za wszelką cenę chcą zaistnieć w Zaun i stawić czoło wojskom Piltover. Scenariusz błyskawicznie przedstawia nam wszystkie kluczowe dla Arcane wątki i w powietrzu zaczyna unosić się zapach nadchodzącej wojny.
Zaczynając oglądać Arcane, byłem ciekawy czy na dłuższą metę obroni się nie jako odskocznia od solo queue dla fanów League of Legends, tylko jedna z nowości w bogatej bibliotece Netflixa. Nie ulega oczywiście wątpliwości, że fani gier Riotu będą w serialu bawić się doskonale. Sam z szerokim uśmiechem na ustach obserwowałem, jak na ekranie pojawia się ambitny naukowiec Jayce, jego partner Viktor albo żyjący ponad 300 lat Heimerdinger. Fajnie jest po prostu patrzeć, jak w formie zupełnie innego medium pojawia się gra, której poświęciło się tyle lat swojego życia.
Domyślam się, że jeszcze lepiej będą bawić się w Arcane osoby zaznajomione już dogłębnie z uniwersum Runeterry. Wbrew pozorom, lore postaci w League of Legends jest bardzo rozwinięty i niczym kolejne ekspansje w World of Warcraft, nowi bohaterowie w popularnym multiplayerze stają się częścią coraz to bardziej zawiłej układanki. Każda postać ma swoje miejsce w tym złożonym uniwersum i teraz widać tego efekty. Jeżeli spędzaliście do tej wolne chwile, czytając na Wikipedii historie Jayce’a, Thresha czy Miss Fortune, na Netfliksie zobaczycie teraz, jak niektóre z tych opowieści ożywają.
Arcane broni się jednak również jako serial. Oprawa audiowizualna stoi na bardzo wysokim poziomie, kawałek Imagine Dragons z intro chodzi mi po głowie od czterech dni, a animacja stworzona przez zespół Riotu wygląda rewelacyjnie. Świetna muzyka i oryginalna animacja doskonale współgrają ze scenariuszem, podkreślając charakter niektórych bohaterów, jak i różnice pomiędzy poszczególnymi stronami konfliktu.
Riot podjął również świadomą i bardzo słuszną decyzję, żeby swoim Arcane konkurować bardziej z gatunkiem Young Adult niż Disneyem lub Marvelem. Serial nie boi się poruszać trudniejszych tematów, nie ucina akcji, kiedy któremuś z bohaterów ma się stać krzywda. Nie jest to jeszcze Rating R, ale na pewno świetna decyzja twórców serialu, żeby nie bać się odrobiny krwi i brutalności w imię bardziej przekonującego odzwierciedlenia tego wyjątkowego świata. Dzięki temu Arcane może być teraz nie tylko produkcją dla fanów League of Legends, ale serialem, który wciągnie subskrybentów Netflixa w świat gier wideo.
Przyszłość Riotu wygląda obiecująco
Riot pierwszy raz wspomniał o Arcane podczas 10 rocznicy gry. Oficjalnie poinformowali wtedy, że planują rozwój w kierunku innych gatunków i obok League of Legends pojawi się wiele innych gier. Zobaczyliśmy wtedy Valoranta, nadchodzącą bijatykę i wiele innych planów, które przysłoniły mi wtedy zapowiedź animacji.
Od tego czasu oglądałem zapowiedzi i starałem się być na bieżąco z nadchodzącą premierą, ale z rozmiaru tego wydarzenia zdałem sobie sprawę dopiero w sobotę, kiedy przed finałem Mistrzostw Świata fragmentom Arcane przygrywało Imagine Dragons. Dzień później premiera serialu wyglądała niczym czerwony dywan Oscarów. Ponad milion ludzi zebrało się na Twitchu, żeby na oficjalnym kanale Riotu lub razem ze swoimi ulubionymi streamerami oglądać pilotażowy odcinek animacji. Riot stworzył wokół tej premiery ogromny hype, a potem okazało się dodatkowo, że animacja wciąż przerosła oczekiwania niektórych fanów.
Oglądając Heimerdingera dyskutującego z Viktorem zdałem sobie też sprawę, jak wiele tak głośna i ciepło przyjęta produkcja może zrobić dla kolejnych gier Riotu. Do tej pory poznawanie świata Runeterry kojarzyło mi się z pierwszym Destiny, gdzie zdobywane podczas rozgrywki karty trzeba było potem przeglądać w przeglądarce internetowej. Lore do zrozumienia sceny esportowej nie było mi zupełnie potrzebne, więc zostawiałem ten temat największym zapaleńcom League of Legends.
Teraz Runeterra staje się jednak coraz bardziej przystępna dla większości graczy, a Riot za pomocą nowego medium może stopniowo przedstawiać fanom historie postaci kluczowych dla ich kolejnych produkcji. Jeszcze w tym roku ma zadebiutować, chociażby Ruined King, gdzie wśród grywalnych postaci znajdują się m.in. Yasuo, Braum i Miss Fortune. Połowa gamingowego świata bez wątpienia czeka też na MMO, którego istnienie zostało już potwierdzone. Nie mamy co prawda żadnych szczegółów na jego temat, ale tworzone przez ostatnią dekadę uniwersum bez wątpienia będzie jego częścią.
Sam po sobie widzę, że Arcane wzbudził we mnie dużo większe zainteresowanie światem League of Legends. Kiedy kolejny raz zobaczę Heimerdingera w dolnej alei, zapomnę na chwilę o jego irytujących wieżyczkach i będę wspominał historię technologii Hextech. Znacząco pomógł w tym wszystkim fakt, że francuskie studio Fortiche Productions stworzyło świetną animację, która zapewne znajdzie się niedługo na liście najpopularniejszych premier Netflixa.